Londyn, 1 października, początek „Złotego Tygodnia”, 9 rano. Do eleganckiego magazynu Selfridges wlewa się wielka fala młodych Chińczyków i rozpływa po całym sklepie.
Gdyby nie „piętrusy” widoczne na ulicy, można byłoby pomyśleć, że to Szanghaj czy Kowloon w Hong Kongu. Oto dziewczyna w modnym topie, sandałach na koturnach i mini kupuje torbę Louisa Vuittona za 4000 funtów, oto gromadka jej rodaczek przymierza szale od Hermesa, każdy a 700 – 900 funtów, tłumy gromadzą się przed stoiskami „brytyjskimi”, Burberry czy Vivianne Westwood.
Rozmowy z ekspedientką toczą się w języku mandaryńskim – Selfridges ma kilkadziesiąt tłumaczek, podobnie jak inne drogie magazyny Harrods czy Fortnum and Mason. Ekspedientka trzyma kartę kredytową w obu rękach, jak każe chińska etykieta, a kierowniczki piętra prześcigają się w uprzejmościach. Dobrze wiedzą, że w 2012 roku Chińczyk z Pekinu, Szanghaju czy Hong Kongu wydał podczas kilkudniowej wizyty na zakupy średnio 3.5 tys. funtów, a niektóre źródła twierdzą, że dwa razy tyle.
A Brytyjczyk z prowincji – tylko 130 funtów. W tym samym 2012 roku – mówi raport firmy turystycznej „Visit Britain” - do Wielkiej Brytanii przybyło 170 tys. Chińczyków, którzy w sumie wydali tutaj ok. 300 mln funtów. Głównie na dobra luksusowe.
Ich ulubione firmy, to Louis Vuitton, Gucci, Hermes, Chanel, Burberry, zegarki Rolexy i Omegi. Widać ich na Piccadilly, Regent Street i Bond Street, ale zdarza się ze podróżują do Edynburga po swetry z pierwszorzędnego kaszmiru, wełny z wyspy Harris i tartany.
Zapomnijcie o bogatych Rosjanach! Dziś na pierwszym miejscu po dobra luksusowe utrzymują się Arabowie – ale zaraz za nimi plasują się Chińczycy.
Szukam płaszcza przeciwdeszczowego Burberry i szalika
-– mówi filigranowa piękność, pracownica PR w Hong Kongu, Chan Li.
Przyjechałam do Londynu, bo tutaj są tańsze i w większym wyborze.
Chińscy turyści są dla nas bardzo ważni
-– twierdzi Mark Henderson, prezes London Lyxury Quarter, zrzeszającej handel na całym West Endzie. To dlatego Global Blue, London First i inne firmy handlujące dobrami luksusowymi od kilku lat pracują nad tym, aby rząd Davida Cameron zmienił prawo wizowe dla Chińczyków. Bo dziś przyjeżdżając do Europy, potrzebują dwóch wiz – jedną do krajów strefy Schengen, a drugą brytyjską. Oto pojawił się nowy fenomen, „Chińczycy w mieście!”, i nie są to bynajmniej mieszkańcy londyńskiego Chinatown.
Jeszcze do niedawna Chińczyków w Wielkiej Brytanii widać było jedynie w Chinatown, w knajpkach pod egzotycznymi nazwami „The Peking Duck” i „Sechuan Canteen” czy centrach chińskiej medycyny. Nieliczne dzieci bogatej czerwonej burżuazji w prywatnych szkołach z internatem jak Roedean czy Bedales, czy płacący pełne czesne studenci na uniwersytetach. Dziś, mieszkam niedaleko kampusu uniwersyteckiego, pełno ich w autobusach, w sklepach i kawiarniach, zawsze w grupach, zwykle mówią w dialekcie mandaryńskim. Obok chińskich knajpek, centrum medycyny alternatywnej, agencji podróży, oczywiście do Chin, coraz więcej maklerów w City, lekarzy w szpitalach i prawników, a zdarza się, że wchodzą w związki małżeńskie z Anglikami, czego do niedawna nie było.
Przyjeżdżają podczas „Złotego Tygodnia” /od 1 pażdzienika, rocznica powstania Chińskiej Republiki Ludowej/, na kilka dni po Bożym Narodzeniu, kiedy trwają wyprzedaże i na Chiński Nowy Rok, koniec stycznia – początek lutego.
Przyjeżdżają, owszem, żeby zobaczyć zamek Tower of London czy zmianę warty przed pałacem Buckingham, ale przede wszystkim po luksusowe płaszcze czy torebki. Kiedy w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia wpadają do swego ulubionego Selfridges, w ciągu jednej godziny magazyn zarabia ok. 1.3 mln funtów!
Dziś lepsze magazyny prześcigają się w inicjatywach, żeby zwabić jak najwięcej tak dobrych klientów. Fortnum and Mason w tym roku po raz pierwszy wprowadził promocje z okazji chińskiego Nowego Roku. A Harrods – całe okno wystawowe poświęcił „Rokowi Konia” i rozdawał chińskim zakupowiczom drobne prezenty. Raport CLSA Asia – Pacific kalkuluje, że w 2020 roku Chińczycy będą konsumować 44% wszystkich dóbr luksusowych na świecie. A w Londynie są one tańsze niż w ich ojczyźnie.
Od dawna wiedzieliśmy, że najlepsi konsumenci dóbr luksusowych – biżuteria, samochody, futra - to Arabowie i Rosjanie. O Chińczykach słyszało się niewiele. Dziś przyjeżdżają tutaj, aby wydać pieniądze, których zarabiają coraz więcej. Czerwoni aparatczycy, wielka armia urzędników państwowych, inwestorzy, szybko rosnące aspiracje materialne, towarzyskie.
Zmieniają się Chińczycy, zmieniają się ich obyczaje. Dziś w klasie średniej, podróbki markowych toreb, płaszczy czy zegarków, to obciach, „śmierć towarzyska”. Chcą, i wielu na to stać, nosić autentyczne torby Louisa Vuittona i zegarki Rolex. I noszą. A ponieważ są bardzo rodzinni, kupują po kilka szalików od Hermesa, jeden dla siebie, drugi dla rodziny, trzeci dla szefa czy innego przełożonego.
W Chinach kwitnie łapownictwo, i przywiezienie droższego prezentu dla szefa, to zwykle dobra inwestycja. Jest też pewien tradycyjny zwyczaj, który sprzyja zakupom – konieczność „utrzymywania twarzy”. Raport Kinseya twierdzi, ze zdarza się, iż chiński urzędnik wyda na zegarek równowartość swoich trzech miesięcznych pensji, bo musi „trzymać twarz”. Państwo chyba sprzyja tej rozszalałej konsumpcji, bo kraj, znany z rygorystycznych taryf celnych, jest łagodny w stosunku do obywateli, przywożących tak wielkie ilości dóbr tax – free.
Chińscy konsumenci kupują także więcej przez Internet
-– mówi Arnold Ma z londyńskiej filii agencji, która pomaga przeprofilować się firmom brytyjskim na Chiny.
Najpierw często sprawdzają na mediach społecznych, ile towar jest wart, a potem zakupują”.
Kiedy okazało się, że Chiny to szybko rozwijająca się potęga gospodarcza, Zachód pospieszył z propozycjami. Minister skarbu Wielkiej Brytanii George Osborne i mer Londynu Boris Johnson już w ub. roku byli z wizytą w Pekinie i przesłali jasny sygnał: zapomnijmy o polityce i o prawach człowieka, i zajmijmy się forsą. Zapowiedzieli uproszczenie systemu wizowego dla biznesmenów, studentów i turystów. A Chińczycy odwzajemnia się lawiną swoich inwestycji na Wyspach, głównie w dziedzinie budownictwa i infrastruktury. Grupa ubezpieczeniowa The Ping An już zakupiła za 260 mln funtów budynek Lloyda w Londynie, a firma deweloperska z Pekinu Advanced Business podpisała miliardowy kontrakt na rewitalizację doków, Royal Albert Docks.
Gigant nieruchomości Wanda już zakupiła nad Tamizą parcele, gdzie będzie budowała elegancki 220- metrowej wysokości apartamentowiec plus 5-gwiazdkowy hotel i kilka wieżowców wzdłuż South Banku. W chińskim portfelu jest już 8.7% akcji Thames Water / wodociągi/, 8.7% Heathrow /londyński port lotniczy/, Wanda zakupiła już firmę Sunseekers, produkującą luksusowe jachty i ma zamówienia na 30 jednostek.
Na Wyspach znikają w błyskawicznym tempie domy i mieszkania – to czerwona burżuazja i klasa średnia zakupują nieruchomości jako inwestycję, tymczasem na wynajem, by potem sprzedać z zyskiem.
Chińska klasa średnia kupuje domy i mieszkania od Liverpoolu do Brixton, a jeden z angielskich agentów nieruchomości powiedział: ”Wydają pieniądze, jakby robili zakupy w Tesco!” Wielu z nich nawet nie przyjeżdża do Londynu, kupuje przez internet lub korzysta z targów brytyjskich agencji nieruchomości w Szanghaju czy Hong Kongu. Lubią Liverpool / każdy zna Beatlesów/, Midlandy / Manchester United/, nieruchomości blisko lotnisk i autostrad, kupują małe mieszkania i rezydencje. W Carmarthenshire buduje się luksusowa wakacyjne osiedle dla bogatych Chińczyków. I nie tylko tam. Bo w dobrych miejscach w Chinach ceny nieruchomości są jeszcze wyższe i szybciej Idą w górę niż tutaj. Małe mieszkanko w Hong Kongu z dobrym widokiem może kosztować nawet 1.5 mln funtów! A trudno sprzedać, bo rząd zapowiedział, że jeśli ktoś płaci gotówką, ma prawo do zniżki nawet do 50%. Znamy termin „Chinese takeaway”, chodzi o tanie „chińskie jedzenie na wynos”. Zapewne wkrótce pojawi się inny, „British takeaway”, co będzie znaczyło „wpaść do Londynu na zakupy”, i będą to zakupy luksusowe.
Felieton ukazał się na stronie sdp.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/212924-chinczycy-podbijaja-londyn-na-zakupy-towarow-luksusowych-wydaja-o-wiele-wiecej-niz-brytyjczycy