Strategia podboju Putina. Media i skorumpowany Zachód. "Wisienką na torcie okazała się katastrofa smoleńska"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fraffiti na warszawskiej ulicy. Fot. wPolityce.pl
Fraffiti na warszawskiej ulicy. Fot. wPolityce.pl

Przez kilka ostatnich miesięcy Władymir Putin testuje Europę, Amerykę i cały Zachód. Testuje też samego siebie. Te ostatnie testy najlepiej zdaje oczywiście - on sam. Wcześniej, ponad dekadę zabrało mu zdominowanie Rosji i jej opinii publicznej. Dziś, miłość publicznie wyznają mu nawet rosyjskie nastolatki. A on jest łasy na ich słowa.

Badania wykazały, że po opanowaniu przez Rosjan Krymu, 80 proc. obywateli Rosji popierało bezwarunkowo wszelkie posunięcia Putina. Przeciętny Rosjanin cieszy się, że ma pracę, otrzymuje stałe wynagrodzenie, a dach nie wali mu się na głowę. Zaś całą swoją wiedzę o świecie czerpie z państwowej telewizji. Rozsadza go duma na myśl, że z Rosją w świecie znów się liczą. Nie groźne im zachodnie sankcje, bo po nich rubel się jeszcze… umocnił. A wszystko to dzięki geniuszowi prezydenta Rosji. Taki przekaz dominuje  w publicznych mediach Rosji.

A Władymir  o media umie dbać. Z informacji Barbary Włodarczyk – korespondentki TVP w Moskwie - wynika, że główny odpowiedzialny za proputinowską propagandę w publicznej telewizji zarabia ok. 300 tys. zł (!) miesięcznie. Zaś jego podwładni wcale nie wiele mniej. Rosyjski kanał anglojęzyczny Russia Today – rozsiewa prymitywną i nachalną propagandę na cały świat. Dziennikarze stacji są opłacani nie gorzej niż dziennikarze brytyjskiej BBC.

Dominujący ton rosyjskich komentatorów na temat Ukrainy i Krymu wskazuje, że panuje tam chaos i bezprawie. Rośnie na wielką skalę przestępczość i zagrożenie obywateli. A wszystkiemu winni są ci, co rozpętali „Majdan”- głównie za amerykańskie pieniądze. Tak w PRL, w stanie wojennym, telewizja przedstawiała też Solidarność. Stare chwyty propagandowe, jak widać, sprawdzają się w każdym czasie.

Dominuje też strategia psychozy. W sprawie ukraińskiej gospodarki dowiadujemy się, że Ukraina jest bankrutem, a koszty życia Ukraińców niebotycznie wzrosną. Cały kraj czeka ekonomiczny krach. Nie ma też  co liczyć na Zachód, bo ukraińscy liderzy będą brutalnie ze sobą walczyć,  a część z nich to amerykańsko-niemiecka agentura. Taki ton coraz częściej słyszymy zresztą także w polskich mediach  i w słowach coraz liczniejszych polityków. Czyż nie brzmi on coraz bardziej znajomo?

Opinia Władymira Putina o rozpadzie Związku Radzieckiego i o tym, że było to najtragiczniejsze wydarzenie, jakie mogło spotkać Rosję, padła nie bez powodu. Gdy objął on władzę, krok po kroku, budował powrót na światową scenę. Skwapliwie wykorzystał dwie nieudolne kadencje prezydentury Baraka Obamy i trzecią już – bardzo miękką wobec Rosji - kadencję Angeli Merkel w Niemczech. Obserwował politykę prowadzoną przez największych światowych graczy Zachodu i wyciągał odpowiednie wnioski. Gdy trzeba było udawał cwaną gapę. Taką, co to daje się ucywilizować i omotać globalnymi biznesowymi układami. A jednocześnie robił swoje. I ostatecznie, wpuścił resztę graczy  w ich własną pułapkę.

Osiągnął swój cel, gdy kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder na politycznej emeryturze przeszedł za grube miliony dolarów na jego garnuszek, zmieniając się w pracownika Gazpromu. Kolejny etap do zwycięstwa prowadził, gdy Merkel hucznie świętowała z nim i innymi urzędnikami unijnymi – otwarcie Gazociągu Północnego na Bałtyku. Szczytem był rok 2009, gdy Barak Obama ogłosił reset polityki amerykańsko-rosyjskiej.

Wisienką na torcie (przepraszam, za dosadność) okazała się - katastrofa smoleńska. Gdy w maju 2010 roku,  na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Krakowa nie przyjechała ani Angela Merkel ani Barak Obama. Ten ostatni akurat był zajęty, gdyż odgrywał partię golfa, a niemiecką kanclerz zatrzymał wulkaniczny pył. Nie było trzeba wiele, by zrozumieć jak wielka obojętność towarzyszy Polakom ze strony wielkich nieobecnych. Wysłali – świadomie lub nie, to już nie ważne - sygnał, który Władymir umiał odczytać.

Poza tym, wyraźnie widać, że między Merkel i Putinem panuje wyraźna pozytywna chemia. Jakiś rodzaj ponadwerbalnego zrozumienia i przedziwnej aury. I nawet gdyby to była tylko gra – niektórzy mówią, że Merkel Putina nie trawi – to jednak świetnie zaaranżowana. Choć jako strona dominująca w spotkaniach Putin-Merkel zaznacza się rosyjski prezydent. Z licznych gestów i języka ciała, można odczytać, że to Merkel wyraźnie emabluje przywódcę Rosji. To on posiada do niej jakiś nieodgadniony klucz i gra na jej emocjach. I nic to nie znaczy, że nazywana jest carycą Europy.

Wcześniejsze zostawienie Polski samej sobie, rzucane na jej podwórko przez Unię coraz to nowe ekonomiczno-gospodarcze kłody, mogły utwierdzić Putina w jego bezkarności i w milczącym przyzwoleniu wielkich tego świata na jego zagrywkę z Ukrainą. Wie już, że może pozwolić sobie na ustawianie politycznej szachownicy i to nie tylko  po stronie swoich sąsiadów.

Dr HANNA KARP

Artykuł ukazał się w miesięczniku „Moja Rodzina” nr 6 (2014)

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych