Zamiast ważyć sowieckie zasługi i niemieckie zbrodnie lub na odwrót, lepiej podsłuchać Schroedera i Putina. Znowu ciarki lecą

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Prowadzenie prasowych dochodzeń na temat wyższości okupacji niemieckiej nad sowiecką lub odwrotnie uważam za czynność równie rozsądną i pożyteczną, jak dyskusje o lepszym losie ofiar powodzi w porównaniu z ofiarami pożaru. Albo o wyższości gilotyny nad szubienicą. Jedni wściekli agresorzy są całkowicie równi drugim, a mordercy spod znaku swastyki mogą ściskać, na znak równości, dłonie tym spod znaku sierpa i młota. Ściskali się zresztą nieraz, zarówno przed napaścią na Polskę, jak i po niej. Brześć jest tego najwymowniejszym przykładem, wręcz symbolem.

Nie bardzo wiadomo, komu potrzebne są dzisiejsze dociekania, domysły, co stałoby się z Polską, gdyby – na przykład – zwyciężyli Niemcy. Nie jacyś tam, bliżej nieokreśleni i nieznani z miejsca zamieszkania naziści, ale właśnie z krwi i kości Niemcy. Ci słuchający w wolnych chwilach Schillera, Goethego, Beethovena, Brahmsa, Wagnera, a nawet Chopina. Degeneraci ze swastykami na rękawach szczególnie uwielbiali Wagnera, ale nie dlatego, że „Walkiria”, „Tristan i Izolda”, czy też „Parsifal” stanowiły dla nich jakieś wielkie dzieła, ale dlatego, że ich główny herszt tak uważał. Hitler gdzieś dowiedział się o braku sympatii Wagnera do Żydów, a stąd do uznania wybitnego kompozytora za najgenialniejszego spośród wszystkich już tylko jeden krok. A poszło o to, że Wagner nie był zadowolony z pracy swego, jak powiedziałoby się dziś, menadżera, którym był Żyd. Potem zacietrzewienie posunęło się dalej. Nie wiadomo jednak, jak zachowywaliby się Niemcy Hitlera, gdyby ktoś im powiedział, że ich ulubieniec napisał wcześniej uwerturę „Polonia”. Jako hołd dla zgniecionego w Polsce Powstania Listopadowego. Niezła zagadka, co? Ale wracajmy do tematu. Bandziorstwo hitlerowskich Niemiec nosi te same cechy, co bandziorstwo sowieckich stalinowców. Ludobójstwo było środkiem, które miało doprowadzić do osiągniecia szalonych celów, wyznaczonych przez zwyrodnialców całkowicie sobie równych. I zamiast zapisywać kartki przypuszczeniami, czy los Polaków i Polski byłby lepszy lub gorszy po ewentualnym zwycięstwie Niemiec, właściwiej jest patrzyć na ręce Kremla i Berlina dziś. Trudno zauważyć komentarze na temat dziś rozpowszechnianych przez kremlowskich propagandystów wieści. Jedna z nich mówi, że w przyszłości nie jest wykluczone przekazanie Niemcom obwodu kaliningradzkiego, jako nawiązanie do pruskich posiadłości w tym regionie. Absurd, głupota, czy jakieś fantazje? Może, ale pamiętajmy, że Putin zdolny jest do wszystkiego, by naszym kosztem, zacieśnić jeszcze bardziej przyjaźń rosyjsko – niemiecką. To, co dziś wydaje się bzdurną plotką, jutro może okazać się czymś realnym. Krym, zamieszki już w wielu rejonach Ukrainy… Czy rok temu ktoś brał rozbiór Ukrainy, jako coś, co może się zdarzyć? A za jakiś czas skromny, bardzo skromny korytarzyk z Koenigsberga  no, powiedzmy tuż za Szczecin. Nie, nie niemiecki, taki malutki, europejski. Będzie służył jak bałtycki rurociąg.

Szmaciana postać Schroedera jest dobrą ilustracją tego, co dzieje się teraz. Wrzućmy do kosza teorie, że jest on traktowany w Niemczech, jako polityk – sprzedawczyk, osoba źle widziana na salonach, skompromitowana i niewiarygodna. Dla uspokojenie opinii naiwniaków, na przykład mieszkających nad Wisłą, jakaś gazeta czasem napisze coś niepochlebnego o byłym kanclerzu, kiepską minę na dźwięk jego nazwiska uczyni pani Merkel. Niemcy jednak wciąż podążają drogą wyznaczoną przez Schroedera i stale obłapują się z rosyjskimi partnerami. Jeśli nie politycznymi, to handlowymi i biznesowymi. Choć tak naprawdę, to jest to wszystko jedno, albowiem żaden rosyjski biznesmen nie ma prawa działać na międzynarodowym rynku, jeśli nie zatwierdzi go Putin. Nad tym zastanówmy się, panowie publicyści.

Kto zaręczy, że podczas 70 – lecia Schroedera, obchodzonego w Petersburgu przez Putina i jego czeredę, jubilat nie szepnął sekretnie do lokatora Kremla – Wołodia, Angela z oczywistych względów przyjechać nie mogła, prezentu tymczasem nie przysyła, ale przesyła tajne uściski i same serdeczności. Przecież wiesz, że my zawsze możemy na siebie liczyć. Co tam jakieś Ukrainy, Gruzje, Litwy, Polski i wszyscy razem do kupy. My. Zawsze my. Wiem, że nie pijesz, ale przy takiej okazji? Czy to, co wspólnie osiągnęliśmy nie warte pucharku szampana? A co jeszcze osiągniemy… Za naszą i waszą, za Ciebie i za Angelę! I za rury! Gdzie popatrzeć, wszędzie nasze. Piękny widok.

Tomasz Domalewski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych