Potrzebujemy większej pomocy w walce przeciw rebeliantom. Jeszcze ostrzejszych sankcji i broni defensywnej, by Putin wreszcie pojął, że dalej tak nie może!
— wzywa w dramatycznym apelu napisanym specjalnie dla niemieckiego „Bilda” mer Kijowa, znany bokser Witalij Kliczko.
W tym samym czasie prezydent Petro Poroszenko dzwoni do szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska i wręcz błaga o przysłanie na Ukrainę misji międzynarodowej, która miałaby kontrolować sytuację na wschodzie Ukrainy. Odpowiedź na apele Poroszenki już jest. Przebywający z wizytą w Kongu minister Frank Walter Steinmeier wyraził swój… „sceptycyzm”:
Z założenia podstawą do misji pokojowej jest to, że mamy stabilne zawieszeni broni
— umywa ręce szef niemieckiej dyplomacji. A, że na Ukrainie toczą się walki, misji nie będzie. Innymi słowy: kradną bo nie ma, nie ma bo kradną…
Propozycja pana Poroszenki jest interesująca, ale nierealistyczna, bo nie zgodzą się na nią Rosjanie…
— dorzuca były szef (inspektor generalny) Bundeswehry Harald Kujat. A tak w ogóle:
Udział niemieckich żołnierzy w takiej misji jest całkowicie nie do pomyślenia
— kwituje.
Czyli mamy jasność. Stanowisko Niemiec przytaczam nie bez powodu, bo nikt inny, tylko właśnie kanclerz Angela Merkel wraz z notabene przez nią nielubianym prezydentem Francji Françoisem Hollande’em na doczepkę przejęła negocjacje z Rosją w sprawie Ukrainy. A więc przywódcy krajów, które po pomarańczowej rewolucji stanowczo sprzeciwiły się podjęciu negocjacji o ewentualnym przystąpieniu Ukrainy do NATO.
Dzisiejsze problemy Kijowa były niemalże zaprogramowane. Już wtedy, gdy na szczyt sojuszu w Pradze (w listopadzie 2002 r.) nie zaproszono prezydenta Leonida Kuczmy. Pretekstem był zarzut, iż Ukraina sprzedała „wyspecjalizowane urządzenia techniczne” do Iraku. Pominę fakt, ile zachodnich firm, w tym kilkadziesiąt niemieckich, znalazło się na czarnej liście dostawców państw objętych międzynarodowym embargiem, ujawnionej przez USA na marginesie wojny w Zatoce Perskiej…
W każdym razie, prezydent Ukrainy, choć nieproszony, do Pragi jednak przyjechał. Wyprosić go nie wypadało, więc zastosowano trick: przy usadawianiu przedstawicieli poszczególnych państw uczestniczących w tym szczycie zastosowano alfabet… francuski, tak, żeby Kuczma siedział na uboczu. W przerwach obrad włóczył się osamotniony między nami, dziennikarzami, szukając wsparcia. Pisałem o tym w moich relacjach. Na zrozumienie przynajmniej niektórych mediów mógł liczyć, lecz odpowiedź Niemiec i Francji na jego zabiegi brzmiała krótko: „nein”, „non”…
Nic dziwnego. Nieco wcześniej, urzędujący wówczas kanclerz Gerhard Schröder zaprosił był Władimira Putina, jako pierwszego gościa z zagranicy do wygłoszenia przemówienia w odbudowanym Reichstagu w Berlinie, i - ku osłupieniu samego prezydenta Rosji, a przede wszystkim Amerykanów - po raz pierwszy nazwał Rosję „strategicznym partnerem Niemiec”.
Tuż po praskim szczycie NATO, Putin - były agent KGB i zagorzały komunista, miał być uhonorowany „Kwadrygą”, prestiżową nagrodą, przyznawaną „wybitnym osobowościom polityki, gospodarki i kultury”, które „stanowią wzór i wytaczają kierunki na przyszłość”… Jej laureatem został m.in. prezydent Czech Václav Havel. Ostatecznie, po wielkiej fali protestów w kraju i z zagranicy, Putin „Kwadrygi” nie dostał.
Ale, jakkolwiek to zabrzmi, kierunki rzeczywiście „wytycza”…, obecnie - na Ukrainie. Podczas niedawnej prezentacji w Moskwie filmowego spotu piłkarskich mistrzostw świata, które w 2018 r. mają odbyć się w Rosji, FIFA pokazała Krym już w jej granicach. Po protestach Kijowa były potem przeprosiny, ale - po prawdzie, kto dziś potrafi wytyczyć granice obszaru należącego do Ukrainy? Kto wie, jak daleko jeszcze posunie się „wcielony, kryształowy demokrata” (poetyka Schrödera) Putin…?
Ukraina dogorywa na oczach bezradnego zachodu. Prezydent Poroszenko, który ma świadomość na co może, a właściwie, na co nie może liczyć ze strony Francji i Niemiec, zgodził się na de facto uwłaczające godności jego kraju warunki przerwania walk, wynegocjowane podczas niedawnego spotkania Merkel, Hollande’a i Putina w Mińsku. Co ociera się o polityczną farsę, ich gospodarzem był inny „kryształowy demokrata”, białoruski satrapa Alaksandr Łukaszenka, który de facto ma zakaz wjazdu na teren UE.
Tzw. porozumienie „Mińsk II”, jak należało się spodziewać, nie zostało dotrzymane. Było o tym wiadomo zanim uczestnicy mediacji wrócili do swych domów, bo w jakim celu datę zawieszenia broni wyznaczono na kilka dni później od chwili podpisania ich ustaleń? Chyba tylko po to, żeby umożliwić przegrupowanie i koncentracje sił separatystom. W efekcie, Ołeksandr Zacharczenko, „premier” samozwańczej donieckiej republiki ludowej poinformował właśnie o zakończeniu „czystki” w Debalcewie:
Broni i sprzętu wojskowego jest tak dużo, że musimy wywozić to wagonami
— chełpił się po zdobyciu tego miasta przez prorosyjskich odszczepieńców. Jego zdaniem, „w debalcewskim kotle zginęło od 3 do 3,5 tys. żołnierzy ukraińskich”.
Pozostaje tylko pytanie, gdzie leży kres wytrzymałości Ukraińców i ich prezydenta? Bezsilny Poroszenko wygląda jak zbity pies. Część jego rodaków uważa go za mięczaka, a część zmęczonej ludności chciałaby mieć już po prostu święty spokój. Spokoju nie będzie. Poroszenko już czuje na plecach oddech zwolenników twardszej linii. Nawet premier Arsenij Jaceniuk otwarcie krytykuje:
Poroszenko poszedł wobec Moskwy i rebeliantów” na zbyt wiele ustępstw”.
Ale i Jaceniuk zdaje sobie zapewne sprawę, że Ukraina sama nie obroni się przed rosyjska agresją. Czy wyraźnie wyczerpany nerwowo Poroszenko zdecyduje się ustąpić? Nie da się tego wykluczyć. Może być także do tego zmuszony. Na razie dzwoni, prosi i apeluje do europejskich i amerykańskich przywódców o pomoc.
Perspektywa wygląda wręcz tragicznie: jeśli gotowa na wprowadzenie stanu wojennego Ukraina dostanie broń (według Putina, już dostaje z USA), dojedzie do jeszcze większego przelewu krwi i być może już otwartej „interwencji” Rosji, rzecz jasna, w obronie rosyjskojęzycznej ludności, zaprowadzenia ładu, porządku i demokracji…
A jeśli tak, czym to się skończy? Nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu z punktu widzenia Zachodu, odpowiedź jest dla Kijowa nieciekawa: skończy się to jak zwykle pokojem, doprecyzowanym w jakiejś nowej Jałcie…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/234552-piotr-cywinski-ukraina-dogorywa-na-oczach-bezradnego-zachodu-czy-prezydent-poroszenko-poda-sie-do-dymisji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.