Wolność słowa: nasza wojna. Francja od 40 lat jest karmiona nonsensowną ideologiczną papką. Co dalej z Paryżem?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wrcp.com
wrcp.com

Francuska dyskusja po zamachach terrorystycznych z początku stycznia nie kończy się. Przeciwnie: ona dopiero się rozkręca. I bardzo dobrze, bo problem jest gigantyczny.

Najpierw gigantyczny jest kłopot z islamskimi radykałami we Francji. Nie dlatego, że to są ludzie gotowi na wszystko – chociaż, oczywiście, są. Garstka szaleńców może zagnieździć się w każdym kraju i nagle zacząć strzelać do dowolnie wybranego celu. Ale nie na tym polega problem. Polega on na tym, że to już nie jest garstka. Ok. 1200 młodych ludzi mających francuskie obywatelstwo, w ogromnej większości wywodzących się z rodzin imigrantów, walczy obecnie w Iraku i w Syrii po stronie Państwa Islamskiego. Terrorystów, którzy zastrzelili dziennikarzy „Charlie Hebdo” i klientów koszernego supermarketu było trzech. Czy ktoś odpowiedzialny może sądzić, że tamtych 1200 ochotników nie jest zdolnych do tego samego? To po pierwsze.

Po drugie, ci radykałowie nie działają we Francji w społecznej próżni. Każdy, kto interesuje się walkami partyzanckimi w Polsce w czasie okupacji niemieckiej i w pierwszych latach po okupacji wie, że siłą partyzantki jest jej zaplecze w miejscowej ludności. Otóż, każdy kto nie buja w obłokach ideologii wielokulturowości, końca historii i podobnych fantazji, wie, że dzisiaj istniej we Francji baza społeczna dla tych bojowników radykalnego islamu, który chcą go wprowadzać czynem – dokładniej: przy pomocy kałasznikowa. Nie było tej bazy 40 lat temu, dzisiaj w sytuacji gdy mieszka w tym kraju 5 do 8 milionów muzułmanów, ta baza już jest. Naturalnie, nie wszyscy, ani nawet nie większość francuskich muzułmanów, sprzyja zabójstwom dokonanych ostatnio przez braci Kouachi i Coulibaly’ego. Ale wystarczy zobaczyć jaka jest skala odrzucenia wartości Republiki w szkołach na murzyńsko-arabskich przedmieściach, żeby wiedzieć, iż wytworzył się w tym kraju jakiś anty-naród, grupa zdecydowanie wroga wobec Francji z jej prawami, obyczajami, sposobem życia, z jej wolnością słowa w końcu – niemożliwymi do przyjęcia dla tych adeptów radykalnego islamu.

Francja nie do końca zdaje sobie z tego sprawę, bo jest od 40 lat karmiona ideologiczna papką, wedle której, wszyscy ludzie są braćmi, konflikty narodowościowe nie istnieją, a już na pewno nie istnieją takie, które byłyby ufundowane na różnicach kulturowych. To jest nonsens sam w sobie. Do tego nonsens, który pokazał właśnie całe swoje złowieszcze skutki.

Z polskiej perspektywy (całkowicie odmiennej) mamy skłonność do ocen w rodzaju: „to nie jest nasza wojna”. Owszem, nasza. Pod tym względem polecam bardzo interesujący tekst Agnieszki Kołakowskiej w weekendowym „Plusie-Minusie”. Musimy bronić wolności słowa nawet wtedy, gdy korzystający z tej wolności wypowiadają myśli głupie, w formie plugawej. Musimy, choć nie kochamy ani głupoty, ani plugastwa. Musimy, bo islamistom, którzy zastrzelili dziennikarzy „Charlie Hebdo” nie chodziło tylko o eksces formy i treści. Dla nich wszystko, co nie chwali Allacha, obraża go.

W tym sensie w naszym interesie jest bronić przed nimi głupoty i plugastwa, zanim zaczną strzelać do nas.

————————————————————————————-

Ciekawa pozycja dostępna wSklepiku.pl:”Atlas radykalnego Islamu”.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych