Dziś Brytyjczycy idą do urn wyborczych. Na Wyspach juz wybierają europarlamentarzystów. Komentarz z Londynu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Wróciłam do Londynu i trafiłam w samo oko cyklonu. A właściwie całego sezonu burz. Bo dziś 22 maja, na Wyspach odbywają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Tym ciekawsze, że rządząca Partia Konserwatywna czuje na plecach oddech nie tylko Niepodległej Partii Zjednoczonego Królestwa, ale i nowej An Independence From Europe, która właściwie powtarza agendę UKIP-u, dodając jedno hasło „bliżej do Commonwealthu”. 18 września zostanie rozpisane długo oczekiwane referendum w sprawie secesji Szkocji. Oczekiwane głównie przez szkockich nacjonalistów i ich lidera Alexa Salmonda, który wprawdzie na tym haśle wjechał do Izby Gmin, lecz dopiero teraz, kiedy wielkie firmy, jedna po drugiej, przenoszą swoje biura z Edynburga do Londynu, trwają targi o utrzymanie brytyjskiego funta, zaczęła się wojna o platformy wiertnicze na Morzu Północnym, zaczyna zdawać sobie sprawę z konsekwencji tego zdarzenia. A premier Cameron - który uległ presji Szkockiej Partii Narodowej - dziś chyba tego żałuje i pytany czy po przegranej ustąpi ze stanowiska, odpowiada wymijająco, „kwestia dotyczy przyszłości Szkocji, a nie premiera Wielkiej Brytanii”. Natomiast w maju przyszłego roku odbędą się wybory parlamentarne, które zadecydują czy po 5 latach u władzy Partia Konserwatywna otrzyma mandat na kolejną kadencję. Przynajmniej dwa z nich, to zdarzenia historyczne, które mogą zmienić granice Wielkiej Brytanii oraz mapę partii w Westminsterze.

Z headline’ów brytyjskiej prasy ani na chwilę nie znika żaden z tych trzech wątków. „Wspieranie UKIP to duże ryzyko dla »Wielkiego Ożywienia Gospodarczego« które nastąpiło” – apeluje premier do wyborców w jednym z dzienników. Dla sprawiedliwości trzeba dodać, że ministrowi skarbu George’owi Osbornowi udało się zmniejszyć dług wewnętrzny aż o 1/3. Osborne wyciąga pieniądze z gardeł podatników gdzie może – właśnie ogłosił propozycję kolejnej ustawy, która pozwalałaby na egzekwowanie przez urząd skarbowy zaległych podatków, sięgając bezpośrednio do prywatnych kont bankowych opieszałych płatników. Konserwatyści są dość bezlitośni w ściąganiu zaległych podatków, za to zwykle konsekwentnie je obniżają. Nic dziwnego, że Cameron w swoich wystąpieniach często podnosi ten wątek, ostrzegając wyborców, że jeśli głosy konserwatystów rozproszą się na Conservative Party, UKIP i An Independence From Europe, do władzy mogą znów dojść laburzyści, którzy ”powtórzą niedawny scenariusz: większe wydatki budżetowe, coraz wyższe zadłużenie, aż do kolejnej zapaści gospodarczej.

Stratedzy i PR-owcy rządu Camerona także nie próżnują. W sytuacji, kiedy Niepodległa Partia Zjednoczonego Królestwa już ma w Parlamencie Europejskim 9 deputowanych, a ostatnio 7 razy biła konserwatystów na głowę w wyborach lokalnych, wiedzą że mają tylko rok, aby zbłąkane owce doprowadzić do stada. Zaś analitycy pokazują niepokojące dane: YouGov opublikował właśnie wyniki badan, z których wynika, że aż 42% z tych, którzy w 2010 roku głosowali na Partię Konserwatywną, w eurowyborach zamierza oddać głos na UKIP. W tej samej ankiecie ośrodka badań opinii publicznej YouGov, na 9 tys. pytanych, aż 2 tys. odpowiedziało, że gdyby wybory powszechne odbywały się dziś, „oddaliby głos na którąś z partii »antyeuropejskich«. A niemal 25%, to większy odsetek niż „swingujących wyborców” Partii Pracy i liberalnych demokratów razem wziętych! W Wielkiej Brytanii niewątpliwie trwa „antyeuropejska rebelia”, i sytuacja ma tendencję rozwojową. Słychać także głosy zaniepokojenia, by nie powtórzył się „casus Labour Party”, kiedy czerwona opcja, powiązana ze związkami zawodowymi, spowodowała przedwczesne odejście centrysty Tony Blaira, zastąpiła go lewakiem Gordonem Brownem, który – kompletnie „niewybieralny” – przerżnął elekcję w 2010 roku na rzecz torysów. Nic dziwnego, że Cameron wciąż ostrzega przed UKIP-em, sięgając po lubiane na Wyspach gry słów: ”It’s a party of anger rather than answer”.

Nie można zapominać, że Niepodległa Partia ZK, to ugrupowanie jednego hasła: wyjść z Unii Europejskiej. Pojawiła się w 1993 roku, w tym samym czasie gdy narodziła się Referendum Party, założona przez nieżyjącego już multimilionera Jamesa Goldsmitha. O ile jednak Referendum Party odeszła razem ze swoim fundatorem, UKIP trwa i – na fali eurosceptycyzmu – szybko się rozwija. Lecz jest to formacja, którą do niedawna widać było głównie na ulicy, dopiero pozbywa się kłopotliwych określeń jak „bojówkarska”, „populistyczna” i dobija do partyjnego mainstreamu. Nie ma jeszcze reprezentanta w Izbie Gmin, gdzie przecież zapadają decyzje, 3 w Izbie Lordów i 9 w Parlamencie Europejskim. Nie ma struktur lokalnych (223 radnych na 21 tys. to niezbyt wiele), pełniejszej wizji programowej i – prócz Nigela Farage’a – charyzmatycznych osobowości. To nie jest ugrupowanie, które w wyborach powszechnych może zatrzymać skompromitowaną i w rozsypce, ale mocno zakorzenioną w Westminsterze i w terenie, Labour Party. Torysi działają powoli i mają kłopoty z obroną wartości konserwatywnych, ale zmniejszyli deficyt budżetowy o 1/3, brytyjska gospodarka znów należy do najszybciej rozwijających się w Europie, a ok. 1.5 mln bezrobotnych zyskało pracę. Wystarczy rozejrzeć się po rozkopanym Londynie, żeby dostrzec sygnały ekonomicznego boomu. Równolegle trwa demontaż drogiego państwa opiekuńczego – spadek po laburzystach – który bardzo się większości Brytyjczyków podoba. Ze przypomnę wszystkie te „spare bedroom tax”, pozbawienie zasiłków młodych nierobów – absolwentów szkół średnich, weryfikacja beneficjentów zasiłków socjalnych oraz chorobowych, etc. etc. Roczna kwota imigrantów została zredukowana z 250 do 50-60 tys. rocznie. Najpierw interes kraju i swoich obywateli – tak postępowała rasowa konserwatystka Margaret Thatcher i teraz jej śladem idzie David Cameron. Nie brzmi to optymistycznie dla Polaków, mieszkających na Wyspach, ale ich interes, to zadanie dla rządu Donalda Tuska, i to on, gdyby tylko chciał i potrafił, powinien przedstawić Cameronowi całkiem solidne argumenty „na rzecz”. Bo takie argumenty są.

Ostatnie badania opinii publicznej na zlecenie lewicowo – liberalnego Daily Mirrora i popularnego bloku programowego BBC „Good Morning Britain” przyniosły następujące wyniki: partia Eda Milibanda – 34%, w ciągu ostatniego miesiąca 2 punkty w dół, ugrupowanie Davida Camerona – 33%, czyli 5% w górę, UKIP – 18%, a liberalni demokraci – 8%. To ostatnie, dzisiejszy koalicjant torysów, przypomina polski PSL – rodzaj „języczka u wagi” – choć chyba nie doścignął jeszcze PSL w cynizmie. Jego lider, bezbarwny i mało charyzmatyczny Nick Clegg, przez ostatnie cztery lata niewiele zdołał ugrać dla swojej partii – choć to na skutek jego parcia Cameron przepchnął ustawę o małżeństwach gejowskich. Przypomnijmy, że w 2010 roku torysi nie uzyskali większości, pozwalającej na samodzielne, skuteczne rządzenie, negocjacje z laburzystami nie powiodły się i torysi weszli w egzotyczną koalicję z lewakami, bardziej ortodoksyjnymi socjalistami niż labourzyści. I ta niebywała koalicja nadal rządzi, bo żadna ze stron nie ma pomysłu na to, aby z niej wymaszerować i zarazem utrzymać się przy władzy.

Oko przykuwają także artykuły prasowe dotyczące referendum w sprawie odzyskania niepodległości przez Szkocję. Np. ten z Daily Maila: „Cameron:» Nie zrezygnuję, jeśli Szkoci wybiorą swoją własną drogę«”. Referendum zostało wyznaczone na 18 września tego roku, tak więc kampania przebiega równolegle z tą do wyborów do PE oraz parlamentarnych. Jak na ponad trzy wieki oczekiwania na to historyczne wydarzenie, obie strony – premier Cameron i przywódca Scottish National Party Alex Salmond – mają bardzo niewyraźne miny. Nawet posłowie Conservative Party przyznają, że w przypadku gdy Szkoci zdecydują się „pójść własną drogą”, pozycja Camerona jako lidera konserwatystów w wyborach powszechnych, będzie poważnie zagrożona. „To premier poddał się presji Salmonda i wyraził zgodę  na referendum – twierdzą – a jeśli okaże się również tym, który jest odpowiedzialny za koniec 300-letniej unii obu krajów, nie będzie miał wyboru.” Z kolei Alex Salmond, który na żądaniu niepodległości Szkocji zrobił polityczną karierę, z niepokojem obserwował ostrą kampanię na „nie”, która dopiero ostatnio straciła na wigorze. Jedno z badań opinii publicznej ICM mówi, że tylko 42% wyborców głosowałoby dziś za pozostaniem w unii z Wielką Brytania, przy 39% za secesją, z aż 19% niezdecydowanych. Jednak obie strony zaczęły obliczać zyski i straty, i nie chodzi tu bynajmniej o straty wizerunkowe torysów i fotel premiera Wielkiej Brytanii.

Salmond z niepokojem śledzi ruchy na rynku kapitałowym – coraz więcej wielkich firm zapowiada przeniesieniem swoich biur z Edynburga do Londynu. Minister skarbu George Osborne już zapowiedział, że funt brytyjski pozostanie w Wielkiej Brytanii, i wpuścił Szkotom muchę w nos zadając pytanie, co zrobią jeśli negocjacje z Unią w sprawie członkostwa oraz wejścia do strefy euro potoczą się dla nich niekorzystnie? Bólu głowy obu stronom przysparza sprawa zysków z platform wiertniczych na Morzu Północnym, wydobywających ropę i gaz. Właśnie media podały, że w roku budżetowym 2013 – 14 do budżetu państwa powinno wpłynąć 5 – 6 mld funtów. Jeśli Szkoci wybiorą niepodległość, będzie musiało dojść do podziału stanu posiadania, część zysków zasili skarb Wielkiej Brytanii, a część Szkocji. W ostatni weekend w odpowiedzi na zarzuty swojej partii oraz elektoratu, premier Cameron w wywiadzie telewizyjnym ostrzegał: „Musimy zwyciężyć w tym referendum, głosowanie powinno być ponadpartyjne, jak ponadpartyjny jest interes, by utrzymać unię ze Szkocją. To dla Zjednoczonego Królestwa sprawa egzystencjalna”.

Kolejny Hamlet, następne „być albo nie być”, jedno jest pewne – że nadchodzący rok będzie dla brytyjskiego premiera trudny, a dla konserwatystów może okazać się przełomowy. Tymczasem nawet lewicowy program BBC Radio 4 Today przepowiada, że w dzisiejszym wyścigu do europerlamentu pierwsi na mecie będą konserwatyści, drudzy kandydaci UKIP-u, a dopiero za nimi, mocno zadyszani, laburzyści.

Elżbieta Królikowska-Avis

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych