Orban nie wierzy w Europę. My jesteśmy na nią skazani

PAP/EPA
PAP/EPA

Media mainstreamowe mają kolejną zabawę – wypominanie polskiej prawicy fascynacji Orbanem w kontekście jego flirtu z Putinem. Fakt, że Jarosław Kaczyński ostentacyjnie nie spotkał się z węgierskim premierem, dał okazję do kolejnych podrygów radości.

W rzeczywistości sprawa jest prosta, by nie rzec prostacka. Fakt, że chwalimy kogoś za jedno, nie musi oznaczać, że udzielamy mu dożywotniego kredytu na nieomylność we wszystkim innym. Z tego, że uważam politykę zagraniczną Orbana za podyktowane pseudomocarstwowym mitomaństwem szkodnictwo, nie wynika, że nie mogę opisywać z uznaniem jego rozmaitych posunięć w dziedzinie polityki wewnętrznej.

Powiem więcej, ja osobiście sądzę, że gdy idzie o pakiet osiągnięć społeczno-gospodarczych dbający o własną klasę średnią Orban jest bardziej skuteczny niż mógłby być, gdyby rządził, nadmiernie socjalny (jeśli brać jego zapowiedzi do końca serio) lider PiS. Co nie oznacza, że nie będę się solidaryzował z Kaczyńskim, kiedy mówi Orbanowi: dość.

W tej akurat sprawie nawet Ewa Kopacz wyraża polski interes narodowy, bo porażka Europy w zagwarantowaniu Ukrainie minimum suwerennościowego komfortu, to w dłuższej perspektywie być albo nie być także i Polaków.

Rzeczywistość bywa skomplikowana. Niemniej w Polsce jest ona tworzywem dla kreowania najróżniejszych kalek (od słowa kalka) i używania ich potem do przedrzeźniania przeciwnika. W tym przypadku język wywalili na wierzch dziennikarze Wyborczej i TVN. Takie przedrzeźnianie zdarza się i po prawej stronie (obecna polityczna „debata” ogłupia skutecznie), ale ich siła rażenia jest dużo mniejsza. Tu mamy do czynienia z orkiestrą.

Pojawiły się też inne głosy, które trzeba potraktować bardziej serio. Oto różni komentatorzy, często bliscy logice zawodowych dyplomatów, dowodzą, że to błąd w sztuce. Kaczyński nie powinien bojkotować, a Kopacz napominać węgierskiego lidera. Orbanowi należy się przyjazne przekonywanie, bo przecież to ważny partner itd.

Nie odrzucam a priori takiej argumentacji, aczkolwiek mam wrażenie, że akurat w przypadku dzisiejszego Orbana pole do jego przeciągnięcia na inną stronę jest niewielkie. Jego nowy kurs nie wynika bowiem tylko z zamiaru droczenia się ze starą Unią, ale jak zauważył Jerzy Haszczyński w „Rzeczpospolitej” z generalnej niewiary w siłę sprawczą liberalno-demokratycznego europejskiego porządku. Do tego dochodzą rewanżystowskie pokusy rewizji systemu wytworzonego i przez I i przez II wojnę światową. W takiej sytuacji nic pewnie Orbana nie zmieni, a jeśli już to raczej wstrząs niż przyjazne poszeptywanie.

Jeśli chodzi o Kaczyńskiego w grę wchodziły jeszcze dodatkowe okoliczności, związane z polityką wewnętrzną. Był on, zgodnie z opisaną na początku logiką wysuniętego jęzora, tak silnie kojarzony z Orbanem, że jego linia mogła się stawać nieczytelna, a na pewno byłaby kwestionowana i wyśmiewana, gdyby ograniczył się do spotkania i przyjaznej perswazji. Zwłaszcza że – inaczej niż Kopacz – miałby mniejszą okazję, aby swoje kredo wyłożyć. Pozostawała więc terapia wstrząsowa – odcięcie się. To właśnie zrobił.

Naturalnie nie wykluczam też emocji, Kaczyński nie ma żadnego powodu aby lubić Putina, może więc reagować alergicznie na jego sojuszników. Ale to nie był ślepy, straceńczy gest.

W pretensjach niektórych prawicowych komentatorów i polityków do prezesa PiS pobrzmiewa wszakże coś więcej niż niezadowolenie z braku dyplomatycznej pogawędki. Po tej stronie, także i w Polsce, przebija się koncept: a może ten Orban ma rację ogłaszając, co prawda nie całkiem jeszcze wprost, kres unijnych standardów? Środowiska eurosceptyczne w Europie zachodniej też dawno doszły do tego wniosku.

Przecież w tym samym czasie prezydent Francji i kanclerz Niemiec po raz kolejny po części wyprzedali ukraiński interes, w każdym razie wystawili go na szwank. Mówią o tym choćby ci sami politycy PiS, którzy ostatecznie odcięli się od Orbana. Może więc on jest od nich bardziej logiczny?

W przeciwieństwie do wielu głosicieli takich tez ja akurat zawsze twierdziłem, że polityka międzynarodowa także opiera się na moralności, nawet jeśli nie zawsze da się ją stosować tak dosłownie jak w etyce życia prywatnego. Popisy kieszonkowego makiawelizmu nie przystoją ludziom przyznającym się do tradycyjnych wartości. Gdy każde rozwiązanie wydaje się mało komfortowe, warto się przynajmniej kierować elementarną przyzwoitością.

Ale tym co potępią mnie w tym momencie za idealizm , odpowiem, że to nie jedyny argument.

Możliwe, że miejsce Orbana jest rzeczywiście po stronie największego rewizjonisty współczesnego ładu europejskiego, czyli Putina, choć jeśli mówię o szkodliwym mitomaństwie tej polityki, mam na myśli to, że realne korzyści z niej mogą się okazać dużo mniejsze od fantasmagorii. Z wiary, że lider Fideszu będzie drugim admirałem Horthym.

Z pewnością jednak nie po tej stronie jest naturalne miejsce Polaków. Polska jest na jakąś formę europejskiej kooperacji skazana, choć dziś trudno z jej stanu odczuwać zadowolenie. To prawda, meandry polityki niemiecko-francuskiej czynią naszą sytuację mocno niewygodną, ba niepokojącą, do tego dochodzi brak satysfakcji z kierunku ewolucji unijnych instytucji. Czy to oznacza, że znaleźliśmy się potrzasku?

Chyba ciągle jeszcze nie, o ile tylko uwierzymy, że historia nie rządzi się prawem jedynego możliwego rozwiązania. O ile uznamy, że nie jest zdeterminowana. O tym, jak rozumiem, próbuje nas przekonać, nie zawsze do końca czytelnie, bo takie debaty mają swoje mielizny, Jarosław Kaczyński. I tyle.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych