To kolejny proces Dominique’a Strauss-Kahna związany z jego wybujałą seksualnością i być może DSK kolejny raz się wywinie.
Tym razem rzecz dotyczy wieczorków erotycznych organizowanych w głównie Lille (ale także w Paryżu, Waszyngtonie, Madrycie) z udziałem prostytutek. Potocznie nazywa się go procesem hotelu „Carlton” z Lille, ponieważ jednym z oskarżonych jest zarządzający tym hotelem, a część spotkań tam właśnie się odbywała. Klientami prostytutek podczas owych wieczorków byli ludzie z lokalnej elity biznesowo-towarzyskiej (nb. część z nich jest członkami loży masońskiej), ale – uwaga! – z dodatkiem celebryty z najwyższej półki, Dominique’a Strauss-Kahna, wtedy dyrektora generalnego Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a w 2011 roku zarazem najważniejszego kandydata Partii Socjalistycznej w wyborach prezydenckich.
Jak wiadomo, wysoki lot DSK został przerwany na wiosnę 2011, kiedy wybuchł inny skandal obyczajowy z nim w roli głównej – został oskarżony o gwałt przez pokojówkę z hotelu „Sofitel” w Nowym Jorku. Mimo, że proces karny w tamtej sprawie został umorzony, a w procesie cywilnym polityk zawarł ugodę z pokojówką, jego kariera (zawodowa i polityczna) legła w gruzach. Sprawa „Carltonu” miała go dobić, ale chyba tak się nie stanie.
Oskarżenie dowodziło głównie na podstawie wymiany SMS-ów pomiędzy oskarżonymi, że stworzyli system wyrafinowanych usług seksualnych. DSK i 13 jego kompanów (w tym 2 kobiety) zostali oskarżeni o kwalifikowane stręczycielstwo (proxénétisme aggravé). Za coś takiego grozi do 10 lat więzienia i do 1,5 mln euro grzywny. Po czterech tygodniach procesu (wczoraj sąd zakończył przesłuchania stron i zapowiedział ogłoszenie werdyktu 12 czerwca) da się stan oskarżenia streścić tak: wyrafinowane usługi seksualne - tak, system – nie.
Oskarżenie załamało się w dwóch punktach: teza, że DSK musiał wiedzieć, że ma do czynienia z profesjonalistkami seksu oraz teza, że słowa używane w SMS-ach dowodzą organizacji płatnej prostytucji.
Co do pierwszego, same prostytutki twierdzą, że ich klienci nie mogli nie wiedzieć, jaki jest ich status. Jak pisze „Le Figaro”, „zdrowy rozsądek podpowiada, że rzeczywiście wiedział [Strauss-Kahn i inni oskarżeni – RG], ale z prawno-karnego punktu widzenia dowód nie został przeprowadzony”.
Co do drugiego, DSK tłumaczył, że używany w SMS-ach język był rzeczywiście grubiański, ale stanowił część stylu życia jurnych samców, nie oznaczał natomiast dosłownie tego, co w nich zapisano. Kiedy na przykład w SMS-ie pisze się, o dostarczeniu „surowca” („du materiel”) na spotkanie, nie oznacza to wynajęcia prostytutek, tylko użytkowy stosunek do tych kobiet. Były minister bezpruderyjnie przyznaje, że taki jest jego styl życia, że jego seksualność wykracza poza normę. Ale – powiada – samo w sobie to nie powinno obchodzić sądu, o ile nie wchodzi w kolizję z prawem.
Publiczność raczej spodziewa się uniewinnienia, niż skazania. Dosyć zgodna jest opinia, że o ile obyczaje erotyczne Dominique’a Strauss-Kahna są osobliwe, o tyle dowody w tej sprawie nie wydają się niepodważalne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/234685-obyczaje-erotyczne-i-prawo-karne-tym-razem-rzecz-dotyczy-wieczorkow-z-udzialem-prostytutek