Czy Rosja traci Bałkany? Moskwa poirytowana z powodu postawy Bułgarii, Czarnogóry i Serbii

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

W Rosji rośnie irytacja z powodu postawy państw bałkańskich wobec Moskwy. Bałkany od dawna uważane były za strefę rosyjskich interesów, a prawosławna ludność tamtejszych krajów tradycyjnie ciążyła ku współwyznawcom z północnego wschodu. O sympatii wobec Rosji decydował głównie wspólny wróg, jakim była islamska Turcja.

Ostatnio jednak się to zmienia, co wywołuje w Rosji coraz większe niezadowolenie. Najpierw twarde stanowisko wobec Kremla zaprezentowała Bułgaria. Nie tylko opowiedziała się za zdecydowanymi sankcjami gospodarczymi wobec Moskwy, ale również wstrzymała prace nad budową rurociągu South Stream, będącego sztandarową inwestycją Gazpromu. Doszło do tego, że Władimir Putin ogłosił zaniechanie tego projektu, a odpowiedzialność za to zrzucił w całości na rząd w Sofii. Nic dziwnego, że w rosyjskich mediach Bułgaria zaczęła być przedstawiana jako kraj, który jest gotów zdradzić prawosławny Wschód dla korzyści płynących z Zachodu.

Obecnie do Bułgarii dołączają kolejne kraje bałkańskie, w tym Czarnogóra. Rosyjscy publicyści przypominają, że sygnałem ostrzegawczym powinny być dla nich wydarzenia z 9 maja 2014 roku, gdy w czarnogórskiej stolicy – Podgoricy rosyjscy turyści hucznie świętowali Dzień Zwycięstwa, lecz spotkali się z niezrozumieniem miejscowych stróżów porządku i trafili do aresztu.

Tym razem sprawa jest jednak poważniejsza, ponieważ Czarnogóra – aspirująca do członkostwa w Unii Europejskiej – przyłączyła się do wymierzonych w Moskwę sankcji gospodarczych Zachodu. Historycy przypominają, że kiedy w 1905 roku toczyła się wojna rosyjsko-japońska, to Czarnogórcy wysłali oddział ochotników, by walczył na Dalekim Wschodzie przeciw Azjatom. Jakże z tamtymi wydarzeniami kontrastuje dzisiejsza postawa Czarnogóry.

Jeszcze większą irytację w Moskwie wywołała wiadomość, że 5 stycznia rozpoczęły się w Bułgarii wielkie manewry wojskowe pod kryptonimem „Platinum Lion 2015”, które potrwają do 30 stycznia. Wezmą w nich udział żołnierze amerykańscy, bułgarscy, rumuńscy oraz serbscy, którzy będą wspólnie ćwiczyć, jak odpierać atak wroga.

W Moskwie odebrano to jednoznacznie jako działanie o charakterze antyrosyjskim. Szczególnie złe wrażenie wywarł udział w manewrach żołnierzy z Serbii. Media przypominają, że podczas licznych konfliktów na Bałkanach (choćby z Chorwatami, Albańczykami z Kosowa czy z NATO) Rosjanie zawsze wspierali Belgrad. Dlatego obecną decyzję Serbów traktują jako niewdzięczność.

Wśród wielu głosów, jakie się na ten temat pojawiły, warto odnotować wypowiedź rosyjskiego komentatora Aleksieja Mieńszowa:

Porozmawiajmy o przyjaciołach. Od Serbów i Bułgarów często można usłyszeć: „To nie my, to nasze władze są temu winne. My lubimy Rosjan…” No dobrze, a kto te władze wybierał? (…) Dlaczego podczas ostatnich wyborów w Serbii do władzy doszli ci, którzy w słowach są patriotami, a w czynach – otwartymi rusofobami? Kto na nich głosował? Czyż nie Serbowie? (…)

Jest jeszcze jedna często powracająca sprawa – otóż Amerykanie dobrze płacą swoim zwolennikom w Serbii, Bułgarii i Czarnogórze, dlatego są tam popierani. Jeśli Rosja będzie płacić, będą i ją popierać. A z jakiej niby okazji? Dlaczego rosyjscy podatnicy powinni płacić za miłość do nich bułgarskiego działacza czy eksperta? Gdzie tu są zasady? Czyli dziś płacą jedni – to wychodzimy za mąż za nich, a jutro drudzy – to za tamtych? Jak nazwać te jednorazowe małżeństwa w detalicznym handlu? Dlaczego Rosja musi mieć jako „przyjaciół” prostytuujące się społeczeństwa?! Narody, które dziś przysięgają przyjaźń, a jutro idą za pieniądze służyć u wrogów. A jeszcze przy tym zwalają wszystko na swoje rządy.

Powyższy tekst, oprócz bezsilnego gniewu autora, zdradza jedną ważną rzecz, mianowicie świadomość braku atutów, jakimi dysponować powinno imperium. Każde państwo, które chce prowadzić politykę mocarstwową, musi posiadać pewne zasoby, by zdobywać sobie poparcie innych krajów. Polityka jest domeną interesów, dlatego sojusze międzynarodowe zawierane są – po przeprowadzeniu bilansu zysków i strat – na zasadzie spodziewanych korzyści. Okazuje się więc, że Rosja ma znacznie mniej do zaoferowania niż Zachód – i to swym tradycyjnym sojusznikom, z którymi od wieków łączyły ją szczególne więzi.

Autor

Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych