Estoński eurodeputowany: „Europa jest w stanie wojny. Im silniejsze będą akcje, tym silniejsza będzie nasza pozycja”

Fot. eppgroup.eu
Fot. eppgroup.eu

„Europa jest w stanie wojny. Nie można udawać, że nasze wygodne życie nie jest zagrożone. A jak jest wojna, to niestety trzeba być gotowym na poświęcenie” - mówi estoński eurodeputowany Tunne Kelam w rozmowie z „dziennik.pl”.

Według niego oficer estońskich służb specjalnych, porwany w ubiegłym tygodniu przez Rosjan, został uprowadzony z terytorium Estonii, co potwierdzają raporty pograniczników.

Są dowody na to, że m.in. użyto granatów, że zakłócono łączność internetową, akcja była wcześniej przygotowana, bardzo profesjonalnie. Ślady prowadzą do granicy rosyjskiej. No i pamiętajmy, że do porwania doszło tuż po wizycie prezydenta Obamy w Estonii, podczas której zapowiedział wsparcie dla zagrożonych przez Rosję krajów bałtyckich i Polski. Można to odczytać jako przekaz, że Rosja może robić co jej się podoba na terytorium suwerennego państwa, może się dopuścić każdej prowokacji

—przekonuje europoseł Europejskiej Partii Ludowej (EPL). I uspokaja, że prowokacja ta nie wywoła agresywnej reakcji Estonii.

Nie widzę możliwości, by Estonia zareagowała agresją. Choć prowokacje niestety mogą się zdarzać. Najważniejsze, co teraz możemy zrobić jako Unia Europejska i NATO, to prezentować jedność i w ramach tej jedności domagać się uwolnienia porwanego obywatela Unii Europejskiej

—podkreśla. Jak utrzymuje w Estonii nie ma czegoś takiego jak zjednoczona mniejszość rosyjska.

Po pierwsze mamy starą mniejszość rosyjską, liczącą 7-8 proc. populacji. To stara polityczna imigracja m.in. tzw. starowierców. Przed radziecką inwazją na Estonię wszyscy oni mieli obywatelstwo estońskie i byli dobrze zintegrowani. Ale jest też nowa fala przybyszów rosyjskojęzycznych, którzy przybyli w czasach ZSRR. Ci ludzie sprzeciwiali się naszej niepodległości, byli i wciąż są pod wpływem rosyjskiej propagandy. [..] Co najciekawsze, ludzie ci nie chcą wyjechać do Rosji, bo doskonale wiedzą, że u nas warunki życia są o wiele lepsze

—mówi Tunne Kelam. Estoński europoseł ma mieszanie uczucia po szczycie w NATO.

Z jednej strony padła mocna deklaracja prezydenta Obamy, co nas pozytywnie zaskoczyło. Ale z drugiej strony niestety większość europejskich członków sojuszu nie jest przygotowanych na obronę innych krajów alianckich, wydatki na obronę są ścinane, nie ma woli politycznej. Parlament niemiecki nie chce rozlokowania baz NATO w naszych krajach i Sojusz musiał temu ulec. Pada argument, że nie należy prowokować Rosji. Rosji nie ma co prowokować, ale bronić się trzeba. Czy te jednostki zapowiadane jako szpica będą wystarczającym zabezpieczeniem? Wątpię

—wyznaje. I dodaje:

Powiedzmy sobie szczerze: Europa jest w stanie wojny. Nie można udawać, że nasze wygodne życie nie jest zagrożone. A jak jest wojna, to niestety trzeba być gotowym na poświęcenie. Wybór jest bardzo prosty – im silniejsze będą akcje, tym silniejsza nasza pozycja. Każde opóźnienie we wprowadzaniu sankcji lub co gorsza próba wycofania się z nich będą nas kosztować o wiele więcej niż negatywne skutki tych sankcji. Teraz potrzeba prawdziwej solidarności europejskiej

—uważa europoseł. Według niego PE szuka też innych pomysłów na osłabienie Rosji.

Przedwczoraj wysłaliśmy w imieniu członków komisji spraw zagranicznych i podkomisji obrony w Parlamencie Europejskim list do Hermana van Rompuya (wciąż jeszcze urzędujący przewodniczący Rady Europejskiej - przyp. red.) i prezydenta Francji Françoisa Hollande’a, w którym proponujemy, by to Unia Europejska zamiast Rosji kupiła francuskie Mistrale…

—informuje Kelam.

Ryb, dziennik.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych