Co roku, zawsze w pierwszy czwartek maja, w Wielkiej Brytanii odbywają się wybory samorządowe. W tym roku, z uwagi na eurowybory, lokalne zostały przeniesione także na 22 maja. O ile jednak tym drugim towarzyszyły wielkie kampanie medialne, temat przez wiele dni nie schodził z pierwszych miejsc dzienników, o wyborach samorządowych mówiło się niewiele. Zniknął w głośnych i hałaśliwych akcjach promocyjnych trzech, a właściwie już czterech głównych partii. Badania opinii publicznej YouGov dla Evening Standard, przeprowadzone 6 – 8 maja na reprezentatywnej grupie 1422 osób, informowały jedynie, że na konserwatystów w wyborach samorządowych będzie głosowało 33 proc., na labourzystów 40 proc., Lib-Dem 11, a UKIP – 10 proc. ankietowanych.
Ale dziś od rana media szaleją, bo wprawdzie głosy są wciąż liczone i ostateczne wyniki zostaną podane w niedzielę, pojawiły się już pewne tendencje wiodące. Oto okazało się, że: 1/ konserwatyści we władzach lokalnych tracą swój stan posiadania; 2/ laburzyści odbierają to, co stracili rok i dwa lata temu, Lib-Dem już stracili ok. 13 proc.,, a UKIP zyskuje punkty nie tylko na południowym wschodzie, blisko Dover, gdzie lądują imigranci spoza Europy, i gdzie znajduje się kilka detension centres, ale na terenie całego kraju. Media nagle zorientowały się w powadze sytuacji i zmieniły ton.
Wczorajszy dzień był pierwszym dniem kampanii do wyborów parlamentarnych 2015
– pisze np. dzisiejszy Daily Telegraph. I tak chyba jest. Napływają pierwsze wyniki cząstkowe, a o godz. 12 czasu polskiego wynosiły / z 62 na 161 okręgów wyborczych w Anglii/:
Konserwatyści 707, dotąd stracili 114 councillors, radnych; Labourzyści 633, zyskali 104; Lib-Dem 194, stracili 98; UKIP 90 plus 89.
I kontrola nad jednostką władz lokalnych /council/: laburzyści 31 / + 4/; konserwatyści 20 / - 8/; liberalni demokraci 2 / -2/ i UKIP 0 / -0/.
Niezła noc dla laburzystów, niedobra dla konserwatystów, bardzo zła dla liberalnych demokratów, noc triumfu dla UKIP
– mówiła w programie Morning w BBC 1 prof. nauk politycznych Jane Green. Z prawa i z lewa słychać głosy, że
ludzie są zmęczeni dwiema rządzącymi na przemian partiami – konserwatystami i laburzystami – i głosują na UKIP nie dlatego, że ma atrakcyjny program, lecz by skanalizować swój gniew i frustrację nieudolnymi rządami głównych partii.
Labourzystowski poseł Douglas Alexander w BBC zaklina się, że
labourzyści wciąż jeszcze mogą wygrać wybory powszechne za rok, i jedynie jego partia jest w stanie przezwyciężyć alienację społeczną – skutek rządów >partii bogaczy<.
Wysoki funkcjonariusz partyjny UKIP Steve Crowther zachwala swoje ugrupowanie, przypominając, że powstała 20 lat temu, i jako jedyna ma bliski kontakt ze społeczeństwem”. A konserwatyści, którzy pojawiają się w porannych programach radiowych i telewizyjnych, jak minister edukacji Michael Gove, jak ognia unikają odpowiedzi na pytanie, jaka jest przyczyna ich kiepskich wyników. Musieliby przyznać, że Conservative Party „modernizując się” i starając nie narażać „elitom metropolitalnym” i lewicowo-liberalnym mediom, straciła z oczu swój główny trzon wyborczy, tradycjonalistów. Że przynajmniej o jeden raz za wiele - ustawa o małżeństwach jednopłciowych - uległa presji koalicjanta, liberalnego demokraty Nicka Clegga. Że Margaret Thatcher, córka właściciela sklepu w Grantham, znacznie lepiej wyczuwała potrzeby i nastroje swoich wyborców niż „posh boy” wychowanek Eton i Oksfordu, syn milionera i sam człowiek bardzo zamożny, David Cameron. I że w Wielkiej Brytanii narasta niezadowolenie z wciąż wysokiej liczby przyjmowanych imigrantów, z i spoza Europy, i że jeśli torysi chcą utrzymać się przy władzy, muszą zrobić zwrot w kierunku centrum.
Ciekawe wydaje się pewne nowe zjawiska: byłam świadkiem wielu prób kompromitowania Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa i Nigela Farage’a. Ostatnio musiał bronić się, m.in. w BBC i komercyjnej ITV, przed zarzutami o rasizm, ponieważ w publicznej rozmowie stwierdził „że nie czułby się dobrze, gdyby na jego ulicy zamieszkała gromada Rumunów”. Lewicowo-liberalne media zrobiły wszystko, żeby zaprezentować go jako ksenofoba, rasistę oraz faszystę, a w sukurs przyszła mu prasa konserwatywna, m.in. anty-imigrancki Daily Mail artykułem „Dave i Ed niczego nie zrozumieli: nazywając UKIP rasistowskim, obrażają miliony Brytyjczyków”. Lecz wszystkie te próby kompromitacji jego ugrupowania nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Reakcja Brytyjczyków – a raczej brak reakcji na epitety lewicy - „partia rasistowska” czy „faszystowska” nie działają, bo UKIP, jak widać z tych początkowych danych, zyskuje na sile. Brytyjczycy są, wczoraj i dziś, skrajnymi pragmatykami. Innym interesującym zjawiskiem jest fakt, że o ile konserwatyści w wystąpieniach wyborczych akcentują dystans do Unii Europejskiej, obiecują niższe kwoty przyjmowanych imigrantów, wskazują na redukcję państwa opiekuńczego i szybko rozwijającą się gospodarkę, laburzyści i liberalni demokraci dmą w swój róg: rosnące koszty życia, troskę o służbę zdrowia, egalitaryzm w edukacji, obronę praw mniejszości etnicznych i seksualnych. Na tyle zdają sobie sprawę z anty-imigranckich nastrojów społecznych, że w ogóle nie podejmują tematu, który stał wysoko w ich agendach programowych.
W wyborach samorządowych biorą udział wyborcy, którzy ukończyli 18 lat, Brytyjczycy, Irlandczycy, obywatele krajów Commonwealthu oraz Unii Europejskiej. Mapa wyborcza zawiera 433 okręgów, w tym 27 władz hrabstw, 55 miejskich; 32 dzielnice Londynu, 36 metropolitalne czyli w większych miastach, etc. Frekwencja i pełne wyniki zostaną ogłoszone w niedzielę, lecz już dziś wiadomo, że pierwszy krok w kierunku przeformatowaniu brytyjskiej sceny politycznej został, wczoraj, 22 maja, zrobiony. Labourzyści jednak nadal w rozsypce, liberalni demokraci - wciąż w roli ewentualnego koalicjanta, konserwatyści „do poprawki”, UKIP - w pełnym rozpędzie. Choć warto zdawać sobie sprawę, że jeśli nawet ta ostatnia partia poszerzy swój dotychczasowy stan posiadania w PE oraz we władzach lokalnych, wciąż nie będzie to wiele. I prawdopodobnie w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych Brytyjczycy znowu staną przed alternatywą, konserwatyści czy laburzyści. Oczywiście pod warunkiem, że premier Cameron przestanie słuchać „metropolitalnych elit”, a zacznie własnych wyborców.
Elżbieta Królikowska-Avis Londyn, 23 maja 2014.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/196986-wybory-samorzadowe-wielka-brytania-2014-komentarz-z-londynu-elzbiety-krolikowskiej-avis