W kontekście ostatnich wydarzeń w Paryżu przypomniałem sobie debatę prezydencką w Stanach Zjednoczonych. Przed ostatnią elekcją spierali się w niej Barack Obama z Johnem Sydneyem McCainem III. Jednym z głównych punktów zapalnych „starcia gigantów” była sprawa przyszłej polityki wobec ogarniętej, już wtedy, ogniem wojny domowej Syrii.
McCain był za dużo większą ingerencją USA w konflikt, a Obama bronił swojej zachowawczej polityki wobec Damaszku, deklarując jej kontynuację. W swoim politycznym „niezaangażowaniu” zawiódł się, jak pokazała historia. Wielce prawdopodobną konsekwencją dyplomacji obecnego prezydenta Ameryki jest „wymknięcie się spraw spod kontroli” i powstanie państwa islamskiego ISIS. A to właśnie tam wylęgają się całe zastępy przyszłych terrorystów samobójców niczym hydry z jaj. Ich pierwszym, bo łatwiejszym celem staje się Europa Zachodnia. Masakra w redakcji czasopisma „Charlie Hebdo” jest tego najdobitniejszym przykładem.
Za „męczennikami” w terrorystycznych maskach i „kałachach” w dłoniach pójdą niestety inni. Wiosną polityka multikulti zbierze swoje krwawe żniwo. Wyjaśniał to Bronisław Wildstein w swoim komentarzu na naszych łamach. Zgadzam się z nim w pełni. Ostatni atak był, moim zdaniem, tylko preludium do znacznie większego dzieła. Jednak podobnie, jak Piotr Zaremba, nie będę walił cepem niczym redaktor Terlikowski (nb. specjalista w tej dziedzinie) i oceniał jednoznacznie wielu stron tego dość skomplikowanego zjawiska, tak często niejednoznacznie ocenianego przez komentatorów (głównie w internecie).
Potępiam metodę sprawców masakry zastosowaną przez nich we francuskiej redakcji. Podobnie, jak nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że ofiary zginęły broniąc wolności słowa. Mimo, iż jestem wyznawcą religii katolickiej, nigdy nie byłem za karaniem śmiercią tych, którzy wierzą w innego Boga. Choć w przypadku Islamu i Judaizmu i moim Bóg jest ten sam. Tym bardziej zresztą. Nigdy nie śmieszyły mnie często obraźliwe karykatury Proroka Mahometa. Mało tego. Budziły we mnie wręcz odrazę, tak samo jak chamskie, płytkie intelektualnie przytyki działaczy Ruch Palikota i jego politycznych wypustek w kierunku religii katolickiej i księży.
Wiara jest z zasady delikatną materią, która potrafi wzbudzić potężne emocje. Owszem, nie mam zamiaru za to do nich strzelać, ale niech nie afiszują się z tym jako z walką o wolność wypowiedzi i ogólnie pojętą. To, że oni prawdopodobnie tak to widzą jest już ich problemem, ale im wcześniej zdadzą sobie sprawę, że są w błędzie, tym lepiej dla nich. Niektórzy Muzułmanie, jak widać, są gotowi zginąć, by ukarać ich za taki sposób myślenia. Nie wiem tylko czy ofiary zdawały sobie sprawę z zagrożenia, które ściągali sobie na głowy swoją działalnością. Sądząc po słabej ochronie policji redakcji chyba nie do końca.
Papież Franciszek natomiast modlił się dziś za ofiary paryskiej masakry. Tym m.in. różni się wiara katolicka od radykalnych wyznawców Islamu. Dlaczego więc z niej szydzić? Dziennikarze francuscy i rysownicy zapłacili najwyższą cenę za swoją wizję świata, w której nie zostawiali wiele miejsca dla religii. Problem jednak polega na tym, że następne zamachy mogą być i najprawdopodobniej będą wymierzone w zwykłych ludzi jadących metrem, czy pijących kawę przy stoliku na Champs Elysees. Bowiem coraz większymi krokami zbliża się konflikt cywilizacji. Gdyby świat zachodni zapobiegł powstaniu państwa ISIS zagrożenie byłoby o wiele mniejsze. Ale naród amerykański zdecydował o wyborze Baracka Obamy, który medialnie sprawiał dużo lepsze wrażenie niż Mc Cain i umiał lepiej przekonać elektorat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/228894-istnienie-panstwa-isis-to-wysokooktanowe-paliwo-dla-konfliktu-cywilizacji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.