„Wszyscy jesteśmy Palestyńczykami!”. Antysemityzm na Zachodzie wraca do mody

Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

Wojna Izraela z Hamasem po raz kolejny stała się na Zachodzie powodem do manifestacji nienawiści do Izraela.

Od Paryża po Wiedeń odbyły się gwałtowne demonstracje poparcia dla Palestyńczyków, których uczestnicy krzyczeli bez zażenowania „śmierć Żydom”. Wczoraj w australijskim Sydney grupa nastolatków zaatakowała autobus wiozący żydowskie dzieci. Wznosili okrzyki „ Żydzi do gazu” i „Uwolnić Palestynę!” Całe zastępy celebrytów zdążyły już wyrazić swoją niechęć do Izraela. Uzasadnione oburzenie z powodu śmierci niewinnych cywilów? Bynajmniej.

Kiedy w styczniu tego roku obóz dla palestyńskich uchodźców w Jarmuk koło Damaszku został zaatakowany przez syryjskie siły rządowe, nikt nie wyszedł na ulicę w proteście. Mimo iż zginęły setki Palestyńczyków. W Iraku islamiści mordują Chrześcijan, Jazydów i Kurdów. I nikt nie nawołuje do zatrzymania rzezi niewiniątek. W Nigerii każdego dnia ginie więcej ludzi niż zginęło podczas wszystkich izraelskich ofensyw w Strefie Gazy razem wziętych.

Hamas powinien wysłać list z podziękowaniami do zachodnich mediów i intelektualistów: „Dziękujemy, że akurat nasze życie jest dla was takie cenne”. Nie kwestionuję prawa do krytyki państwa Izrael. Wolno, a nawet należy krytykować politykę każdego państwa, a zabijanie cywilów zawsze zasługuje na potępienie. Ale kto zarzuca Żydom to, co u innych mu nie przeszkadza, jest, cytując francuskiego filozofa Pierre-André Taguieffa „nowoczesnym judeofobem”. I narzędziem w rękach islamskich radykałów.

Może się wydawać, że nienawiść do Żydów jest zarezerwowana dla przedstawicieli skrajnej prawicy. To mylne wrażenie. Dziś są to głównie lewaccy poprawiacze świata, walczący o poparcie rosnącego elektoratu muzułmańskich imigrantów, brodaczy i kobiet w czarczafach. Są przekonani, że poparcie dla muzułmanów pozwoli zapobiec zamachom terrorystycznym na Starym Kontynencie. Może się to wydawać absurdalne, ale ta opinia jest bardzo rozpowszechniona.

Istnieje też podłoże ideologiczne. Dla kosmopolitycznej, antyglobalistycznej zachodniej lewicy państwo żydowskie to symbol imperializmu i silnego państwa narodowego, które w ich neo-marksistowskiej wizji świata nie ma racji bytu. Kilka dni temu publicysta lewicowego niemieckiego dziennika „TAZ” bez zażenowania stwierdził, że „w wolnym kraju kwestionowanie prawa do istnienia państwa Izrael „powinno być możliwe”.

Radykalny antysyjonizm zachodniej lewicy ma swoje korzenie w propagandzie Związku Sowieckiego. To sowieccy komuniści rozpowszechnili po II wojnie światowej takie pojęcia jak „imperializm”, „rasizm” i „kolonializm” w odniesieniu do państwa Izrael. Antysyjonizm stalinowski połączył się w latach 50. i 60. XX wieku z antysyjonizmem arabskim, opracowanym m.in. przez nazistów, którzy zbiegli do Egiptu (wśród nich były adiutant Goebbelsa, Johann von Leers). Izrael był państwem silnym, sojusznikiem USA, więc należało go nienawidzić.

Palestyńczycy byli słabsi, więc należało ich bronić. Tylko, czy słabszy zawsze ma rację? W tę kwestię większość z nich nawet nie próbowała wniknąć. Konflikt izraelsko-palestyński przestał być sporem między dwoma różnymi punktami widzenia, a stał się walką między dobrem a złem. Dużą rolę odegrały tu także wyrzuty sumienia białego człowieka, byłego kolonizatora, wynalazcę imperializmu, skonwertowanego w propagatora praw człowieka. Jako ten, który uciskał, musiał stanąć po stronie uciśnionych. Jest znamienne, że jednocześnie nigdy nie przeszkadzał mu imperializm sowiecki.

W swym ideologicznym zaślepieniu zachodnia lewica połączyła nolens volens siły z islamskimi radykałami. Podczas manifestacji pro-palestyńskiej w Brukseli na budynku parlamentu, przy oklaskach polityków lewicy, zawisła flaga z symbolem islamskiego dżihadu. Wezwanie do świętej wojny przeciwko Żydom, unicestwienia państwa Izrael to główny cel islamistów od Hamasu po al-Kaidę. Popierając ślepo Palestyńczyków Zachód pomaga zmobilizować świat muzułmański w swej krucjacie przeciwko nie tylko Żydom, ale także Chrześcijanom, żyjącym w krajach arabskich.

Bo to, że islamiści chcą się pozbyć nie tylko Żydów, jest bezsporne. Jeśli zniknie państwo Izrael, zniknie także jedyny, jeśli nawet trudny, sojusznik chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Antyizraelska retoryka odnosi też pierwsze skutki w zachodniej Europie. Coraz częściej dochodzi do brutalnych ataków na Żydów, jak niedawno we francuskiej Tuzluzie, gdzie zginęła trójka dzieci i nauczyciel żydowskiej szkoły z rąk zamachowca muzułmanina.

Przede wszystkim jednak zachodni lewacy zapominają o tym, że islamiści, a Hamas to organizacja terrorystyczna, są nie tylko wrogami państwa Izrael, ale także zachodniego modelu liberalnej demokracji, którego oni bronią. Trudno o bardziej absurdalny sojusz.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych