Cameron nie Kopacz, ale obiecywać też potrafi. Start kampanii na Wyspach…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Dzisiejsze nagłówki brytyjskich gazet krzyczą: „Wczoraj rozpoczęła się kampania wyborcza!” i „Thatcheryzm wraca!”

Chodzi o finalne wystąpienie Davida Camerona na dorocznej konwencji konserwatystów w Birmingham, pierwszy speech w kampanii wyborczej ‘maj 2015. Wystąpienie zostało uznane za bardzo dobre, nawet przez liberała Andrew Neilla, gospodarza „Daily Politics” w BBC. „Powiało patriotyzmem i optymizmem” – zachwycają się torysi, i chyba coś w tym jest. Przecież tak dobrych wyników gospodarczych Wielka Brytania nie notowała od 10 lat!

Wrzesień, to dla brytyjskich partii głównego nurtu najważniejszy moment w roku. „Conference season”, okres dorocznych konferencji, kiedy partie rekapitulują swoje dokonania i zapowiadają agendę na kolejny sezon. W tym roku zjazdy były tym ważniejsze, że stanowiły ostatnią przed kampanią wyborczą szansę pochwalenia się osiągnięciami i „zanęcania” elektoratu. Konwencja liberalnych demokratów przeszła prawie niezauważona. Odkąd ta lewicowa partia weszła w koalicję z torysami, utraciła wielu członków, co gorsza zainteresowanie liberalnych mediów, co w przypadku opiniotwórczej BBC jest klęską.

Po konwencji Labour Party pozostało kilka żartobliwych komentarzy, jak ten mera Londynu Borisa Johnsona o „deficycie pamięci” Eda Milibanda, który w swoim przedwyborczym jakby nie było wystąpieniu „zapomniał” o trzech najważniejszych wyzwaniach: gospodarce, problemie imigrantów i bezpieczeństwie narodowym. Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa nie brała udziału  w dorocznym feście, bo nie ma reprezentacji w Izbie Gmin, śladową w Izbie Lordów i wciąż uchodzi za ugrupowanie poza-mainstreamowe.

Najwięcej uwagi media poświęciły oczywiście konferencji torysów w Birmingham. Po pierwsze, to ugrupowanie rządzące, a po drugie, ma duże szanse na pozostanie na Downing Street na drugą kadencję. I dokładnie śledziły cztery najważniejsze wystąpienia: ministra skarbu George’a Osborne’a, szefowej Home Office Theresy May, mera Londynu Borisa Johnsona i finalny speech premiera Camerona, w którym wyłożył wszystkie karty na stół.

Cała prasa, i z prawa i z lewa, jedna z zadowoleniem, druga z przyganą, zwróciły uwagę na dwa charakterystyczne motywy jego wystąpienia: patriotyzm oraz wiarę w ciężką wytrwałą pracę. Wielokrotnie powtarzało się hasło „ile włożysz /do skarbonki/, tyle wyjmiesz”, „ile zainwestujesz, tyle dostaniesz z powrotem”. Taka bardziej pragmatyczna wersja hasła premier Thatcher „nie myśl, ile państwo może dać tobie, myśl ile ty możesz dać państwu”. Znowu słychać było echa thatcheryzmu – odpowiedzialności, oszczędności, zapobiegliwości, sprawiedliwości społecznej nie zniszczonej przerostami państwa opiekuńczego, gry fair play obywatela z państwem. Choć przykrojone do potrzeb „nowoczesnego współczującego konserwatyzmu” i zmoderowane „polityką ostrożności” Camerona.

Zaczął od sztandarowego hasła konserwatystów, obniżki podatków. Cameronowi, przedstawicielowi finansowych elit i milionerowi, bardzo zależy na opinii wrażliwego społecznie. Rozpoczął więc od obietnicy podwyższenia w następnej kadencji kwoty, od której płacony jest pierwszy próg podatkowy, od 10.100 tys. do 12.500 tys. funtów. W taki sposób, aby ktoś, kto pracuje 30 godzin tygodniowo na minimalnej stawce godzinnej, został w ogóle zwolniony od podatku. Chodzi o to, by zachęcić beneficjentów opieki społecznej do podejmowania pracy choć na część etatu. Oczywiście nie zapomniał o klasie średniej, drugi próg podatkowy zostanie znacznie podniesiony – z obecnej kwoty przychodów 41.900 do 50 000 funtów. Kolejna dobra nowina to zniesienie, w trybie natychmiastowym, 55% podatku jaki dotąd płaciły dzieci, dziedziczące fundusze z prywatnego funduszu emerytalnego zmarłego rodzica. Cameron tłumaczył, znowu ukłon w stronę thatcheryzmu, że  nie jest to sprawiedliwe, aby państwo zabierało dzieciom pieniądze ciułane przez dekady przez rodziców. Ten ruch z pewnością zyska torysom sporo głosów w majowych wyborach.

Pamiętają Państwo hasło wyborcze Margaret Thatcher z 1979 roku „Wielka Brytania – demokracją właścicieli domków jednorodzinnych”? Jego echa znalazły się  w kolejnej obietnicy wyborczej Camerona. Na Wyspach poważnym problemem jest zakup przez młodych ludzi pierwszego domu/ mieszkania. Kapitał lokowany od dwóch dekad w nieruchomości przez „petrodolary”, rosyjskich oligarchów, chińskich „czerwonych aparatczyków” i softwere millioners z Indii, tak rozregulował rynek, spowodował tak wielką podwyżkę cen nieruchomości, że młodzi Brytyjczycy tracą szansę na własny kąt. Pomysł Camerona polega na wybudowaniu na terenach post-industrialnych 100 tys. nowych domów, które będą sprzedawane first time buyers  z 20% zniżką. Premier Thatcher – pamiętamy  jej wielką reformę wyprzedaży domów komunalnych z 30% ulgą, aby „ z lokatorów uczynić właścicieli” - z pewnością podobałby się  ten projekt.

Dalej – David Cameron zapowiedział wpompowanie znacznych funduszy w państwową służbę zdrowia. Posłużył się tu grą słów „a strong economy means strong NHS”. A ponieważ służba zdrowia to od zawsze żelazny argument wyborczy Partii Pracy, Ed Miliband uznał plan premiera  za „wtargnięcie torysów na historyczny teren labourzystów”. Komentatorzy w mediach także punktują „sprytne posunięcie torysów, którzy wytrącili z rąk Milibanda najważniejszy argument kampanii ‘maj 2015”. Cameron zapowiedział dodatkowe fundusze służbę zdrowia, utrzymanie dotacji na szkolnictwo oraz – jakżeby inaczej? - pomoc humanitarną dla krajów Trzeciego Swiata, oraz cięcia  w innych sektorach, m.in.  w samorządach lokalnych, co już wzbudziło protest zainteresowanych.

Cameron podjął także dyskusję z argumentem UKIP, że „ Wielka Brytania schodzi na psy”.

Kocham ten kraj – mówił – i celem mojej pracy jest uczynić go takim, aby każdy obywatel z dumą mógł nazwać go swoim domem. Bez względu na to, kim byli jego rodzice, i skąd pochodzą

— to oczywiście apel w stronę młodych muzułmanów.

Jednak aby nie było wątpliwości, dodał:

Ale ci, którzy korzystają z dobrodziejstw życia w demokracji, chroniącej prawa mniejszości, tu zostali wykształceni, otrzymywali wszelką dostępną pomoc jaką gwarantuje cywilizowane państwo, i znajdą się w Państwie Islamskim, będą naszymi wrogami, i jako tacy, zostaną potraktowani.

W tym fragmencie znowu zabrzmiały echa porywających wystąpień Margaret Thatcher - ale nie do końca. Bo o ile pani premier podejmowała suwerenne decyzje, powodowane jej własną oceną sytuacji, Cameron z uwagą śledzi opinie back benchers i wyniki badań opinii publicznej, i gdyby nie ich presja, pewnie wciąż czekalibyśmy na zdecydowaną reakcję .

To w wystąpieniu Theresy May znalazły się słowa potępienia islamskich fundamentalistów, którzy „odrzucili brytyjskie wartości, w tym demokrację, prawo zastąpili szariatem i  nie maja pojęcia co to tolerancja”. Skrytykowała naiwność tych, którzy spodziewali się, że Arabska Wiosna przyniesie demokrację i zapowiedziała zaostrzenie ustawy stop-and search, dotychczas stosowanej głównie w środowiskach czarnych przybyszów z Karaibów. A także wprowadzenie zakazu publicznych i medialnych wystąpień duchownych islamskich, znanych z promowania „języka nienawiści”.

Demokracja, wolność słowa, prawa człowieka,  tak, ale dla nas wszystkich

— zakończyła.

May zaanonsowała też projekt „emergency brake”, który ma powstrzymać wciąż wysoką falę imigrantów z krajów Unii Europejskiej. Ma on polegać na zastosowaniu blokady  na określoną kwotę przybyszów z określonego kraju,  w każdym przypadku inną. Jednak jest to projekt przyszłościowy, bo najpierw odbędą się generalne rozmowy na temat reformy przepływu imigrantów w ramach całej Unii.

Zaskakuje, jak wiele mówi się o imigracji  z krajów Wspólnoty, w tym Polaków, którzy z reguły pracują, płacą podatki i przestrzegają brytyjskiego prawa, a jak rzadko o lawinie imigrantów spoza Europy, którzy stanowią prawdziwe obciążenie budżetu państwa. Zwykle przybywają na Wyspy nielegalnie, bez zawodu, bez znajomości angielskiego, skazani na zasiłki socjalne. Ogromna fala ludzi, z Afryki, z Azji, wciąż zalewa Wyspy, najpierw zostają osadzeni w detension centres, aplikują o azyl polityczny, na dwa lata otrzymują dach nad głową, wyżywienie, bezpłatną opiekę lekarską i naukę angielskiego, a kiedy go nie dostają, rozpływają się w powietrzu. Polityczna poprawność powstrzymuje rząd Camerona przed zabraniem się za tę kluczową sprawę. I zadanie Nr 1, dziś dla euro- deputowanych, jutro dla rządu Jarosława Kaczyńskiego, to wykorzystanie tego argumentu i przypomnienie Brytyjczykom o grze foul play w stosunku do imigrantów z krajów Unii.

Podczas konwencji torysów mówiono o wycofaniu się Wielkiej Brytanii z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i wielu innych ciekawych dla brytyjskich wyborców ofertach. A kraj, jak mówią ostatnie opinion polls, najwyraźniej dojrzał do zmian – w prawo.

I gdyby rząd Camerona przestał „się bujać” i już zaczął dotrzymywać obietnic, złożonych w Birmingham, konserwatyści wygraliby majowe wybory parlamentarne  jak to się mówi „w cuglach”.

Londyn, 3 pażdziernika 2014

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych