"Przedstawiciel Boeinga musi być włączony do śledztwa, jeśli ma być ono rzetelne". Dr Berczyński - inżynier firmy Boeing o okolicznościach zestrzelenia MH17. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/ EPA: boeing 777 rejsu MH17 szykuje się do startu w swój ostatni lot.
PAP/ EPA: boeing 777 rejsu MH17 szykuje się do startu w swój ostatni lot.

Nad wschodnią Ukrainą ofiarą zestrzelania padła bardzo bezpieczna maszyna - boeing 777.

O katastrofie tego samolotu rozmawiamy z dr Wacławem Berczyńskim, inżynierem z firmy Boeing, konstruktorem Działu Wojskowo-Kosmicznego tej firmy, a także ekspertem współpracującym z zespołem parlamentarnym ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza.

wPolityce.pl: Czy Amerykanie włączą się do śledztwa? Dr Wacławem Berczyńskim:Tak, włączą się. To był samolot firmy Boeing i w związku z tym jest tam największa wiedza o tej maszynie. Nawet więcej: przedstawiciel Boeinga musi być włączony do śledztwa, jeśli ma być ono rzetelne.

Odczytywanie czarnych skrzynek też będzie udziałem ekspertów Boeinga? Nie, w tym będzie brała udział zupełnie inna firma – producent skrzynek, np. Honeywell.

A czy włączy się też NTSB – amerykańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu? Chyba powinna się włączyć, ale czy to zrobi, to trudno powiedzieć. Co prawda to jest instytucja, której odpowiednikiem w Polsce jest Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, ale posiada bardzo dobrych ekspertów. Ale jednak myślę, że Ukraina poprosi NTSB o pomoc.

Teraz pytanie wykraczające poza obszar pańskich zainteresowań zawodowych: czy po drugiej w krótkim czasie katastrofie lotniczej linie Malaysia Airlines zbankrutują? Nie, bo to kwestia ubezpieczenia. Samolot był ubezpieczony i pasażerowie także. Każdy z nich na około milion dolarów, więc 300 milionów, to nie jest aż taką stratą.

Czy pasażerowie MH17 mogli przeżyć moment eksplozji, czy natychmiast zabiła ich potężna dekompresja rozprutego kadłuba? To zależy od tego jak szybko samolot spadał. Samoloty są przygotowywane do sytuacji, gdy następuje dekompresja i wówczas pilot może wprowadzić maszynę w gwałtowne nurkowanie, aby zejść do wysokości, na której ludzie mogą oddychać. Jeśliby szybko spadał, to ludzie mogli przeżyć. To jednak jest zgadywanie, bo też zależy od tego, czy ktoś siedział daleko od miejsca eksplodowania rakiety. Jeśli był przypięty pasami, to mógł żyć do momentu upadku.

Czy gdy usłyszał pan o tym zestrzeleniu boeinga przypomniało się panu zdarzenie z 1983 r., gdy Rosjanie zestrzelili koreańskiego Jumbo-Jeta nad Morzem Japońskim? Tak, oczywiście. Pamiętam też jednak inne zestrzelenia. Przecież nad Morzem Czarnym Ukraińcy zestrzelili przez pomyłkę rosyjski samolot, który znalazł się w rejonie ćwiczeń wojskowych (w październiku 2001 r. nad Krymem – Tu-154 lecący z Tel Awiwu do Nowosybirska - przyp. red.). Amerykanie zestrzelili irański samolot pasażerski (nad Zatoką Perską w lipcu 1988 r. airbusa A300 – przyp. red.). Tak więc to się może zdarzyć. W każdej chwili w powietrzu jest kilkanaście tysięcy samolotów. Wojny z tego powodu nie będzie.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych