W Polsce zdecydowana większość społeczeństwa, elit oraz mediów – niezależnie od podziałów na prawicę lewicę i prawicę – sympatyzuje z Ukrainą w obliczu jej konfliktu zbrojnego z Rosją. Takie stanowisko nie jest jednak wcale powszechne w Europie Środkowej. Aby się o tym przekonać, wystarczy przekroczyć naszą południową granicę i znaleźć się w Słowacji.
Doniesienia medialne na temat wojny na wschodzie są tam najczęściej opatrzone komentarzami prorosyjskimi i antyukraińskimi. Rewolucja na Majdanie oraz konflikt w Donbasie przedstawiane są jako wyłączna intryga USA, które dążą do skolonizowania Ukrainy. W tej optyce nie ma w ogóle miejsca na motywacje godnościowe oraz dążenia wolnościowe samych Ukraińców. Widać to szczególnie w komentarzach internetowych, gdzie nagminnie pojawiają się takie określenia, jak “faszyści z Majdanu”, “kijowska junta” czy “ludobójcy Poroszenko i Jaceniuk”.
Wiele krytycznych głosów pada także pod adresem Polski za to, że popiera “faszystowską” Ukrainę. Jest jakimś grymasem historii fakt, że o faszystowskie sympatie oskarżają Polaków głównie nacjonalistyczne środowiska słowackie, same chętnie nawiązujące do tradycji ks. Josefa Tiso, który przecież aktywnie współpracował z Hitlerem.
Na taką sytuację na Słowacji składa się wiele czynników: żywe, sięgające jeszcze XIX stulecia tradycje panslawistyczne; wpływy moskiewskiej agentury; aktywność ruchu rusińskiego, rozniecającego w oparciu o Rosję separatyzm na ukraińskim Zakarpaciu; działalność Moskwy w sferze “soft power”, zwłaszcza misja Rosyjskiego Centrum Kulturalnego w Bratysławie; rusofilstwo dużej części słowackich elit politycznych reprezentujących całe spektrum ideowe: od nacjonalistów, poprzez chadeków i socjalistów, aż po komunistów. Z jednej strony więc chrześcijański demokrata, były dysydent antykomunistyczny i były premier Słowacji – Jan Carnogursky jest członkiem Klubu Wałdajskiego oraz gorącym zwolennikiem putinowskiej Rosji; z drugiej zaś strony lider lewicowego SMER-u i obecny premier Robert Fico domaga się zniesienia sankcji gospodarczych wobec Moskwy.
To nie przypadek, że największym autorytetem w kwestiach ukraińsko-rosyjskich jest dziś jeden z najbardziej wpływowych i poczytnych słowackich publicystów – Siergiej Chelemendik. Ten Rosjanin, urodzony w 1957 roku w Kijowie, kształcony w Moskwie oraz pracujący przez dwa lata (1982-1984) na Kubie – w roku 1988 osiadł na stałe w Bratysławie. Dał się poznać nie tylko jako biznesmen i właściciel sieci księgarń, lecz także jako publicysta oraz pisarz, autor około 30 książek, a nawet jako polityk. Zasiadał w parlamencie z ramienia nacjonalistycznej Słowackiej Partii Narodowej (SNS).
Chelemendik prowadzi swój własny słowacko-rosyjski portal, gdzie wychwala rządy Władimira Putina, udowadnia wyższość cywilizacji eurazjatyckiej nad zgniłym Zachodem oraz wysuwa tezy o niezdolności Ukraińców do stworzenia własnej państwowości. Wielce znamienny był zwłaszcza wydźwięk tekstów, jakie pojawiły się na jego portalu do zabójstwie Borysa Niemcowa. Jeden z tytułów brzmiał wprost: “Borys Niemcow – sakralna ofiara nienasyconego Zachodu”.
W tej sytuacji do rangi symbolu urasta fakt, że najwyższym punktem Bratysławy, który góruje nad całą stolicą, jest Slavin – położony na wzgórzu cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej z 40-metrowym, strzelającym w niebo, kamiennym obeliskiem. Został wybudowany i postawiony właśnie w tym miejscu jako symbol sowieckiej dominacji nad Słowacją. Niedawno z udziałem słowackich władz odbyła się tam uroczystość zamontowania nowoczesnego oświetlenia. Do tej pory nocą Slavin był pogrążony w ciemnościach, zaś w oczy rzucał się głównie położony na sąsiednim wzgórzu i ładnie oświetlony zamek bratysławski – symbol słowackiej państwowości. Teraz dominacja symboliczna nie ulega już wątpliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/235666-dlaczego-wiekszosc-slowackich-elit-i-mediow-jest-prorosyjska-i-antyukrainska