Piotr Cywiński: Trzy małpy Putina. Europa powoli uczy się od Rosjan, że byłych szpiegów nie ma...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
www.immigration-residency.eu
www.immigration-residency.eu

Byłych szpiegów „njet”, mawiają Rosjanie. Choć o żelaznej kurtynie młodzi ludzie uczą się już z podręczników historii, w wywiadzie nic się nie zmieniło, a jeśli to na gorsze. Co prawda prezydent Władimir Putin, były agent sowieckiego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) w Dreźnie, sam nie szpieguje, ale ma od tego ludzi. Wielu ludzi. Po przekształceniu jego dawnej „firmy” w kilka uzupełniających się agend i wzmocnieniu Głównego Zarządu Wywiadowczego (GRU), liczba rosyjskich agentów na Zachodzie jeszcze bardziej wzrosła… Nic dziwnego. Kiedyś Rosjanie mogli liczyć na pomoc agentów z posłusznych im państw bloku socjalistycznego, w tym z Polski, gdzie notabene mieli w Warszawie do 1993r. tzw. grupę łącznikową KGB „Narew”. Ale, miejmy nadzieje, „to se ne wrati”. Dziś ludzie Putina muszą pracować na własna rękę. Jak pracują - świadczy ostatnie zatrzymanie ppłk. Zbigniewa J. i prawnika Stanisława Sz. Nie pierwsze to takie zdarzenie, zapewne nie ostatnie i nie tylko w naszym kraju.

W minionych latach było ich wiele. Do najgłośniejszych należało wyrzucenie z Brukseli dwóch rosyjskich „dyplomatów”, w tym syna ambasadora Rosji w UE Władimira Czyżowa. Rzecz oczywista, Kreml uznał to za „skandaliczną prowokację w zimnowojennym duchu”… Na reakcję nie trzeba było długo czekać. „To sprzeczne z deklarowaną przez dowództwo NATO wolą normalizacji stosunków z Rosją”, huknął minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow i na znak oburzenia odwołał swój udział w posiedzeniu Rady NATO-Rosja. Równolegle wręczono w Moskwie wilcze bilety szefowej przedstawicielstwa sojuszu Isabelle Francois z Kanady oraz jej współpracownikowi.

Jak wygląda „normalizacja stosunków” po rosyjsku mieli okazję przekonać się m.in. Estończycy, którzy skazali za szpiegostwo na rzecz Moskwy urzędnika swego ministerstwa obrony Hermana Simma. Zanim zajął na 12,5 lat w więzienną celę zdążył przekazać Rosjanom ponad 2 tys. stron tajnych papierów NATO. Jak mówi się brukselskiej centrali sojuszu, przypadek wydalenia rosyjskich „dyplomatów” to czubek góry lodowej rzeczywistej działalności wysłanników Rosji. Już w 2006r., gdy Finlandia objęła przewodnictwo w UE, szef dyplomacji tego kraju Erkki Tuomioja pokpiwał, iż każdy tajny dokument wspólnoty trafia w ciągu paru godzin na moskiewskie biurka…

Fakty mówią same za siebie. Na Litwie za persona non grata uznano pięciu rosyjskich agentów z dyplomatycznymi paszportami. W Austrii aresztowano obywatela tego kraju Haralda S. oraz Rosjanina Władimira W. - pierwszy był podporucznikiem eskadry stacjonującej w Linz, drugi pracował jako rosyjski attaché handlowy w Wiedniu. Dzięki nim Rosjanie zdobyli m.in. plany elektroniki helikoptera bojowego „Tiger” (Eurocopter). O „wzmożeniu działalności wywiadowczej” i próbach „pozyskania wpływów w strukturach decyzyjnych” meldował m.in. holenderski wywiad AIVD, podobne oceny można przeczytać w dorocznych raportach niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV). Zdaniem eksperta do spraw wywiadu i autora książek na ten temat, szefa bawarskiego Instytutu Naukowego Polityki Pokojowej Ericha Schmidta-Eenbooma, w Niemczech szpicluje pół tysiąca rosyjskich szpiegów. W kuluarach MSW szepce się o „drastycznym wzroście” aktywności agentów Putina, lokowanych w kraju jego przyjaciela, byłego kanclerza Gerharda Schrödera. Rosja nie szczędzi sił i środków na swych współpracowników. Jeden z agentów GRU, zatrzymany w Hanowerze przed odlotem do Moskwy, dostawał - jak wykazało śledztwo - po 100 tys. dolarów za każdą informację dotyczącą niemieckiego lub natowskiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Według gazety „Welt am, Sonntag”, która powołała się na opinię urzędnika BfV, tylko w stolicy Niemiec Rosjanie dokonują rocznie ponad sto prób pozyskania nowych informatorów.

Niedawno zakończył się proces oskarżonego o szpiegostwo małżeństwa Heidrun i Andreasa A., pseudonim „Tina” i „Pit”. Na ich trop naprowadziło dochodzenie w sprawie agenta rosyjskiego wywiadu, wysokiego rangą urzędnika holenderskiego MSZ w Hadze Raymonda P. Do zadań „Pita” należało m.in. odbieranie materiałów zdobytych przez Holendra i umieszczanie ich w tajnych skrytkach rosyjskich dyplomatów. O „zalewie rosyjskich agentów” i ich „coraz agresywniejszej działalności” donosiły też brytyjskie dzienniki „The Guardian”, czy „Daily Mail”. Według ich informacji, tylko w swej ambasadzie i przedstawicielstwie handlowym w Londynie Rosjanie ulokowali 34 szpiegów, w tym wymienionych z nazwiska radcę Andrieja Pricepowa i szefa sekcji politycznej Aleksandra Sternika. Zadaniem tej i podobnych delegatur w innych krajach, w tym zajmujących się szpiegostwem gospodarczym i przemysłowym, które ma ułatwić przebicie się rosyjskich firm i zdobywanie zagranicznych rynków, jest m.in. rozbudowa siatki wywiadowczej w środowiskach rosyjskich imigrantów i werbunek przedstawicieli lokalnego establishmentu.

Z powodu nasilonej działalności rosyjskich służb doszło już do niebywale ostrego kryzysu w stosunkach brytyjsko-rosyjskich. Na każdy przypadek zdemaskowania agentów Rosjanie reagują z charakterystyczna agresją słowną, protestują przeciw postrzeganiu ich jako potencjalnych szpiegów, na których trwa nagonka jak w filmowym serialu Jamesa Bonda i podejmują kroki odwetowe. Na ławie oskarżonych posadzili m.in. dwóch pracownicków brytyjsko-rosyjskiego koncernu paliwowego TNK-BP Ilję i Aleksandra Zasławskich. Oskarżenie brzmiało: „zbieranie informacji na rzecz zachodnim firm”. Za „zdradę ojczyzny” groziło im 20 lat więzienia. Ostatecznie, z braku dowodów i dla uniknięcia międzynarodowej kompromitacji skończyło się na wydanym „pro forma” wyroku skazującym - karze po… roku więzienia w zawieszeniu za jakieś wyimaginowane nieprzestrzeganie przepisów porządkowych.

Rosjanie chcieliby, aby Zachód zachowywał się jak trzy małpy, które nie widzą, nie słyszą, a przede wszystkim nic nie mówią o inwazji postsowieckich, tajnych służb. Jednak Europa, acz powoli, uzmysławia sobie, że byłych szpiegów nie ma. Pozostaje tylko pytanie, na ile ta świadomość istnieje w naszym kraju, zwłaszcza wśród domagających się parlamentarnego śledztwa i rozliczenia za likwidację WSI – czyli służb utworzonych jeszcze w czasach istnienia w Polsce warszawskiej grupy łącznikowej KGB „Narew”, które dziwnym zrządzeniem losu przez piętnaście lat działalności nie zdołały wykryć u nas ani jednego rosyjskiego agenta…

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych