Kuropaty – o co chodzi Bat’ce? Otwiera się pole do gry z Mińskiem

fot. You Tube
fot. You Tube

Informację o decyzji władz białoruski o objęciu ochroną strefy masowych pochówków (i egzekucji) ofiar zbrodni stalinowskich w Kuropatach należy czytać w kontekście tego wszystkiego, co w ciągu ostatnich miesięcy dzieje się w Mińsku, w Moskwie i między tymi stolicami. A dzieje się dużo.

W skrócie – z jednej strony Aleksander Łukaszenka od dłuższego czasu poczuł się zagrożony wzrastającą (do niedawna) gospodarczą presją Rosji na Białoruś. Sytuacja, w której gospodarcze wsparcie Rosji pociąga za sobą przejmowanie przez ten kraj kolejnych strategicznych pozycji ekonomicznych na Białorusi grozi niezależności Mińska. A Łukaszenka nie chce być żadnym wielkorządcą, którego Kreml będzie mógł wymienić, jeśli nie dość pilnie wykona jego rozkazy, tylko prawdziwym, suwerennym dyktatorem, jak dotychczas.

W dodatku pamięta, że niegdyś miał nadzieję na schedę po Jelcynie, na to że sam zasiądzie na Kremlu i zjednoczy Rosję z Białorusią. Wtedy subiektywnie już był w ogródku, już witał się z gąską, gdy nagle ubiegł go jakiś tam pułkowniczek KGB. Taka pamięć boli, i nie jest dobrą psychologiczną podstawą do współpracy…

A do tego wszystkiego doszła ostatnio Ukraina. Łukaszenka we własnym, dobrze pojętym interesie nie chce podważania granic dawnych radzieckich republik. Wie, że gdyby Moskwie udało się na Ukrainie, to on sam musiałby albo ostatecznie położyć uszy po sobie i stać się biernym gubernatorem guberni mińskiej z przyległościami, albo czekać, aż z pałacu prezydenckiego wyciągną go „zielone ludziki”. Bo byłby następny w kolejce.

No i ta fala indukowanego przez Moskwę słowiańskiego, ruskiego patriotyzmu, grożąca rozhuśtaniem nastrojów „przywracania jedności Ruskiego Mira”, przeorientowania lojalności przynajmniej części Białorusinów w stronę Kremla… Białoruska świadomość państwowa jest fenomenem historycznie nowym, więc wciąż słabym i potencjalnie możliwym do odwrócenia.

Dlatego Łukaszenka od miesięcy wykorzystuje każdą okazję, by podkreślić, że z „georgijewskimi wstążeczkami” (symbol nowego rosyjskiego czy panruskiego nacjonalizmu) mu nie po drodze. Już 9 maja w wielu punktach Białorusi zakazywano ich noszenia. Łukaszenka z jednej strony potępia Majdan, ale z drugiej – Janukowycza i „republiki” donbaskie. Publicznie broni władz Ukrainy przed moskiewską propagandą, nazywającą je „faszystowskimi”. Dyskretnie wspiera Kijów.

I w tę rzeczywistość wpisują się Kuropaty. Nie chodzi tu o pochowanych tam Polaków (wielokrotnie więcej zamęczono tam i zakopano Białorusinów, leżą tam też ofiary innych narodowości). Chodzi o podkreślenie tego, co Białoruś dzieli od Moskwy. O zademonstrowanie białoruskiej tożsamości. Bo to przecież Putin chce „zbierać ziemie ruskie”, grając na poradzieckich sentymentach. Trzeba więc zacząć dystansować się od Związku Radzieckiego. Pokazywać narodowi (a także Zachodowi) że Białoruś – to nie ZSRR i nie Rosja.

To operacja trudna, bo Łukaszenka długo opierał się na sentymentach poradzieckich właśnie. Ale chyba nie niemożliwa, bo białoruska tożsamość państwowa, świadomość odrębności od Rosji choć wciąż nie jest najsilniejsza, alew ciągu ostatnich dekad stopniowo utrwalała się. Trzeba też wziąć pod uwagę, że obecnie Rosja kojarzy się Białorusinom już nie z boomem gospodarczym i centrum wschodniosłowiańskiego highlife’u, ale z kryzysem, konfliktem i klimatami wojennymi. A tego Białorusini nie lubią.

Otwiera się pole do gry z Mińskiem. Pytanie, czy obecny polski rząd będzie w stanie taką grę podjąć. Trzeba by przecież w tym celu zacząć rozmawiać z łamiącym prawa człowieka dyktatorem, co nigdy nie wygląda ładnie. Ba, w jakimś ograniczonym stopniu trzeba by zacząć z nim współdziałać, co wygląda jeszcze mniej ładnie – tak w oczach polskich mediów, jak i Zachodu. A właśnie na tym Zachodzie trzeba by coś temu dyktatorowi załatwić. Ale Zachód nie tylko nie ma chyba motywacji do prowadzenia zimnej wojny z Moskwą aż poza punkt, w którym musiałby nadwyrężyć prymat religii praw człowieka, ale też obecnie zdaje się w ogóle mieć dosyć różnych polskich inicjatyw, związanych ze Wschodem. To nie byłaby więc, mówiąc eufemistycznie, droga usłana różami. Ale ktoś na miarę Bismarcka chyba by na nią wstąpił.

————————————————————————————————

Do nabycia wSklepiku.pl: „Rosja Ukraina Białoruś.Wybrane dylematy rozwoju”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych