Najpierw blamaż w Syrii, a teraz Ukraina. Ameryka, gwarant naszego bezpieczeństwa nadal jest hegemonem. Jednak zdradza poważne oznaki zmęczenia. Polityka „małych kroków” w międzynarodowych konfliktach, forsowana przez prezydenta Baracka Obamę niepokoi szczególnie sojuszników USA w Azji, którzy liczą na to, że Waszyngton obroni ich przed mocarstwowymi ambicjami Chin. Wraz z postępującym kryzysem na Ukrainie i brakiem zdecydowanej reakcji USA zaczynają mieć co do tego jednak coraz większe wątpliwości.
Stało się to widoczne podczas ubiegłotygodniowej wizyty Obamy na Filipinach, w Korei Południowej, Japonii i Malezji. Amerykański prezydent robił co mógł, by przekonać swych azjatyckich sojuszników, że mogą liczyć na wsparcie USA. Wizytował bazy wojskowe, spotykał się z żołnierzami.
W przypadku Japonii i Malezji, była to pierwsza wizyta amerykańskiego prezydenta od kilkudziesięciu lat. We wszystkich azjatyckich stolicach mówił to samo –zapewniał, że USA są obecne w regionie, czyli że słynny „zwrot ku Pacyfiku” nie jest tylko fantomem („Ameryka jest i będzie krajem Pacyfiku”) oraz, że „Chiny nie mogą robić co chcą”.
Promował też Transpacyficzne Partnerstwo, gospodarczy sojusz, wykluczający Chiny. Dla wielu sojuszników USA w regionie to jednak za mało. Krym był dla nich sprawdzianem tego, co USA zrobią, jeśli Chiny zdecydują się na podobną „drobną aneksję”, choćby wysp Senkaku na morzu wschodniochińskim, o które Pekin toczy terytorialny konflikt z Japonią. Waszyngton tego sprawdzianu zdecydowanie nie zdał.
„Są zmartwieni. Ich niepokój rósł powoli wraz z brakiem zdecydowania amerykańskiej administracji, w Syrii, na Bliskim Wschodzie, a teraz w sprawie Ukrainy”-przyznał w rozmowie z „New York Times” jeden z amerykańskich dyplomatów. W końcu Obama obiecywał także władzom w Kijowie „bezgraniczne wsparcie” wobec rosyjskiej agresji. A potem przysłał ukraińskiej armii….paczki z prowiantem. A gdy zdecydował się w końcu na sankcje, od razu zastrzegł, że „prawdopodobnie nie będą skuteczne”. I do dziś utrzymuje, że nie zamierza brnąć w nową zimną wojnę z Kremlem.
Ciekawe, że podczas konferencji prasowej w Manili mówił dokładnie to samo: „Naszym celem nie jest zbalansowanie Chin”. Rozzłościło to lokalne media, które zarzuciły Obamie, że chce mieć ciastko i zjeść ciastko, czyli mieć wiernego sojusznika w postaci Filipin, pozostając jednocześnie w jak najlepszych relacjach z Pekinem”. Nie, żeby było o co drżeć szaty. W lutym, podczas wizyty sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego w Pekinie, chińscy oficjele poinformowali członków amerykańskiej delegacji, że „nie traktują gróźb USA poważnie”.
Po wizycie w Japonii, na Filipinach, Korei Południowej i Malezji Obama zamierza wizytować na początku czerwca sojuszników USA w Europie, m.in. Polskę. Zapewne będzie nas przekonywał podobnie jak Azjatów, że Ameryka i NATO nas obronią. Prawda jest jednak taka, że od tego jak bardzo USA będą zaangażowane w Pacyfik i tamtejszy region świata, zależy to w jakim stopniu będą się angażować w Europie. Waszyngton będzie musiał dokonać wyboru: Europa albo Azja. Przy pomocy polityki „małych kroków” raczej nie zdoła obsłużyć oba regiony. Nie liczyłabym więc na miejscu Europejczyków na zbyt wiele.
Aleksandra Rybińska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/193801-zmeczenie-hegemona-sojusznicy-usa-w-azji-traca-do-nich-zaufanie-jesli-waszyngton-nie-potrafi-obronic-ukrainy-przed-rosja-to-jak-ma-ich-obronic-przed-chinami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.