Agenci w togach. Lektura internetowych stron IPN jest bardzo ciekawa

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Na wymiar sprawiedliwości padł strach, bo kłopoty lustracyjne ma coraz więcej sędziów i prokuratorów. Nie dziwi zatem niechęć starszego pokolenia sędziów do orzekania w procesach, w których oskarżycielami są prokuratorzy IPN.

Lektura internetowych stron Instytutu Pamięci Narodowej jest bardzo ciekawa. Pojawia się bowiem coraz więcej informacji o zakwestionowaniu przez prokuratorów pionu lustracyjnego oświadczeń składanych przez nie tylko samorządowców (tych już nikt nawet nie liczy), ale także sędziów, adwokatów, radców prawnych i prokuratorów.

Zgodnie z ustawą także osoby wykonujące te zawody zobowiązane są do złożenia oświadczeń lustracyjnych, czyli wyjawieniu ewentualnej współpracy, służby czy pracy w organach bezpieczeństwa PRL.

Zapewne wielu przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości śpi niespokojnie. Czasem zdarza się, że opowieści i zapewnienia esbeków o tym, iż zniszczyli teczki prowadzonej agentury okazują się nieprawdziwe.

Przykładem niech będzie Śląsk, gdzie oświadczenia lustracyjne złożyło około 1400 sędziów i prokuratorów oraz prawie 2,5 tysiąca adwokatów, radców prawnych i notariuszy. Niektórzy skrzętnie przyznali się do współpracy (szczególnie sporo byłych agentów i funkcjonariuszy służb specjalnych jest wśród radców i adwokatów). Rozgrywki z przeszłością są bezlitosne, a próby jej uniknięcia coraz częściej przypominają „rosyjską ruletkę”.

TW Beata

O tym, że „Temida nierychliwa, ale sprawiedliwa” przekonała się po 40 latach sędzia Elżbieta Sieradzka z Katowic. Sieradzka, która od 4 lat jest w stanie spoczynku, czyli sędziowskiej emeryturze, orzekała w Sądzie Okręgowym w Katowicach w głośnych procesach mafii paliwowej, zabójców i gwałcicieli. Prokurator IPN uznał, że złożyła nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne i zataiła swoje związki ze Służbą Bezpieczeństwa. Niedawno sąd w Krakowie wydał prawomocny wyrok, w którym uznał ją za kłamcę lustracyjnego.

Sieradzka swoje pierwsze oświadczenie lustracyjne złożyła w 1998 r. Nie było jeszcze wówczas IPN, a sprawy lustracji podlegały Rzecznikowi Interesu Publicznego. Nie przyznała się wtedy, że była tajnym współpracownikiem SB. Jej oświadczenie zakwestionował RIP i w 2006 r. złożył w istniejącym wtedy Wydziale Lustracyjnym Sądu Apelacyjnego w Warszawie wniosek o wszczęcie postępowania lustracyjnego w sprawie sędzi. Okazało się bowiem, że w archiwum, które ocalały po byłej bezpiece, Sieradzka w latach 70. ub. wieku (była wówczas studentka III roku prawa) pojawia się najpierw jako kontakt operacyjny „Elg”, pozyskany do rozpracowania środowiska akademickiego w Katowicach. Współpracowała najpierw z Wydziałem IV SB, zajmującym się zwalczaniem kościoła katolickiego. Potem przeszła kolejne „stopnie wtajemniczenia”. Została wytypowana jako kandydat na tajnego współpracownika i donosiła o środowisku duszpasterstwa akademickiego. Wykorzystano je do sprawy obiektowej „Krypta”.

Sieradzka została zwerbowana jako tajny współpracownik pseudonim „Beata”. I zgodnie z regułami esbeckiej sztuki na piśmie zobowiązała się do zachowania w tajemnicy kontaktów z SB. Dostała plan zadań, miała przygotowywać charakterystyki studentów i informować o zmianach księży prowadzących duszpasterstwo. „Beata” dostarczała SB donosy i zostawiała je na poczcie w skrzynce nr 1182. Trafiło tam jej pięć odręcznie pisanych informacji.

Zachowała się ocena pracy TW Beata: „Powierzone zadania wykonuje stosunkowo dobrze. Informacje są krótkie, lecz treściwe”. Na ich podstawie wytypowano innych studentów do rozpracowania. Funkcjonariusz SB wręczył też studentce 1000 zł. Ostatnie spotkanie z esbekami było w marcu 1978 r. Sieradzka ukończyła studia, podjęła pracę, a to ograniczyło jej możliwości dalszej współpracy z SB.

Krakowski sąd nie uwierzył lustrowanej, że współpracowała, bo jej grożono śmiercią, bo w II połowie lat 70. nie było nasilonych represji. Sąd nie uwierzył też, że przekazywała tylko ogólne informacje i że nie wzięła żadnych pieniędzy.

Jakie konsekwencje poniesie? Utraci jedynie prawo do pobierania sędziowskiej emerytury.

TW z IPN

Dotąd za kłamców lustracyjnych uznano trzech prawników ze Śląska. O tym, że najciemniej jest pod latarnią łudził się prokurator Arkadiusz Kwieciński, który pracował najpierw w katowickiej Prokuratorze Rejonowej, potem Wojewódzkiej, a na końcu w IPN. Nim w 2006 roku zapadł wyrok, 47-letni Kwieciński przeszedł w stan spoczynku.

Co prawda nie zachowała się w IPN teczka personalna Kwiecińskiego, agenta ps. „Marek I”, a głównym dowodem były dokonane przez esbeka Czesława Stanosza wyciągi z informacji od tajnego współpracownika „Marek I”. Zarówno Stanosz, oraz oficer SB - Włodzimierz Wilski potwierdzili podczas procesów, że Kwieciński był prowadzonym przez nich agentem. On sam nie krył, że spotykał się z Wilskim (który też był wtedy studentem wydziału prawa), ale „na gruncie towarzyskim”. Kwieciński został prokuratorem IPN w 2001 r. Zapewniał wtedy ówczesnego prezesa IPN Leona Kieresa, że „nic go nie obciąża”. Wniosek o zbadanie jego oświadczenia lustracyjnego skierował Rzecznik Bogusław Nizieński w ostatnim dniu swego urzędowania w grudniu 2004 r. Wtedy prokurator odszedł na długie zwolnienie lekarskie.

Prawomocnym wyrokiem zakończyło się w 2011 r. postępowanie przeciwko sędzi Monice Tracz-Smoczyńskiej z sądu w Wodzisławiu Śląskim, którą sąd uznał za kłamcę lustracyjną. Choć sędzia zaprzeczała swojej współpracy ze SB, to według prokuratorów IPN zachowane materiały wskazują, że w latach 1980-1982, w trakcie studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, była ona tajnym i świadomym współpracownikiem SB o pseudonimie „Nika”. Miała pecha. Zachowały się bowiem jej pokwitowania odbioru pieniędzy za przekazywane bezpiece informacje.

Podczas procesu przesłuchano biegłego i uzyskano jednoznaczne podtrzymanie opinii, iż to lustrowana była autorką zachowanych meldunków dla SB, podpisywanych przez nią pseudonimem Nika

– stwierdził prokurator Andrzej Majcher, szef Oddziałowego Biura Lustracyjnego w Katowicach.

Jej zadania dotyczyły głównie inwigilacji działalności Duszpasterstwa Akademickiego, a rzadziej przekazywania informacji o działalności NZS i tzw. Trybuny Studenckiej. Za swoją działalność delatorską „Nika” dostawała pieniądze od SB.

Proces autolustracyjny miał też działacz PO, a zarazem radca prawny Krystian Szulc z Mysłowic. Jak wynika z dokumentów dostępnych w archiwum IPN, był on tajnym współpracownikiem o pseudonimie „Listopad”, zarejestrowanym przez Sekcję III Wydziału III KWMO w Katowicach jesienią 1978 r. Zachowały się dokumenty archiwalne dokumentującego jego współpracę w postaci teczki pracy i teczki personalnej.

Krystian Szulc, który do współpracy z organami bezpieczeństwa w oświadczeniu lustracyjnym się przyznał, domagał się uznania przez Sąd, że współpraca ta została wymuszona w 1978 r. poprzez groźbę utraty przez niego zdrowia.

W 2012 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał w mocy orzeczenie Sądu Okręgowego w Katowicach z dnia 13 czerwca 2011 r., w którym uznano, że „radca prawny Krystian Szulc zgodnie z prawdą przyznał się w oświadczeniu lustracyjnym do współpracy z organami bezpieczeństwa państwa PRL, natomiast wbrew twierdzeniom lustrowanego jego współpraca nie była wymuszona poprzez groźbę utraty życia lub zdrowia w rozumieniu kodeksu karnego”.

TW Maria z prokuratury

Toczy się postępowanie lustracyjne przeciwko byłej szefowej katowickiej prokuratury rejonowej Barbarze Obcowskiej (od 2009 r. w stanie spoczynku), która – jak wynika z dokumentów IPN - w od lipca 1987 r. do stycznia 1990 r. była tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Maria”. Została pozyskana na zasadzie dobrowolności do sprawy obiektowej o kryptonimie „Temida”.

Obcowska podczas przesłuchania zaprzeczyła współpracy z SB, choć przyznała, iż spotykała się z prowadzącym ją oficerem, o którym wiedziała, że jest funkcjonariuszem SB, lecz znajomość tę uznawała za prywatną.

W ubiegłym roku Sąd Najwyższy utrzymał w mocy wyrok uznający Alicję Rasumussen, sędzię ze Szczecina, za kłamcę lustracyjnego. Sędzia była już w stanie spoczynku, wyrok pozbawił ją sędziowskiej emerytury. W latach 80. była agentem bezpieki TW „Irys”. Jej proces lustracyjny trwał prawie 10 lat.

Tomasz Szymborski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych