"Niemcy zaakceptowali, że Krym jest już rosyjski, ale o tym nie mówią". Prof. Musiał o polityce Berlina wobec Moskwy. NASZ WYWIAD

bundeskanzlerin.de: Było, minęło?
bundeskanzlerin.de: Było, minęło?

Angela Merkel od kilku miesięcy bardzo ostro wypowiada się na temat Rosji i Putina. Poświęciła temu zagadnieniu nawet sporą część swojego orędzia noworocznego, które z reguły dotyczy jedynie spraw wewnętrznych.

CZYTAJ WIĘCEJ: Angela Merkel: Europa nie pogodzi się z naruszaniem przez Kreml prawa międzynarodowego

O tym czy zmiana niemieckiej polityki wobec Kremla jest trwała rozmawiamy z prof. Bogdanem Musiałem, historykiem i politologiem mieszkającym w Niemczech.

wPolityce.pl: Co pan, pańscy niemieccy sąsiedzi, myślicie o nowym języku Angeli Merkel w stosunku do Rosji i Putina? Czy będzie on podtrzymany w tym roku?

Prof. Bogdan Musiał: W Niemczech od dłuższego czasu trwa dyskusja na temat tego, że Putin i Rosja przesadzają. Na początku próbowano go jakoś przetrzymać, ale już więcej się nie da tego robić. Kierując się logiką nie można Putina bronić. W kręgach konserwatywnych, zwłaszcza w CDU, jest wobec Rosji postawa bardziej krytyczna. W SPD, będącej tradycyjnie zawsze po stronie Sowietów, później Rosji, też pojawiają się głosy, że Putin przesadza, w związku z tym linia polityczna Gerharda Schrödera jest już zdyskredytowana. Widać w mediach tę zmianę wobec Rosji.

Więc jak, poświęcą Niemcy swoje interesy polityczno-gospodarcze na ołtarzu zatargu z Kremlem?

Nie, tak bym nie powiedział. Zmiana tonu nie oznacza zmiany polityki gospodarczej. Warto sobie uświadomić, że sankcje wobec Rosji i jej kontrsankcje, tak naprawdę Niemiec nie dotykają. Obawy są tu tego rodzaju, że polityka gospodarcza wobec Rosji sama ulegnie załamaniu, gdy Putin pójdzie dalej w swych akcjach. Więc mówi się tu, że jeśli nie powstrzyma się Putina, to szkody na polu gospodarczym będą większe. Niemcy nie chcą nowej zimnej wojny, którą ogłasza co jakiś czas Kreml, choć z drugiej strony zauważają, że Rosja robi się coraz mniej atrakcyjna jako partner gospodarczy. Niskie ceny ropy spowodowały, że na jaw wyszły wszystkie słabości rosyjskiej ekonomii uzależnionej od eksportu surowców energetycznych. Z drugie strony USA, którym parę lat temu wieszczono rychły upadek, właśnie na nowo rozwijają skrzydła i kwitną. I tym samym rynek amerykański stał się dla Niemiec jeszcze bardziej atrakcyjny niż był kiedyś. Zawsze był on bardziej atrakcyjny niż rosyjski, ale dziś ta różnica zwiększyła się. Poza tym dochodzi do tego aspekt pewności co do prawa. Można utopić w Rosji spore sumy, ale nigdy nie będziemy mieli pewności, że odzyskamy chociaż to, co tam włożyliśmy, nie mówiąc o zyskach, bo zmieni się minister-oligarcha, który uzna, że jemu się to należy. Jedna, dwie kontrole i już konfiskata. Niemcy mają jednak gdzieś głęboko w sobie taką świadomość, że są uzależnienie od Rosji…

Ale chyba bardziej mentalnie, psychicznie, niż realnie, prawda?

Tak, bardziej w aspekcie psychologicznym, bo dla Niemiec w aspekcie realnym o wiele ważniejsze są kraje zachodnie…

Nawet z Polską mają większą wymianę gospodarczą niż z Rosją.

Ależ tak! Właśnie. Tak więc to rzekome uzależnienie Niemiec od Rosji jest bzdurą. Niemcy poradzą sobie doskonale bez Rosji nawet jeśli chodzi o gaz, czy ropę. O uzależnieniu Niemiec od Rosji mogą mówić jedynie pożyteczni idioci.

Jedna rzecz się pojawiła w Niemczech, która jest bardzo niepokojąca z polskiego punktu widzenia. Mianowicie ta organiczna niechęć do proeuropejskich, pronatowskich aspiracji Ukrainy. Skąd się bierze ten dystans do Ukrainy, a który to dystans nie istnieje w stosunku do Rosji?

Ten dystans do Ukrainy zawsze istniał. Niemcy nie chcą Ukrainy w NATO, odrzucają to. Niegdyś zaakceptowali, że Ukraina jest w rosyjskiej strefie wpływów.

Jakże to? Przecież zawsze słyszymy od Niemców, od Angeli Merkel, że nie ma miejsca we współczesnym świecie na podział na strefy wpływów.

Tak, tak. Wie pan, to jest język dyplomacji, język oficjalny. W rzeczywistości zaakceptowali ten podział na strefy wpływów. Zrobili wyjątek dla państw bałtyckich, jako byłych republik sowieckich, ale co do Ukrainy nie. Niemcy zaakceptowali, choć o tym nie mówią, że Krym jest już rosyjski. Szokiem absolutnym dla Niemców są wydarzenia na wschodzie Ukrainy, w Donbasie. Nikt w zasadzie nie nazywa tego inaczej, niż rosyjską interwencją zbrojną. I to otwartym tekstem. No i opinia publiczna widzi już zagrożenia dla państw bałtyckich.

Czyli sugeruje pan panie profesorze, że można jednak naciskać na Niemcy w sprawie Ukrainy, aby zaczęli patrzeć na nią jak na kraj ze słusznymi i realnymi aspiracjami prozachodnimi?

Nie można, ale trzeba to robić! Przypomniały mi się słowa śp. Lecha Kaczyńskiego, którego można lubić lub nie, wypowiedziane w Gruzji: „teraz Gruzja, potem Ukraina, a w końcu przyjdzie czas na mój kraj – Polskę”. Jego słowa potwierdzają się i mogą być jednym z argumentów w naciskach na Niemcy. A z tego co widać, to w zatrzymaniu Rosji wystarczające są sankcje. Gospodarka rosyjska jest w tak fatalnym stanie, że podatna jest na sankcje. Nie potrzeba wojska.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych