Zamieszki rasowe w Ferguson. Czy Obama ma rację, głosząc, że policja nie traktuje na równi białych i czarnych?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/ EPA
PAP/ EPA

Ameryka płonie, jej głośne na cały świat poczucie harmonijnego współżycia wielu ras i kultur wymieszanych w wieloetnicznym tyglu i mitycznego dobrobytu puszcza w szwach i przez stare niewygojone rany na jej ulice wylewa się nienawiść na tle rasowym, która może stać się okazją i pretekstem do ukrócenia tradycyjnych amerykańskich wolności i budowy silnego opresyjnego państwa.

Z zaułków tego zróżnicowanego społeczeństwa niespodziewanie wychodzą demony rasizmu, które zdawało się ostatecznie wymarły wraz z wyborem w 2008 r. na prezydenta USA czarnego obywatela Baracka Husseina Obamy. To właśnie Obama symbolizował apogeum dojrzałości amerykańskiej demokracji. Był wszak przystojnym, młodym, wykształconym mulatem i jego wybór miał raz na zawsze wyprasować stare amerykańskie rasistowskie kanty. Wydaje się jednak, że administracja Obamy urzeczywistnia maksymę, która z każdego nieszczęścia i kryzysu pozwala uczynić okazję do jego wykorzystania w celu dokonania zmian, które są pożądane i potrzebne z punktu widzenia rządzącej tym krajem (i nie tylko) globalnej elity.

Cztery miesiące temu, w sobotę 9 sierpnia, w miasteczku Ferguson leżącym na północnych przedmieściach St. Louis, w stanie Missouri, doszło do tragedii, która wstrząsnęła Ameryką. 28-letni biały policjant, który jeszcze w lutym tego roku został odznaczony za 7-letnią wzorową służbę, oddał serię strzałów powodując sześć ran w ciele 18-letniego czarnego „delikatnego olbrzyma”, w tym ostatni śmiertelny strzał z bliskiej odległości w czoło ofiary. Wśród zawodowych obrońców praw czarnych Amerykanów, wśród wszelkich anarchistów, lewaków, zadymiarzy i bojowników równości ras zawrzało. Ich od dawna głoszone słowo stało się ciałem…

Według medialnej narracji podobna zbrodnia mogła zdarzyć się tylko w rasistowskiej Ameryce. Klasyczny plan zbrodni: biały nienawiścią uzbrojony po zęby policjant w biały dzień wielokrotnie strzela do Bogu ducha winnego nastolatka z podniesionymi rękoma tylko, dlatego, że jest on czarny…

Czara goryczy czarnej populacji w Ferguson i wśród wspomagających ich aktywistów przepełniła się, kiedy po blisko czteromiesięcznej deliberacji wielka ława przysięgłych po zapoznaniu się z przedłożonymi świadectwami w sprawie i przesłuchaniu wielu świadków decyduje się nie kierować sprawy białego policjanta do sądu, orzekając, że działał on we własnej obronie …

Protestujący wylegli na ulice i dzień po dniu, noc po nocy maszerowali, demolowali, niszczyli i palili wszystko, do czego się zbliżyli, niestety głównie w swoim własnym otoczeniu. Z wielkim zaangażowaniem podpalali sklepy, samochody prywatne i flotylle dealerskie, magazyny. Schemat był prosty: zamieszki, wybijanie okien, wdzieranie się do środka, kradzież wszystkiego, co wpadło w oko zadymiarzom i podłożenie ognia. Ocalały tylko te biznesy, przed, którymi stali uzbrojeni właściciele i pracownicy. W ten właśnie sposób kilku czarnych pracowników stanęło w obronie stacji benzynowej, w której pracowali. Niszcząc lokalne sklepy i biznesy pewnie nie pomyśleli gdzie tę następnego dnia kupią chleb, czy mleko. Oglądałem wywiad z czarną właścicielką sklepu z piekarnią, płaczącą nad zgliszczami swojego biznesu będącego jej źródłem utrzymania. Przeciętni Amerykanie tak się wzruszyli jej losem, że w ciągu kilku dni na jej konto wpłynęło ćwierć miliona dolarów…

Pochody, protesty, zamieszki, popularne zadymy a nawet blokowania autostrad (Kalifornia) miały miejsce w wielu amerykańskich miastach. Do akcji włączyli się obok anarchistów, marksiści i komuniści wyprowadzając na ulice studentów wykorzystując tę okoliczność, jako okazję do walki ze znienawidzonym i pogardzanym źródłem wszelkiego zła: kapitalizmem. Oczywiście jak na zawołanie na czele akcji stanęli starzy sprawdzeni wyjadacze etnicznych zadym kojarzeni z ruchem obywatelskim walczącym o równe prawa czarnych. Wielokrotnie gośćmi protestujących byli i dalej są Jessie Jackson, Al Sharpton i inni. Do akcji włączył się też przywódca czarnych amerykańskich muzułmanów słynny z dobitnych rasistowskich określeń Louis Farrakhan. W Ameryce tuż przed zbliżającą się właśnie srogą zimą stulecia zrobiło się naprawdę gorąco…

Telewizja mainstreamowa również ochoczo wzięła udział w podgrzewaniu atmosfery, z wyjątkiem Talk Radio, FOX-u i nielicznych innych komunikatorów. Jednocześnie stacja CNN propagowała zamieszki, jako „pokojowy protest”… Prezydent Obama dyskretnie spotkał się z Al’em Sharptonem i innymi przywódcami protestujących zapewniając ich o swoim poparciu udzielając im wsparcia do dalszej walki o słuszną sprawę. W odpowiedzi Sharpton ogłosił, że system wielkiej ławy przysięgłych już nie pracuje, wymaga reformy i zapowiedział marsz na Waszyngton w sobotę 13 grudnia.

Dzięki współczesnej technologii na światło dzienne wychodzą nie tylko filmiki z płonącymi sklepami, czy uroczystym paleniem przez zadymiarzy amerykańskiej flagi. Dwa dni po ogłoszeniu orzeczenia ławy przysięgłym na południowych przedmieściach St. Louis doszło do innej zbrodni, o której jakoś cicho w mainstreamowych mediach. W nocy z niedzieli na poniedziałek bośniacki imigrant, 32 letni Zemir Begic, który nocą zatrzymał się na czerwonych światłach napadnięty został przez kilkuosobową grupę kolorowych nastolatków wyposażonych w młotki. Gang zaczął atakować młotkami samochód, kiedy Zemir wyszedł, aby protestować zginął pod ciosami młotków. W międzyczasie jego kolega wymknął się z auta i z ukrycia powiadomił policję. Ujęto dwóch nastolatków, poszukuje się jeszcze dwóch (15 i 16- -letnich: czarny i Latynos). Begic był instruktorem karate i od 6 miesięcy był żonaty.

Jak rozwój sytuacji relacjonują świadkowie tragedii? Otóż trzeba się najpierw cofnąć nieco w czasie, kiedy to „delikatny olbrzym” Michael Brown jest zarejestrowany kamerą w osiedlowym sklepiku gdzie dokonuje rabunku tanich cygar (popularnych w pewnych kręgach cygar następnie częściowo wypełnianych marihuaną). Protestującego nieokazałego fizycznie hinduskiego sklepikarza Brown odrzuca jak kukłę ze swojej drogi w sklepowe półki grożąc dalszymi konsekwencjami. Towarzyszy mu jego skromniej wyposażony przez naturę kolega.

Patrolujący w tym czasie okolice policjant Darren Wilson jadąc służbowym SUV w przeciwnym kierunku otrzymuje radiowy meldunek o rabunku sklepu z opisem napastników. Jednocześnie widzi idących środkiem ulicy dwóch młodych ludzi z pudełkami cygar. Najpierw prosi ich o opuszczenie jezdni, następnie odjeżdża, ale kojarzy komunikat sprawców kradzieży i zawraca auto.

Kiedy Wilson podjeżdża pod idących młodych mężczyzn (ich rówieśnicy pełnią służbę w Afganistanie) i próbuje wysiąść, Michael Brown zatrzaskuje z powrotem jego drzwi i następnie uderza go silnie w twarz. Oszołomionemu policjantowi chce zabrać służbowy pistolet. Dochodzi do szamotaniny, policjant usiłuje nacisnąć na spust jednak jest blokowany dłonią Browna, wreszcie Wilson pociąga za spust i kula z bliskiej odległości rani w rękę Browna, który zaczyna uciekać. Na wnętrzu drzwi samochodu pozostają ślady krwi Browna.

Policjant wybiega za uciekającym, oddaje ostrzegawczy strzał krzycząc, aby ten się zatrzymał. Brown zatrzymuje się odwraca i idzie w kierunku Wilsona, który nakazuje mu się zatrzymać, ostrzegając, że w innym wypadku będzie strzelał. Olbrzymi (6.4’, 298 funtów) Brown zaczyna biec w kierunku policjanta jak piłkarz z pochyloną do przodu głową, aby roznieść policjanta. Wilson wie, że z chwilą, gdy Brown go dopadnie i zabierze mu broń, pożegna się z życiem. Oddaje serię strzałów, z których 5 trafia biegnącego Browna. Ostatni już odpalony z bliska trafia Browna w górną część czoła. Brown pada przed policjantem.

Kolega Browna, który zastosował się do polecenia policjanta Wilsona następnie udziela wywiadów, w których mówi, że Brown posłusznie podniósł ręce do góry, jednak policjant zaczął do niego bez przyczyny strzelać, część strzałów oddając nawet Brownowi w plecy. Ta wersja idzie w świat i służy do rozgrzania już gorących głów, wywołując święte oburzenie. Jednak w toku zeznań przed wielką ławą przysięgłych naoczni świadkowie, w tym czarni, pod przysięgą potwierdzili wersję, którą później przekazał policjant Darren Wilson.

Zachowanie policjanta Wilsona można rozumieć w kontekście tragedii, w której w marcu br. stracił życie 18 letni weteran policji z Johnson City (koło Nowego Yorku) 43-letni, David Smith. Wezwany na interwencję został ugodzony pięścią kilka razy przez okno samochodu następnie oprawca zabrał mu pistolet i oddał kilka śmiertelnych strzałów.
Po orzeczeniu ławy przysięgłych w związku z groźbami (ujawniono jego adres zamieszkania) Darren Wilson (musi się ukrywać) zrezygnował z pracy w policji, nawet ożenił się i odszedł bez odprawy. Mimo, że jest bez środków utrzymania ciągle grozi mu wytoczenie sprawy przez urząd Prokuratora Generalnego (odchodzący czarny aktywista i kolega Obamy, Eric Holder), oraz z powództwa cywilnego przez rodzinę zabitego Michaela Browna. Oczywiście jak to ma często miejsce w Ameryce, anonimowi darczyńcy zebrali na jego specjalnym koncie już ok. miliona dolarów…

Kilka dni temu prezydent Obama w swoim wystąpieniu odniósł się do nagłaśnianej ostatnio brutalności policji występując do Kongresu o fundusze na zakup ok. 50,000 kamer, które mieliby na sobie policjanci podczas interwencji. Obama zapowiedział również powołanie specjalnego zespołu, który miałby pomóc w ograniczeniu przestępczości i budowaniu zaufania między policją i społeczeństwem.

Demonstrujący i sympatyzujący z nimi Obama i jego AG Eric Holder domagają się równości i sprawiedliwości w rządzonym przecież przez demokratów Ferguson. Wypadałoby, więc pomyśleć o zadość uczynieniu właścicielom biznesów puszczonych z dymem, czy okradzionych i zdewastowanych przez protestujących. Wypadałoby przypomnieć, że mieszkańcy Ferguson mają czarnego Prezydenta (demokratę), czarnego demokratę Prokuratora Generalnego, czarnego lokalnego demokratę kongresmena, czarnego stanowego senatora i gubernatora również demokratę…
Protestujący często chodzą przed policją z podniesionymi rękoma skandując: “Podniosłem ręce, nie strzelaj” rzekomo imitując Michaela Browna, co jak wiemy mija się z prawdą. Gdzieś przeczytałem ripostę: „Podciągnij portki i nie niszcz wszystkiego” będącą komentarzem do wizerunku i zachowania się zadymiarzy. Kilka słów o Michaelu Brownie. Jego matka Lesley McSpadden, nigdy nie wyszła za ojca Michaela, którego wychowywała babcia Pearlie Gordon. Na reportażach z akcji jego matka pokazuje się z nowym narzeczonym. Niedawno podano wiadomość o pobiciu i obrabowaniu babci przez matkę (i jej chłopaka) Michaela, ponieważ śmiała drukować i sprzedawać koszulki z podobizną wnuczka.

Tu właśnie wydaje się być zawarta tajemnica tragedii wielu młodych Afryko-Amerykanów: dzieci w olbrzymiej większości nie znają prawdziwej rodziny z matką i ojcem, która swoim przykładem pozwalałyby im dorastać i uczyć się przez przykład w celu harmonijnego wkomponowania się w społeczeństwo. Ponad 70% czarnych dzieci w USA rodzi się poza małżeństwem. Zauważmy, że w swoich wystąpieniach tak prezydent Obama jak i liderzy ruchu równych praw czarnych nawet nie wspominają o sednie problemu, czyli (wspomaganym przez rząd) rozpadem czarnej rodziny w Ameryce. W zamian za to lansują model silnego państwa (tatusia i męża), które zajmuje się umacnianiem i obsługą symptomów silnego kryzysu amerykańskie czarnej rodziny.

Skoro już błądzimy w krainie nonsensu. Jak możemy sobie przypomnieć bodajże rok temu przez Amerykę przewinęła się fala idiotycznej gry. Młodzi znudzeni swoim życiem ludzie, najczęściej mężczyźni bezpardonowo znienacka atakowali Bogu ducha winnych przechodniów różnej rasy, płci i wieku próbując jednym ciosem powalić swą ofiarę na ziemię. Wszystko to było nagrywane przez ich rozbawionych towarzyszy i umieszczane błyskawicznie w internecie. Następnie mieliśmy falę i plagę błyskawicznie organizowanych elektronicznie w celach rabunkowych napadów na wysokiej klasy sklepy…

Wydawałoby się, że protesty i niszczenie dóbr materialnych dobiegnie końca. Jednak zanosi się na coś innego. Kilka dni temu ława przysięgłych w Staten Island (Nowy Jork) uznała, że policjant Daniel Pantaleo nie jest winny śmierci czarnego 43-letniego ojca sześciorga dzieci Erica Garnera (miał astmę i podobno częściowy niedorozwój umysłowy), któremu podczas trudnej próby zatrzymania (opierał się próbie aresztu) policjant założył nelsona i przyduszając go powalił na ziemie. „Delikatny olbrzym” (400 funtów wagi) Garner był podejrzewany o nielegalny handel papierosami i był wielokrotnie znany policji. W przypadkowym nagraniu telefonem komórkowym słychać jak Garner kilkakrotnie protestuje, że nie może oddychać. Na miejscu akcję policji nadzorowała czarna policjantka i w każdej chwili mogła ją zatrzymać. Z filmiku widać też, że policjant przydusza Garnera dłuższy czas, nie ma też próby udzielenia mu pomocy, kiedy przestał się ruszać…

Według szacunków z rąk policji w 2012 r. zginęło 123 czarnych Amerykanów, większość zabójstw ma miejsce podczas ataków na policję. W tym samym roku z rąk policji zginęło 326 białych. Dla porównania w samym tylko 2013 roku aż 6,261 czarnych Amerykanów padło ofiarą zabójstw. W ogromnej większości zabójcami byli niestety też czarni obywatele USA. W tymże 2013 roku aresztowano 5,375 czarnych sprawców zabójstw, liczba ta przewyższa łączną liczbę aresztowanych białych i Latynosów tj. 4,396, choć czarni stanowią tylko 13 % populacji USA (ok. 43 mln). W niektórych miastach jest bardzo niebezpiecznie w samym tylko Chicago w roku 2012 zastrzelono 506 mieszkańców, co dało wzrost w stosunku do roku poprzedniego w kategorii tego typu morderstw o 17%. Na światowej liście najbardziej niebezpiecznych miast Detroit uplasowało się na 24 pozycji, Nowy Orlean na 26, Baltimore 36, zaś St. Louis na 45 pozycji.

W niektórych amerykańskich miastach są niebezpieczne dzielnice, w których zaplątanie się może owocować poważnymi kłopotami. Ciężar ochrony życia i mienia zagrożonych niewinnych czarnych obywateli spoczywa na policjantach wszelkich ras i płci, którzy w czarnych sektorach miast i swoistych gettach napotykają uzbrojonych ludzi, dla których sposobem na życie jest popełnianie przestępstw i naruszanie prawa.

Prezydent Obama głosząc, że policja nie traktuje na równi białych i czarnych i nie wykazując, że wśród czarnych jest więcej przestępstw nie mówi prawdy. W podejściu Obamy również uderza to, że chciałby on uzdrowić zaistniałą sytuację reformując jedynie zachowania policji, natomiast jakoś wcale nie dostrzega potrzeby przestrzegania prawa przez wszystkich obywateli, w tym i czarnych. Nie odnosi się również do kryzysu czarnej rodziny i pozbawiania szansy dorastania dzieci w normalnej dwuosobowej rodzinie.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych