„Polityczne trzęsienie ziemi w Europie”, „Francuski Front Narodowy na czele rebelii przeciw UE”, „Wyborcy skręcili w prawo niemal w całej Europie” – to tytuły dzisiejszych gazet, Timesa, Independenta i Daily Telegrapha.
Wszystkie dzienniki, i z lewa i z prawa, zgadzają się co do jednego: że wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego są sygnałem zwycięstwa w Europie sił euroeseptycznych, anty-establishmentowych, które uważają, że rozwój UE przebiega w złym kierunku. Historyczne zwycięstwo Marine Le Pen i jej Frontu Narodowego, Nigela Farage’a i UKIP, prawicy w Austrii i w Danii, to sygnał że oto następuje znaczące przeformatowanie kilku scen politycznych w Europie. Brytyjscy politycy, analitycy i komentatorzy dzielą się z widzami BBC i ITV swoimi opiniami i … zaskoczeniem. Za najtrafniejszą uważam wypowiedź ministra spraw zagranicznych Williama Hague’a, który powiedział:
Wyniki eurowyborów wskazują na rosnące niezadowolenie obywateli państwa członkowskich Unii ze sposobu w jaki Bruksela sprawuje władzę. Widać jasno, że chcą innej Unii – mniej scentralizowanej, mniej arbitralnej, bardziej elastycznej i przewidywalnej.
Pośmiertne zwycięstwo premier Margaret Thatcher, która na propozycję Jacquesa Delorsa zacieśnienia współpracy państw członkowskich odpowiedziała zdecydowanym „no, no, no”?
Kiedy w poniedziałek rano piszę ten materiał, trwa jeszcze liczenie głosów, oczekuje się na rezultaty ze Szkocji, które mogą przynieść laburzystom dwa kolejne mandaty, a konserwatystom jeden. Ogólnie Brytyjczycy dysponują w Parlamencie Europejskim 73 mandatami dla posłów z 12 regionalnych okręgów wyborczych. W tej chwili Niepodległa Partia Zjednoczonego Królestwa jest szczęśliwą posiadaczką 24 mandatów / + 11 od poprzedniej elekcji w 2009/, konserwatyści 19 / - 7/, labourzyści 20 / + 7/, liberalni demokraci 1 / -9/, Zieloni 3 / +1/. Frekwencja – 34%, czyli o 3 procenty niższa niż pięć lat temu. UKIP z pozycji czwartej partii awansował na miejsce trzecie, i wszedł do klubu ugrupowań mainstreamowych, rozgrywających.
Zważywszy, że liczy sobie dopiero 21 lat, a konserwatyści i liberalni demokraci około dwustu, jest to wielkie zwycięstwo. Śledząc wypowiedzi polityków, strategów i komentatorów, generalne odczucie jest następujące: niespodziewane zwycięstwo dla UKIP, Labour Party - wypadła nieźle, choć i partia i jej wyborcy spodziewali się lepszych wyników, torysi – w małym szoku, Lib Dem – w szoku wielkim. Decyzja liberała Nicka Clegga z 2010 roku, aby wejść w koalicję z konserwatystami, okazała się z punktu widzenia strategii partii fatalna. Nie tylko przyniosła im istotnych korzyści, ale rozgniewała jej wyborców i spowodowała istny eksodus do Partii Pracy, Zielonych, a nawet do UKIP-u. Dziś to ugrupowanie zjechało do pozycji czwartej, tuż przez Zielonymi.
Brytyjskie media na wszystkie sposoby powtarzają frazę „historyczne zwycięstwo UKIP” a w centrum ich zainteresowania widać nie premiera Camerona, nie przywódcę opozycji Eda Milibanda, ale szeroko uśmiechniętego Nigela Farage’a, który powtarza: „Od tego momentu naszym celem jest uzgodnienie strategii kampanii w taki sposób, aby wygrać wybory parlamentarne ‘2015”. Już tydzień temu słyszałam jak politycy głównych partii skarżyli się, że w mediach zapanowała „prawdziwa Faragomania”. Ale trudno się dziwić – to przecież jego partia wywołała to brytyjskie polityczne trzęsienie ziemi. Urodzona 21 lat temu, jeszcze niedawno partyjny margines, rozgrywający swoje postulaty na ulicy, w każdej dyskusji w BBC, a nawet w komercyjnej ITV w pozycji przegranej, stygmatyzowana jako partia „populistyczna”, „rasistowska” i „faszystowska”, nie wpuszczana na salony – dziś na najwyższym podium zwycięzcy! I to w dwóch konkurencjach, bo w wyborach samorządowych także osiągnęła wielkie zwycięstwo i uplasowała się na trzecim miejscu przed liberałami. Labourzyści – 31%, konserwatyści – 29%, UKIP – 17% i lib-demokraci 13%. Znika także fatalna atmosfera wokół tego ugrupowania, kiedy na widok polityka UKIP w studiu telewizyjnym lewicowi liberałowie robili miny: ”Fuj, znowu popsuje powietrze”. Zabawne były próby zdyskredytowania UKIP przez „stołeczne elity”, brytyjski odpowiednik polskiego „salonu”.
„Essex man has became the UKIP man” - a zważywszy, że „Essex man” znaczy nieokrzesany, nieobyty prostak, nie było to komplementem. Dziś to prasa konserwatywna ostrzega : ”Obrażając UKIP, obrażacie kilka milionów Brytyjczyków”.
Jeszcze kilka dni temu w mediach wybuchł skandal po tym kiedy Nigel Farage powiedział, iż „nie chciałby aby na jego ulicy zamieszkała gromada Rumunów”. Jedni nazywali go rasistą, inni faszystą, a potem okazało się, że wypowiedź brzmiała nieco inaczej niż została zacytowana, i Farage mógł kolejny raz poskarżyć się, że oto stał się ofiarą polowania na czarownice.
Generalna prognoza wyników wyborów parlamentarnych w Wielkiej Brytanii 2015 brzmi: wszystko wskazuje na to, że polityczny krajobraz po maju przyszłego roku będzie już inny. Nawet laburzyści i liberalni demokraci potwierdzają, że „UKIP dokonał tego, czego nie potrafiły trzy partie mainstreamowe – słucha ludzi i wyciąga wnioski.
Co nie przeszkadza politykom konserwatywnym powtarzać jak mantrę:
Inna sprawa dostać się do mainstreamu, a zupełnie inna – tam pozostać.
I trudno tej opinii odmówić słuszności.
Jednak nietrudno dostrzec, że to Nigel Farage spowodował, że trzy główne partie, w każdym przypadku „metropolitan elite”, „stołeczne elity”, sztywne programowo, bardzo upolitycznione, straciły poczucie bezpieczeństwa. To on przypomniał im, że oderwały się od swoich grass roots czyli „dołów” i przestały słuchać ludzi.
Poseł John Mann powiedział w ITV:
Muszą wreszcie opuścić swoją wieżę z kości słoniowej i powrócić do świata rzeczywistości.
A oto komentarz najwyraźniej zaskoczonego Davida Camerona:
Wyborcy są głęboko rozczarowani polityką Unii Europejskiej. Od dawna sygnalizujemy nasza wolę zmian, i te zmiany wynegocjujemy. A potem rozpiszemy referendum.
A minister skarbu George Osborne pospieszył ze wsparciem:
Musimy uważniej wysłuchać w głosy gniewu i zaniepokojenia tych, którzy głosowali na UKIP, wyciągnąć wnioski i dostarczyć im plan ekonomicznego rozwoju, którego oczekują.
Obaj starają się przypomnieć o coraz lepszej kondycji brytyjskiej gospodarki, o tym, że już przedstawili Unii swoje żądania, że ich agenda zawiera program reform wszystkich segmentów życia kraju.
UKIP jest jednak partią nową, nieustabilizowaną, rzadko słychać by wypowiadała się na tematy inne niż wymaszerować z Unii i przepędzić imigrantów.
Cameron już odrzucił pomysł „CUKIP”, przedwyborczego paktu konserwatystów z UKIP-em, wciąż mając nadzieję, że jego partia, po pewnych korektach kursu, wygra przyszłoroczne wybory parlamentarne na tyle wysoko, że nie będzie musiał zawierać ani paktów, ani koalicji.
Po trudnym mariażu z lewicowymi liberalnymi demokratami, koalicja z UKIP – być może wciąż mało prestiżowa - programowo byłaby jednak bardziej kompatybilna. Nigel Farage planuje już dalekosiężną strategię przyszłorocznej kampanii, ostrzega, że jeśli żadna z partii nie uzyska większości pozwalającej na samodzielne i skuteczne rządzenie, może kolejny raz dojść do sytuacji hung parliament, zawieszenia parlamentu. Co znaczy, że on nie wyklucza jednak ewentualnej koalicji z Partią Konserwatywną.
Zamieszanie w Partii Pracy trwa: ogólnie uważano, że rosnąca popularność UKIP może zagrozić tylko torysom, i działa na rzecz Labour Party. Tymczasem Farage odebrał głosy i konserwatystom, i laburzystom, a nawet liberalnym demokratom.
W partii słychać żądania ustąpienia Eda Milibanda. Ed Ball, prawdopodobny następca Milibanda, twierdzi, że „strategia kampanii została oparta na nietrafnych przesłankach, że nie uwzględniła rosnącej niechęci Brytyjczyków do Unii Europejskiej oraz imigrantów. I skoncentrowała się głównie na tradycyjnych problemach socjalnych partii jak warunki życia, minimalna płaca, utrzymanie państwa opiekuńczego. A wizerunkowo Edowi Milibandowi bardzo zaszkodziły dwie gafy popełnione dosłownie w ostatnich dniach kampanii. Jedna, gdy podczas wywiadu nie potrafił podać cen podstawowych artykułów żywnościowych i zapomniał w czyich rękach znajduje się jeden ze strategicznych dla laburzystów councili oraz niefortunna sesja zdjęciowa, kiedy reporter uchwycił jak zaciekle walczy z wielką kanapką z bekonem. Daily Mail od razu zamieścił kilka wielkich zbliżeń i zatytułował materiał: ”Gafy, które czynią Pana Dziwadło niewybieralnym”.
A teraz ewentualne dalekosiężne skutki wyników ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego. Z pewnością jest to sygnał alarmowy dla Unii Europejskiej, że wyalienowała się ze swego zaplecza, realizując program, który wydaje się słuszny brukselskim eurokratom, ale zupełnie nietrafiony - wyborcom. Kolejny znak dla ugrupowań lewicowo – liberalnych w państwach Unii, że eurosceptyków nie można dłużej upychać pod dywan, bo to także obywatele pierwszej kategorii i muszą być traktowani poważnie.
No i ostrzeżenie dla trzech głównych brytyjskich partii, że nie mogą bezkarnie sprawować władzy, kierując się jedynie programem, wymyślonym nad biurkiem przez sztab strategów. Że – inwokacja w stronę konserwatystów – nadszedł moment, kiedy stojący w rozkroku między konserwatyzmem i socjalizmem „modern compassionate conservatism”, będzie musiał został skorygowany na rzecz tradycyjnego konserwatyzmu. I autorami tych korekt nie będzie sztab PR-owców, lecz kategoryczne żądania zmian wyborców. Taki prztyczek w nos zawsze robi władzy dobrze. Nie mówiąc o wyborcach.
Elżbieta Królikowska-Avis. Londyn, 26 maja 2014
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/197884-wotum-nieufnosci-dla-politycznego-establishmentu-nigel-farage-spowodowal-ze-trzy-glowne-partie-stracily-poczucie-bezpieczenstwa