Zmęczenie hegemona. Sojusznicy USA w Azji tracą do nich zaufanie. Jeśli Waszyngton nie potrafi obronić Ukrainy przed Rosją, to jak ma ich obronić przed Chinami?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/epa
fot. PAP/epa

Najpierw blamaż w Syrii, a teraz Ukraina. Ameryka, gwarant naszego bezpieczeństwa nadal jest hegemonem. Jednak zdradza poważne oznaki zmęczenia. Polityka „małych kroków” w międzynarodowych konfliktach, forsowana przez prezydenta Baracka Obamę niepokoi szczególnie sojuszników USA w Azji, którzy liczą na to, że Waszyngton obroni ich przed mocarstwowymi ambicjami Chin. Wraz z postępującym kryzysem na Ukrainie i brakiem zdecydowanej reakcji USA zaczynają mieć co do tego jednak coraz większe wątpliwości.

Stało się to widoczne podczas ubiegłotygodniowej wizyty Obamy na Filipinach, w Korei Południowej, Japonii i Malezji. Amerykański prezydent robił co mógł, by przekonać swych azjatyckich sojuszników, że mogą liczyć na wsparcie USA. Wizytował bazy wojskowe, spotykał się z żołnierzami.

W przypadku Japonii i Malezji, była to pierwsza wizyta amerykańskiego prezydenta od kilkudziesięciu lat. We wszystkich azjatyckich stolicach mówił to samo –zapewniał, że USA są obecne w regionie, czyli że słynny „zwrot ku Pacyfiku” nie jest tylko fantomem („Ameryka jest i będzie krajem Pacyfiku”) oraz, że „Chiny nie mogą robić co chcą”.

Promował też Transpacyficzne Partnerstwo, gospodarczy sojusz, wykluczający Chiny. Dla wielu sojuszników USA w regionie to jednak za mało. Krym był dla nich sprawdzianem tego, co USA zrobią, jeśli Chiny zdecydują się na podobną „drobną aneksję”, choćby wysp Senkaku na morzu wschodniochińskim, o które Pekin toczy terytorialny konflikt z Japonią. Waszyngton tego sprawdzianu zdecydowanie nie zdał.

„Są zmartwieni. Ich niepokój rósł powoli wraz z brakiem zdecydowania amerykańskiej administracji, w Syrii, na Bliskim Wschodzie, a teraz w sprawie Ukrainy”-przyznał w rozmowie z „New York Times” jeden z amerykańskich dyplomatów. W końcu Obama obiecywał także władzom w Kijowie „bezgraniczne wsparcie” wobec rosyjskiej agresji. A potem przysłał ukraińskiej armii….paczki z prowiantem. A gdy zdecydował się w końcu na sankcje, od razu zastrzegł, że „prawdopodobnie nie będą skuteczne”. I do dziś utrzymuje, że nie zamierza brnąć w nową zimną wojnę z Kremlem.

Ciekawe, że podczas konferencji prasowej w Manili mówił dokładnie to samo: „Naszym celem nie jest zbalansowanie Chin”. Rozzłościło to lokalne media, które zarzuciły Obamie, że chce mieć ciastko i zjeść ciastko, czyli mieć wiernego sojusznika w postaci Filipin, pozostając jednocześnie w jak najlepszych relacjach z Pekinem”. Nie, żeby było o co drżeć szaty. W lutym, podczas wizyty sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego w Pekinie, chińscy oficjele poinformowali członków amerykańskiej delegacji, że „nie traktują gróźb USA poważnie”.

Po wizycie w Japonii, na Filipinach, Korei Południowej i Malezji Obama zamierza wizytować na początku czerwca sojuszników USA w Europie, m.in. Polskę. Zapewne będzie nas przekonywał podobnie jak Azjatów, że Ameryka i NATO nas obronią. Prawda jest jednak taka, że od tego jak bardzo USA będą zaangażowane w Pacyfik i tamtejszy region świata, zależy to w jakim stopniu będą się angażować w Europie. Waszyngton będzie musiał dokonać wyboru: Europa albo Azja. Przy pomocy polityki „małych kroków” raczej nie zdoła obsłużyć oba regiony. Nie liczyłabym więc na miejscu Europejczyków na zbyt wiele.

Aleksandra Rybińska

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych