Między biurokracją Brukseli i kleptokracją Putina. Wybieram Zachód, choćby jako mniejsze zło

fot. euractiv.com
fot. euractiv.com

Znamienne sceny rozegrały się wczoraj w parlamencie europejskim podczas debaty nad umową stowarzyszeniową Mołdowy (lub jak kto woli Mołdawii) z Unią Europejską. Została ona przyjęta 535 głosami przeciw 94 przy 44 wstrzymujących się, a więc solidną większością. Z opisu debaty wynika, że wszyscy, zwolennicy i przeciwnicy, rozpatrywali ją przez pryzmat relacji Europy z Rosją. W skrócie: to kolejny ruch osłabiający dominację Moskwy nad jej dawnymi posiadłościami.

Nie dziwota zatem, ze europosłowie PiS: Anna Fotyga, Kosma Złotowski i Kazimierz Michał Ujazdowski poparli umowę.

Witam Mołdowę w rodzinie państw europejskich. Stoimy u waszego boku

— tymi słowami Fotyga podsumowała swoje wystąpienie, dodając przy tym, że żaden naród nie może budować własnej wolności i spokoju kosztem drugiego. Z kolei Ujazdowski odniósł się do głosów przeciwników umowy z ław skrajnej lewicy i antyeuropejskiej prawicy.

Słyszeliśmy dziś na tej sali głos Moskwy

-– powiedział odnosząc się między innymi do głosów UK Independence Party, brytyjskiego ugrupowania Nigela Farage’a.

Odpowiedział mu Steven Woolfe, poseł UKIP, zarzucając nieodpowiedzialne ataki na Rosję i zakusy kolonialne (w imieniu Unii Europejskiej) wobec coraz to nowych obszarów. Ujazdowski odpowiedział odwołaniem się do wolnościowej tradycji Margaret Thatcher. Pytał, co jest rzeczywistym kolonializmem: dobrowolność związków z Unią czy polityka presji i przymusu stosowana przez Putina.

Ta sytuacja jest przyczynkiem do kilku pytań. Po pierwsze, czy rzeczywiście PiS jest partią wrogą europejskiej solidarności – a w takiej roli obsadzał ją Donald Tusk. A może jest partią próbującą nadać tej solidarności nowe formy?

Po drugie, czy warunkiem oporu wobec biurokratycznej i zideologizowanej formuły obecnej Unii Europejskiej jest rzeczywiście reprezentowanie wprost otwarcie imperialnych zakusów putinowskiej Rosji. W teorii nie ma tu żadnego równania. W praktyce czołowe formacje antyeuropejskie zachodniej Europy (a naszego regionu po części też) idą otwarcie na pasku Putina.

Sprzyjają nie tylko łechtaniu imperialnej dumy Rosjan, ale też utrzymywaniu jak najszerszego władztwa przez system, który brytyjski dziennikarz Luke Harding mieszkający przez kilka lat w Rosji nazwał ostatnio trafnie kleptokracją, czyli rządami złodziei (polecam jego właśnie wydaną książkę „Mafijne państwo Putina”). Ten system nie tylko trwa na terenach zależnych od Moskwy, ale ma tendencje do ekspandowania na obszary Europy zachodniej.

Zachodnioeuropejska biurokracja czy wschodnia kleptokracja? Wybór zaiste diabelski, ale Zachód oferuje nam przynajmniej swoje cywilizacyjne, nawet jeśli nadwyrężone w wielu dziedzinach standardy, jawi się więc jako mniejsze zło. Powinniśmy przy nim trwać, choć zarazem próbować za wszelką cenę zmienić jego oblicze. W Rosji nie ma żadnych standardów.

Próba pójścia trzecią drogą, zdecydowane odrzucenie modelu wschodniego, ale też próba zmiany zideologizowanej zachodniej postdemokracji, nie jest wyborem łatwym. Mam jednak poczucie, że dla Polaków jedynym możliwym. Przy wszystkich grubych nieraz mankamentach i także swoich niekonsekwencjach dziś ten wybór reprezentują jeśli chodzi o polską scenę politycy PiS.

W takich chwilach myślę ciepło o Jarosławie Kaczyńskim, jego poglądach i wrażliwości. Choć jest też coś takiego jak polska specyfika. Specyfika doświadczeń i aspiracji Polaków. Janusz Korwin-Mikke i jego koledzy z KNP, wiele razy podejrzewani, i nie bez podstaw, o mechaniczną prorosyjskość, też głosowali za ratyfikacja tej umowy. Inaczej niż francuski Front Narodowy, UKIP i inne tego typu formacje zachodnie. Jednak…

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych