The Winner is… Vladimir Putin. Prezydent Rosji na torze F1 dał światu kolejną lekcję politycznej skuteczności

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Ach, cóż to była za feta: był rosyjski hymn, przy którym wszyscy stali wyprężeni na baczność, był sam on, rozluźniony i uśmiechnięty, były uściski dłoni i skandowanie tłumu: „Dzię-ki Pu-tin, dzię-ki Pu-tin…!” Nie, nie wspominam euforii Rosjan na placu Czerwonym po oderwaniu Krymu od Ukrainy, ta feta odbyła się wczoraj w Soczi, a jej głównym aranżerem był sztab… Formuły I pod dowództwem jego brytyjskiego prezydenta Bernie’go Ecclestone’a.

Chapeau bas! Niekoronowany car Wszechrusi w budowie Władimir Władimirowicz Putin wie jak robić politykę. Wszystko zagrało jak w szwajcarskim zegarku. Tuż po wysłaniu na Ukrainę „zielonych ludzików” w mundurach, „które można kupić w każdym sklepie”, kwitował protesty zagranicy mniej więcej tymi słowy:

pogadają, pomarudzą i z czasem wszystko wróci do normy…

I wraca. Przewidywał to de facto dużo wcześniej, już wtedy, gdy zwołał dawnych towarzyszy z KGB, dziś oligarchów, i uprzedził ich, że albo będą robili, co im każe, albo skończą jak promieniujący w grobie Aleksandr Litwinienko, czy banita Michaił Chodorkowski. A, że wybór był dość ograniczony, robią co im każe. Najpierw zrobili zrzutkę na zimowe igrzyska. Świat miał zobaczyć, jaka Rosja-Putina jest nowoczesna i cywilizowana, i zobaczył. Pomyślał też, co zrobić, by po olimpiadzie nie hulał wiatr po Soczi. Długo myśleć nie musiał, wystarczyło sięgnąć do imaginacji z czasów sowieckiej Rosji: już w latach 80., gdy w okowiałej komunizmem Polsce działo się, co się działo, szef Formuły 1 Bernie Ecclestone negocjował w Moskwie organizację wyścigu za żelazną kurtyną. Choć jeździł tam wiele razy i spędził mnóstwo czasu na rozmowach z towarzyszami, wyszły z tego nici. Konstruktywnym partnerem okazał się dopiero towarzysz, pardon, prezydent Putin…

Krótko mówiąc, w tę niedzielę, bolidy Formuły 1 stanęły do rywalizacji o Grand Prix Rosji na nowym torze w Soczi właśnie. Za samo wpisanie tego obiektu do kalendarza wyścigów Rosjanie wyłożyli 120 mln funtów. Dla ludzi Ecclestone’a pieniądze nie śmierdzą, ani prochem, ani kurzem z ruin, ani ukraińską krwią, ani pasażerów zestrzelonego, malezyjskiego samolotu. Na apele z różnych stron świata o odwołanie tej imprezy, szef F1 odpowiadał, że „nie należy mieszać polityki ze sportem”, który „łączy”, co więcej, wychwalał Putina, że jest „bardzo pomocny” w realizacji tego przedsięwzięcia, że fascynuje go królowa sportów motorowych i nawet posiada auto wyścigowe.

Rzecz jasna, najważniejszym gościem spektaklu w Soczi był Władimir Władimirowicz. Wprawdzie nie obyło się bez korekt w programie, ale w końcu ludzie Putina wiedzą, co robią. Początkowo planowano spacer prezydenta Rosji z prezydentem F1 między bolidami. Podczas ich powitania kierowców na torze miał obowiązywać przez kwadrans zakaz rozmów telefonicznych, nawet poszczególnych stajni z kierowcami, aby przypadkiem ktoś nie odpalił z pomocą fal radiowych jakiegoś ukrytego pod maską ładunku wybuchowego. Po powitaniu, Putin miał udać się do specjalnej loży z pancernymi, zaciemnionymi szybami. Z uwagi na jego bezpieczeństwo, Ecclestone przystał na wyrzucenie z pobliża wszystkich ekip telewizyjnych. Spacer Putina po torze miała transmitować tylko jedna ekipa rosyjskiej telewizji.

Ostatecznie powitania i spaceru Putina nie było. Nie wiem, czy ze względu na złośliwe komentarze w zagranicznej prasie, czy też jego ludzie uznali, że lepiej nie pokazywać nadzwyczajnych środków ostrożności ze strachu o jego życie, w każdym razie w ceremonii powitalnej Putina zastąpił jego przyjaciel jeszcze z leningradzkich czasów, notabene urodzony na Ukrainie wiceprezydent Dmitrij Kozak. Prezydent „spóźnił się z powodu obowiązków służbowych”… To też już tradycja, kazał na siebie czekać godzinę np. kanclerz Angeli Merkel w Berlinie, czy papieżowi Franciszkowi w Watykanie, to tym bardziej jego spóźnienie na wyścigi nie powinno nikogo dziwić…

Ostatecznie przybył po starcie zawodników i od razu skrył się za ciemnymi szybami w loży, ale wyszedł na dekorację zwycięzców i osobiście wręczył im puchary. Jak doniósł brytyjski dziennik „The Daily Telegraph“, szefowie wszystkich zespołów otrzymali w sobotę wieczorem e-maile, z zaleceniami jak powinni postępować w obecności prezydenta. W instruktażu znalazła się m.in. uwaga o „skargach fanów na złe zachowanie podczas odgrywania hymnu”, czego „instytucje publiczne i polityczne nie mogą lekceważyć”. Złego zachowania nie było. Był szpaler pokornie stojących, różnojęzycznych zawodników, był rosyjski hymn, były uściski dłoni, skandowanie tłumu: „Dzię-ki Pu-tin, dzię-ki Pu-tin…!”, i tylko kilka nieśmiałych gwizdów z widowni.

Wzruszony zdobywca pierwszego miejsca Lewis Hamilton podziękował Putinowi za „to wspaniałe doświadczenie i cudowne chwile tutaj”, i zapowiedział, że „teraz będzie częściej wpadał do Soczi na weekendy”. W świat poszły zdjęcia nowoczesnej Rosji, rządzonej przez nowoczesnego prezydenta: na pierwszym planie on, na drugim jego tor, na trzecim jego park rozrywki z diabelskim kołem. Ruin donieckiego lotniska, gdzie akurat walczą jego „zielone ludziki” o lotnisko, na którym niedawno lądowali uczestnicy piłkarskich mistrzostw Europy, z Soczi widać nie było… Wszak nie należy mieszać polityki ze sportem. Kiedyś różni tacy mieszali, np. Amerykanie i 62 inne kraje, które w 1980 r. zbojkotowały olimpiadę w Moskwie, za co cztery lata później Rosjanie zrewanżowali się bojkotem igrzysk w Mieście Aniołów, i co? I nic. Przyznany Rosji piłkarski Mundial w 2018 r. też zapewne się odbędzie.

Bernie Ecclestone i królowa sportów samochodowych legły u stóp byłego agenta KGB, dziś architekta Wszechrusi w budowie, który na torze w Soczi po raz kolejny dał światu lekcję politycznej skuteczności. Właściwie tylko zabrakło zapowiedzi spikera przed jego podejściem do podium: and the winner is… Vladimir Putin.

Pan prezydent był bardzo szczęśliwy,

skomentował później jego rzecznik. Wkrótce „szczęśliwy prezydent” poleci na szczyt G20 w Brisbane. Kreml „potwierdził przyjęcie zaproszenia”. Premier Australii Tony Abbott zapowiada, że „porozmawia ostro” z Putinem o zestrzeleniu w lipcu na Ukrainie malezyjskiego samolotu i „zamordowaniu australijskich obywateli przez rosyjski sprzęt dostarczany prorosyjskim rebeliantom”. Kuluarowy komentarz z Kremla? Pogada, pomarudzi i z czasem wszystko wróci do normy…

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych