Witold Jurasz: „Suwerenność Ukrainy w niemieckim scenariuszu byłaby cieniem tego, czym cieszyli się Finowie”

Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

Ukraińcy pilnie potrzebują pieniędzy. Niewykluczone, że Berlin zechce im zaoferować, taką pomoc, ale problem polega na tym, że warunkiem tej pomocy będzie zapewne zaakceptowanie niemieckiej propozycji ws. zakończenia działań wojennych w Donbasie, która oznacza coś więcej niż finlandyzację Ukrainy - mówi były dyplomata w Moskwie i charge d’affaires RP na Białorusi, ekspert ds. Wschodu i bloger Witold Jurasz w rozmowie z portalem „Stefczyk.info”.

Według niego realna suwerenność Ukrainy w takim scenariuszu byłaby cieniem tego, czym cieszyli się Finowie.

Niepokoi mnie jednak przede wszystkim postawa Polski, która wydaje się nie dostrzegać tego zagrożenia. Skądinąd to nie pierwszy raz, gdy postawa Warszawy jest dwuznaczna – kilka tygodni temu nasz kraj przyłączył się do wezwań o zawieszenie broni, mimo iż było jasne, że było ono na rękę wyłącznie Rosjanom, którzy potrzebowali czasu, by się przegrupować i dostarczyć więcej sprzętu dywersantom

—przekonuje Jurasz. Jego zdaniem Rosji nie chodzi o Ukrainę, ale o zniszczenie post-zimnowojennego układu sił w Europie i zastąpienie go współczesnym „koncertem mocarstw”.

Sądzę, że to, a nie los Ukrainy jest dla nas w istocie największym zagrożeniem. Wracając do Ukrainy - myślę, że w Rosji jest takie poczucie, że na tym etapie Ukraińcy nie są jeszcze dostatecznie rozmiękczeni. W związku z tym zakładam, ze Rosjanie będą ciągnęli tą wojnę co najmniej do zimy, licząc, że wówczas Ukraina będzie w na tyle trudnej sytuacji ekonomicznej, że będzie bardziej skłonna do kompromisu

—zaznacza były dyplomata. I podkreśla, że polskie władze przez lata uprawiały PR, który sprowadzał się do tłumaczenia światu, jakie znakomite relacje mamy z Rosją.

A teraz uprawiamy PR, tyle, że o odwrotnym wektorze – niestety nadal jest to tylko PR, nie poparty żadnymi czynami. Wypowiedzi niektórych wysokich rangą urzędników państwowych są w formie niesłychanie ostre wobec Moskwy. W dyplomacji tymczasem króluje prosta zasada: działania muszą być twardsze od słów, a nie na odwrót

—tłumaczy. Według niego Rosjanie są na słowa niezwykle czuli.

Ustępują przed siłą, ale tylko w sytuacji, kiedy nie dotyczy to spraw prestiżu. […] My wypowiadając się bardzo ostro dajemy Rosjanom argument, by nas od tego stolika negocjacyjnego ws. Ukrainy odstawić. Niemcy i Francuzi są podobnego zdania jak Kreml. Natomiast z tego samego powodu, że słowa u nas idą przed czynami, Ukraińcy rozumieją, że tak naprawdę nie jesteśmy ich adwokatem, tylko takim nie do końca poważnym państwem, które dużo mówi i mało robi

—podsumowuje.

Ryb

Czytaj oryginalny artykuł na Stefczyk.info

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.