USA nie chcą poddać Ukrainy, w której wpływami podzieliłyby się Rosja z Niemcami

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. kremlin.ru
fot. kremlin.ru

Waszyngton zdaje się lekceważyć Rosję. Owszem, stara się ją powstrzymywać, ale robi to jakby sięgał lewą ręką do prawego ucha: minimalizując wysiłek i wysługując się sojusznikami.

Pogłoski o załamaniu się globalnego przywództwa Ameryki są mocno przedwczesne, choć przed USA stoją poważne wyzwania. Muszą bowiem z jednej strony umocnić się na Pacyfiku, a z drugiej powstrzymać Rosję, która próbuje wykorzystać próżnię bezpieczeństwa, jaka w wyniku zwrotu ku Azji powstała w Europie Środkowo-Wschodniej.

Ocean (Nie)Spokojny

Ameryka zwraca się obecnie ku Azji, czy też szerzej: w kierunku Pacyfiku. W oczach uważnych obserwatorów nie ulega to żadnej wątpliwości. O zwrocie decydują względy gospodarcze, przebieg szlaków komunikacyjnych i rosnąca potęga Chin. Zachodni Pacyfik to dziś główna magistrala światowej gospodarki, przez którą przechodzi większość towarów. Nic dziwnego, że Państwo Środka próbuje wypchnąć z niego Stany Zjednoczone, tak jak USA wypchnęły w XIX wieku potęgi europejskie z Morza Karaibskiego i zachodniej półkuli. Natomiast strategicznym celem Ameryki jest zapobiec temu, aby region zachodniego Pacyfiku zdominowała jakakolwiek inna siła.

By ten cel osiągnąć, potrzeba dużych środków. USA mają obecnie problemy z dyscypliną budżetową i dokonują cięć wydatków na obronność. Warto jednak podkreślić, że w najmniejszym stopniu dotyczy to floty marynarki wojennej oraz dyslokacji sił i środków w rejonie Pacyfiku. Liczba lotniskowców może wprawdzie ulec redukcji; jednak już zdolne do odpalania nowoczesnych rakiet manewrujących okręty podwodne będą wyraźnie zwiększać swoją obecność w regionie. Pomimo wycofania starych okrętów i cięć niektórych kosztów, zwiększy się więc siła, jaką na Pacyfiku dysponuje marynarka wojenna USA. W perspektywie 10 lat ma też wzrosnąć ogólna liczba okrętów. Bazy na Okinawie w Japonii są zaś jedynie częściowo przenoszone dalej w głąb Pacyfiku (np. na Guam) ze względu na to, że znajdują się obecnie w bliskim zasięgu chińskich rakiet i w razie konfliktu zostałyby natychmiast zniszczone.

Bardzo zredukowane zostaną natomiast amerykańskie siły lądowe, stopnieją bowiem nawet o 1/3. To zaś mocno ogranicza potencjał, jakim USA będą dysponować w Europie i ogólnie Eurazji, gdzie dochodzić może przecież głównie do konfliktów pomiędzy armiami lądowymi.

Rosja przed szeregiem

Z drugiej jednak strony, Amerykanie nie chcą poddać Ukrainy, w której wpływami podzieliłyby się Rosja z Niemcami przy cichym współudziale Chin. Powstałby bowiem wtedy w dłuższej perspektywie iście euroazjatycki sojusz potencjalnie zagrażający obecnemu ładowi światowemu.

To, co czyni obecną sytuację ciekawą, to jednak fakt, że Rosja zdaje się wychodzić nieco przed szereg. Chiny nie wywierają bowiem jeszcze aż tak przemożnej presji na USA, by te miały się zupełnie wycofać z Europy. Choć więc w naszym regionie pojawiła się polityczna próżnia po amerykańskich wpływach, to nie jest ona jeszcze tak wielka. Wydaje się wręcz, że z punktu widzenia Rosji Majdan wydarzył się trochę za wcześnie. Oczywiście kryzys ukraiński nie oznacza, że amerykańska obecność jakoś gwałtownie wzrośnie. Ale też już raczej nie będzie się zmniejszać, choć zanim wybuchł można było tego oczekiwać. Już teraz armia USA uzupełnia np. stare bazy magazynowe w Norwegii. Przy okazji obudzono też Polskę, która także będzie się zbroić.

Nie możemy jednak mieć złudzeń: napięcia na Pacyfiku są ze strategicznego punktu widzenia obecnie co najmniej równie silne, co te na Ukrainie. Wciąż dochodzi tam do incydentów  w rodzaju internowań statków handlowych oraz rybackich. Jedyna różnica polega na tym, że ponieważ na Pacyfiku zasoby i pieniądze są na morzu, w szlakach handlowych, to próby sił odbywają się tam raczej bezkrwawo. W Europie Środkowo-Wschodniej mamy natomiast do czynienia z zasiedlonym lądem. Każda próba sił wiąże się więc ze zniszczeniami siedzib ludzkich i ofiarami wśród cywili.

Ta niepewna sytuacja, w której Rosja zdecydowała się na podważenie aktualnych reguł globalnej gry tak wcześnie, zaś USA muszą jakoś działać na co najmniej dwóch wielkich frontach, tworzy trzy główne możliwe geopolityczne scenariusze w odniesieniu do Polski i jej najbliższego sąsiedztwa.

Trzy scenariusze

Scenariusz pesymistyczny jest taki, że wkrótce Ukraina będzie zmuszona dość szybko podpisać traktat pokojowy, podyktowany jej przez Moskwę i Berlin. Amerykanie będą zaś w defensywie. Wszystkie państwa w regionie zobaczą wtedy, co też przytrafiło władzom w Kijowie i wyciągną wnioski. Będą na wyścigi przyłączać się do Niemiec tak, aby Berlin nie musiał się nimi „dzielić” z brutalnym rosyjskim niedźwiedziem. W tej nowej sytuacji geopolitycznej Niemcy odbudują Mitteleuropę. Projekt paneuropejski, który ma sens tylko, kiedy Niemcy równoważy Francja, straci rację bytu. Amerykańskie wojska po pewnym czasie znikną z kontynentu zupełnie. Zacieśni się też eurazjatycka współpraca pomiędzy blokiem niemieckim, Rosją a Chinami. Niemcy dążą bowiem w sposób naturalny do zbliżenia z dużymi państwami kontestującymi dawny ład światowy. To tam będą szukać rynków, surowców i relacji.

Niemieckiej hegemonii będą przez jakiś czas stawiały opór tylko państwa tzw. „rimlandu” (czyli  te znajdujące się z dala od geograficznego centrum Eurazji), np. kraje śródziemnomorskie, Skandynawia i Anglia. Polska znajdzie się zaś pomiędzy Niemcami ciągnącymi w stronę Rosji a Rosją ciągnącą na zachód. Podobnie jak inne będące w tej „strefie zgniotu” (crush zone) państwa, straci więc resztki suwerenności i zostanie zmielona przez geopolityczne tryby. Cały niemiecko-rosyjsko-chiński blok będzie miał wtedy ogromny potencjał przebudowy ładu globalnego. Zwłaszcza Rosja, którą będą z jednej strony zabezpieczać Niemcy, a z drugiej Chiny, będzie się mogła czuć komfortowo w roli państwa centralnego. Spełnią się, do pewnego stopnia, marzenia Aleksandra Dugina. Z czasem jednak po hegemonię w tym układzie sięgnie jego najsilniejszy człon, czyli Chiny.

Drugi scenariusz jest dla Polski najlepszy. Według niego po długiej wojnie Ukraińcy ostatecznie wygrywają. Rosja jest zaś silnie osłabiona, rozpoczyna się w niej się nowa smuta i rozpad państwa. Amerykanie nie są naturalnie zainteresowani kompletnym upadkiem Rosji i zaczynają ją wspierać. My zrobimy jednak wszystko, aby osłabić władzę Kremla nad resztą federacji. W końcu się uda i władza rosyjska imploduje. Będziemy wtedy mieli najsilniejsze siły zbrojne na wschód od Odry. Białoruś zaproponuje nam współpracę gospodarczo-polityczną. Będziemy dominować w regionie, dla naszego kapitału otworzą się nowe rozległe obszary inwestycyjne. Niemcy będą zaś musiały się z nami liczyć. Projekt Europejski zatrzeszczy w szwach, ale w ostatecznym rozrachunku Unia wytrzyma, podobnie jak globalna dominacja USA.

Jest to jednak, niestety, scenariusz mało prawdopodobny. Na szczęście, również ten pierwszy nie wydaje się jeszcze rzeczą przesądzoną.

Najbliższy rzeczywistości wydaje scenariusz trzeci, zakładający długi okres przejściowy. Wojna na Ukrainie przeciągnie się, trwać będzie długa rewizja systemu międzynarodowego, przeplatana niezdarnymi próbami jego naprawy. Ciągle rosnąć będzie napięcie, w które jesteśmy włączeni. Amerykanie będą się obawiać wysłania swojego wojska przeciwko Rosji, bo mogłoby dojść do konfliktu nuklearnego, spróbują więc posłużyć się sojusznikami takimi jak Polska i Rumunia. Chiny będą przyglądać się temu z daleka i dalej rosnąć w siłę. Kiedy w końcu poczują się wystarczająco silne, zdecydują się zaś wykonać ruch na szachownicy. O przyszłości świata zadecyduje starcie pomiędzy Chinami a USA.

Wcześniej na Ukrainie nastąpi jednak próba podpisania traktatu pokojowego. Amerykanie będą chcieli przeciągnąć Rosję na swoją stronę, więc zgodzą się na podział lub buforowość Ukrainy. Polska będzie zaś musiała lawirować, zachowa jednak raczej względną niezależność, bo USA nie będą chciały Rosji dać zbyt dużo. W podzięce za podział lub ustępstwa na Ukrainie Kreml nie zadeklaruje się ostatecznie po stronie Chin i będzie flirtować z projektem atlantycko-unijnym pozostawiając Zachód w niepewności. Możliwe są w tym czasie napięcia na stykach między Rosją a państwami aspirującymi do Zachodu, jak to ma miejsce zazwyczaj w sytuacji chaotycznego wykuwania jakiegoś nowego status quo.

W finale owego scenariusza USA zachowają pewną przewagę. Amerykańska gospodarka może się odbudować. USA mają przecież wciąż dynamicznie rozwijające się miasta, najlepsze na świecie uniwersytety i znakomite perspektywy demograficzne. W porównaniu z nimi Europa to skansen. Przewaga, jaką USA będą miały na resztą świata, nie będzie już jednak taka jak miało to miejsce po pierwszej i drugiej wojnie światowej. Chiński smok i inne aspirujące potęgi będą wciąż deptać wujowi Samowi po piętach. W przypadku Chin możliwe jest sięgnięcie po prymat gospodarczy.

Kto zapłaci za błędy?

Z punktu widzenia Polski najbardziej niepokojące w tej sytuacji jest chyba to, że Waszyngton zdaje się, jak pokazuje przebieg ukraińskiego kryzysu, lekceważyć Rosję. Owszem, stara się ją powstrzymywać, ale robi to jakby sięgał lewą ręką do prawego ucha: minimalizując wysiłek i wysługując się sojusznikami.

Jeśli możliwość agresywnych zachowań ze strony Rosji jest przez Amerykę niedoszacowana, to jednak nie USA, ale przede wszystkim najbliżsi sąsiedzi Putina najboleśniej odczują tego skutki.

Jacek Bartosiak Stały współpracownik Nowej Konfederacji

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych