Porwanie polskiego oficera? "Gdy rosyjskie przyczółki w Polsce są bardzo mocne, po co porywać kogokolwiek"

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Uprowadzony funkcjonariusz estońskiego wywiadu najprawdopodobniej zajmował się rozpracowywaniem nielegalnego handlu bronią, amunicją i materiałami rozszczepialnymi - twierdzi płk Andrzej Kowalski, były funkcjonariusz UOP, ABW i SKW. Jego zdaniem jedną z przyczyn uprowadzenia mogła być tzw. wielka polityka, jednak istnieją także inne teorie:

Może mieć związek z rozpracowaniem rosyjskich prób przekraczania granicy, bo przygotowywane są szlaki przemieszczania „zielonych ludzików”. Trzecia dotyczy nielegalnej działalności oficerów FSB, którzy montowali możliwości przemytu przez granicę estońską i Kohver jakoś wszedł im w paradę

— wylicza pułkownik i zauważa, że już się pojawiły spekulacje, że Rosjanie zechcą wymusić wymianę zatrzymanych w Estonii swoich agentów (od 2008 aż sześciu) na estońskiego oficera.

Jak tłumaczy Kowalski bardzo wymowne są działania Rosji wobec Kohvera:

Rosjanie pomimo umowy z Estonią, która reguluje takie przypadki i gwarantuje, że najpóźniej w trzeciej dobie strony umożliwią kontakt z konsulem, wyrazili na to zgodę czwartego dnia. Niby szczegół, ale jak bardzo wymowny. W klasycznie sowieckim stylu pokazali, że ich prawo nie dotyczy. To, co spotkało Kohvera po zatrzymaniu, zależy od tego, który scenariusz jest realizowany. Jeżeli była to tylko prowokacja na użytek polityczny, to nic szczególnego się nie działo, były przesłuchania, nękające i nieprzyjemne, ale nie niebezpieczne. Jeżeli jednak Kohver naprawdę rozpracował jakąś grupę przemytniczą kontrolowaną przez FSB, to mogą chcieć zorientować się, co naprawdę o nich wie. Wtedy już miło nie będzie. Nie mogą poddać go torturom, które będzie po nim widać

— stwierdza funkcjonariusz.

W jego opinii jest to element wojny psychologicznej między Rosją, a Zachodem.

Komentatorzy w głównych mediach europejskich nie mają wątpliwości, jaki naprawdę był przebieg zdarzeń. I o to Rosjanom chodzi. Chcą, by Zachód, opinia publiczna, tzn. obywatele mieszkający w wygodnych domach, zrozumieli, że dla Rosjan wojna to fraszka, bo oni NATO się nie boją, a z sankcji sobie kpią

— dodaje.

Niestety jego zdaniem w analogicznej sytuacji polscy politycy i media raczej nie zdaliby egzaminu, tak jak zdały władze Estonii

Gdy obserwuję to, co dzieje się w polskich służbach specjalnych, to mam wrażenie, że pewnie nie zauważyliby, że zniknął ich funkcjonariusz, a gdyby już dowiedzieli się z mediów, to zostałby zwolniony dyscyplinarnie za jakiekolwiek przewinienie, np. niepoinformowanie przełożonych o przyczynach swojej nieobecności. Trochę smutna ta refleksja, ale w obecnej sytuacji, gdy rosyjskie przyczółki w Polsce są bardzo mocne, po co porywać kogokolwiek?

— pyta retorycznie.

mc,naszdziennik.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych