Wyciągnęliśmy do Rosji rękę, rozmawiamy. Choć Rosja nie do końca docenia ten gest - mówi w wywiadzie z „Gazetą Wyborczą” Gernot Erler, pełnomocnik Niemiec ds. kontaktów z Rosją, polityk SPD, były wiceminister spraw zagranicznych.
Według niego rośnie frustracja pani kanclerz Angeli Merkel, spowodowana postawą prezydenta Rosji.
Władimir Putin wiele jej obiecywał, ale na razie słowa nie dotrzymał. Tak było m.in. w sprawie wynegocjowanego we wrześniu zawieszenia broni. W zeszłym tygodniu wynegocjowano kolejne, podobno pełne zawieszenie broni na terenach wokół Ługańska i Doniecka. Ciekawe, co z tego wyniknie. Tę frustrację widać wyraźnie w tym, jak Merkel dobiera słowa
—przekonuje Erler. I przyznaje, że jest równie sfrustrowany.
Nie sądziłem, że Rosjanie będą gotowi zniszczyć to, co udało się nam wspólnie osiągnąć. W zeszłym roku opublikowałem artykuł, w którym przestrzegałem, że Zachód i Rosja coraz bardziej się rozmijają. Ale że znajdziemy się w takim punkcie - to wydawało mi się niemożliwe. Traktowaliśmy Rosję jak partnera, chcieliśmy jej pomagać w modernizacji państwa i gospodarki. Liczyliśmy na prezydenta Dmitrija Miedwiediewa. Na próżno. Powrotu do tamtych czasów już nie ma
—mówi. Jego zdaniem sankcje gospodarcze, nałożone przez Zachód na Rosję, są mało skuteczne.
Nie przeceniajmy ich siły. Dla rosyjskiej gospodarki o wiele gorsze skutki ma dramatyczny spadek cen ropy naftowej. Do tego załamał się kurs rubla. Wszystko to Rosjan irytuje, ale to jeszcze nie jest sytuacja, która zmusiłaby Kreml do ustępstw. Rosja ciągle może wyrównywać straty dzięki swoim koncernom, które mają pieniądze. Kraj ma też wystarczające rezerwy walutowe. Sankcje nie robią na Rosji wrażenia
—uważa pełnomocnik Niemiec ds. kontaktów z Rosją. Jego zdaniem na Kremlu robi wrażenie wyłącznie jedność Europy.
Kreml wielokrotnie próbował ją złamać, namawiał kraje UE, by się wyłamały. Bezskutecznie. Jak to możliwe? - tego Rosja nie potrafi pojąć. Nasza niezłomność ma większą siłę niż sankcje
—zaznacza. Oraz podkreśla, że niedawna decyzja Putina o wstrzymaniu budowy South Streamu była właśnie próbą wywołania między krajami UE rozdźwięku.
Na decyzji Kremla najbardziej ucierpią Bułgaria, Węgry i Serbia, kraje, delikatnie mówiąc, bardzo wyrozumiałe wobec Rosji. Może chodzi o to, by te kraje zmobilizować przeciw polityce europejskiej, która - jak mówił Putin - przysporzyła projektowi South Stream tyle problemów?
—zastanawia się Erler. Jego zdaniem może to jednak równie dobrze być ustępstwo Kremla. Bo sytuacja gospodarcza tak się pogorszyła, że Rosji na inwestycję nie stać. Jak twierdzi Putin jest wciąż bardzo popularny wśród Rosjan, bo w Rosji nie doszło jeszcze do gospodarczej katastrofy.
Kłopoty rosyjskiej gospodarki nie są jeszcze tak poważne, by odbić się na polityce socjalnej czy rynku pracy. Można jednak sobie wyobrazić, że gdy sytuacja się jeszcze pogorszy, gdy Rosja stanie w obliczu kryzysu podobnego do tego z 1998 r., sympatie społeczeństwa mogą się odwrócić
—ostrzega polityk SPD. Oraz wyraża nadzieję, że „nie czeka nas nowa Zimna Wojna”.
Są też pozytywne sygnały. Rosja bierze udział w rozmowach z UE i Kijowem w sprawie układu stowarzyszeniowego Ukrainy. Zgodziliśmy się przesunąć jego wejście w życie o ponad rok. Chcemy ten czas wykorzystać na to, by zrozumieć, jakie zastrzeżenia ma Rosja, jakie szkody może ponieść. Tak, byśmy mogli to sobie wyjaśnić. Wyciągnęliśmy do Rosji rękę, rozmawiamy. Choć Rosja nie do końca docenia ten gest. I nie chce w podobny sposób rozmawiać o zakończeniu konfliktu
—tłumaczy. I zaznacza, że priorytetem Niemiec jest dramat wschodniej Ukrainy, gdzie giną ludzie. Krym nie jest już obecnie przedmiotem debaty.
Musimy to przerwać, wprowadzić zawieszenie broni. Dyskusje o Krymie tylko skomplikują sytuację. Tam się na razie niczego nie zmieni. Władze w Kijowie wychodzą z tego samego założenia
—wyjaśnia Erler. Prowokujące gesty ze strony Rosji, jak naruszenie przestrzeni powietrznej państw NATO przez rosyjskie samoloty bojowe Erler nie traktuje jako początek Zimnej Wojny.
Rosjanie reagują na zasadzie: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Nałożyliśmy na Rosję sankcje, odpowiedziała embargiem. W odpowiedzi na postanowienia szczytu NATO w Walii Rosja zaczęła prężyć muskuły. A przecież konkluzje szczytu były bardzo ostrożne, Sojusz nie zdecydował się na przerzucenie na wschodnią flankę jednostek bojowych, czego domagała się Polska
—mówi. Według niego ten proces nakręcania spirali jest jednak bardzo niepokojący.
Nie wiemy bowiem, dokąd nas to zaprowadzi. Musimy być bardzo ostrożni. Bo wystarczy, że jakiś żołnierz popełni błąd…
—dodaje. Oraz tłumaczy, że Berlin rozumie, iż Polska czuje się bardziej zagrożona niż Niemcy, „ale przecież artykuł 5. traktatu waszyngtońskiego ciągle obowiązuje”.
Mimo że Rosja łamała umowy międzynarodowe, my nie powinniśmy odpowiadać tym samym. A rozmieszczenie wojska w nowych krajach członkowskich złamałoby zapisy Karty NATO – Rosja
—tłumaczy Erler. Mimo tego, zaznacza, z Rosją Europa będzie rozmawiać jednym głosem.
Ryb, Gazeta Wyborcza
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/225205-zawiedziona-milosc-berlina-do-moskwy-nie-sadzilismy-ze-rosjanie-beda-gotowi-zniszczyc-to-co-udalo-sie-nam-wspolnie-osiagnac