Piotr Cywiński dla wPolityce.pl: Kanclerz nie wszystkich Niemców. Jaka jest różnica pomiędzy ogonem krowy i krawatem Schrödera?

PAP/EPA
PAP/EPA

Od razu wyjaśnię: dowcip zawarty w tytule zaczerpnąłem z książkowego zbioru kawałów o wówczas jeszcze urzędującym kanclerzu Gerhardzie Schröderze pt. „Wybrany to wybrany…”, z jego podobizną i barwami narodowymi na okładce.

Niemcy wentylowali w ten sposób nastrój przygnębienia, który wywołała zaordynowana przez niego kuracja odchudzająca z paraliżującego tłuszczu opieki socjalnej. Ale, co trzeba przyznać, to właśnie jemu, Schröderowi, zawdzięczają wydobycie kraju z gospodarczego zastoju. Inna rzecz, że był już taki jeden w ich historii, który postawił podupadłą Rzeszę na nogi, wiadomo, czym to się skończyło… Socjaldemokrata Schröder również miał wielkie plany dla wielkich Niemiec i nawet rozpoczął ich realizacje, jak np. próby demontażu NATO i podcięcia więzi transatlantyckich Europy, czy budowa nowej osi Berlina z Moskwą, czego wyrazem było zawarcie - jak to określił nasz obecny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, wtedy w rządowej drużynie PiS - „nowego układu Ribbentropa-Mołotowa” o połączeniu Niemiec z Rosją gazową pępowiną na dnie Bałtyku. Aż strach pomyśleć, co by było dalej, na szczęście sami Niemcy odwołali „czerwonego kanclerza” ze stanowiska…

Co dzisiaj robi? Przede wszystkim nie daje o sobie zapomnieć i jest wierny wcześniej zadzierzgniętej przyjaźni z prezydentem Rosji. Zapoczątkował ją zaproszeniem Władimira Putina, jako pierwszego polityka z zagranicy (sic!) do wygłoszenia przemówienia w odbudowanym parlamencie w Berlinie, którego oficjalna nazwa brzmi Bundestag w Reichstagu. Putin przybył, przemówił i osłupiał, nie tylko on zresztą, w stupor popadli także najważniejsi powojenni partnerzy RFN zza oceanu: Schröder po raz pierwszy nazwał publicznie Rosję „strategicznym partnerem Niemiec”. Nieco później, prezydenta George`a Busha witali w Berlinie manifestanci z transparentami „Fuck Bush” i „USA go home”… I tak zostało byłemu już kanclerzowi do dziś, Amis to wywołujący wojny, wredni imperialiści, zaś Putin to „kryształowoczysty demokrata”, obrońca pokoju i sprawiedliwości na świecie.

Właśnie „Gierd” i „Wałodia” padli sobie w objęcia z okazji siedemdziesiątych urodzin tego pierwszego, które obchodził w Sankt Petersburgu, rodzinnym mieście Putina. Co tam Czeczenia, Gruzja, Naddniestrze, co tam Ukraina i jacyś porwani przez prorosyjskich separatystów delegaci OBWE, w tym czterech Niemców - wszak w historii jednostki się nie liczą, historia wymaga poświęceń… W kwestii formalnej, świętowane w Pałacu Josupowa urodziny Schrödera sponsorował Gazprom, gdzie były kanclerz po utracie rządowej posady dostał z protekcji Putina lukratywne zajęcie cerbera, pardon, nadzorcy gazociągu Nord Stream w budowie.

Schröder lubi błyszczeć. Zawsze lubił, że wspomnę jego sesje zdjęciowe dla kolorowych magazynów, do których pozował w garniturach Armaniego z cygarem cohiba w dłoni. „Kanclerz bossów” szybko stał się wśród partyjnych towarzyszy i ogółu rodaków popularny inaczej. Zaledwie kilka tygodni po wyborach w 1998r. spadł w rankingach popularności z drugiego na siódme miejsce. Najpierw stracił posadę szefa największej partii socjaldemokratów na świecie. Jak wyznał łamiącym się głosem na nadzwyczajnym zjeździe SPD, przyszło mu pracować w „cholernie ciężkich czasach”, a wzruszone gremium klaskało mu w tysiąc dłoni - trochę z uznania, bardziej z radości, gdyż za jego przewodnictwa legitymacje partyjne zwróciło kilkadziesiąt tysięcy członków SPD. Schröder przestał być jej głównym dyrygentem, jednak niemieckim wyborcom to nie wystarczyło…

Pan Müller? - pyta ktoś w słuchawce. - Nie, to pomyłka - słyszy odpowiedź. - Przepraszam, źle wybrałem. - Niech pan nie przeprasza, wszyscy źle wybraliśmy…

— dowcipkowali rodacy ze swego kanclerza. Schröder stał się dla nich „Witzfigur”, karykaturalną postacią, głównym bohaterem kabaretów i kawałów.

Podczas wizyty w gospodarstwie rolnym fotoreporter robi kanclerzowi zdjęcie wśród stada świń. Ten zastrzega: - Tylko niech pan je głupio nie podpisze… Fotograf przyrzeka rzeczowość. Następnego dnia w gazecie ukazuje się pod zdjęciem objaśnienie: Schröder czwarty z lewej…

Po utracie partyjnej funkcji niezrażony Schröder zapowiedział, że „teraz dopiero zacznie rządzić”, bo „będzie miał więcej czasu”. Długo nie porządził. Jednak nim ostatecznie stracił władzę, musiał jeszcze wysłuchać mnóstwa niewybrednych kawałów na swój temat.

Kanclerz zastaje nagą żonę w objęciach kochanka i pyta: - Co ty robisz? Na to kochanek do jego żony Doris Schröder: - Masz rację, ten głupek rzeczywiście o niczym nie ma pojęcia…

A propos czwartego małżeństwa kanclerza z tą początkującą dziennikarka tygodnika „Focus” - w pierwszych latach Doris Schröder-Köpf i jej córka z poprzedniego związku mieszkały w Hanowerze, a ich mąż i ojczym w Berlinie. Po stolicy szybko gruchnęły pikantne plotki, a to, że kochliwy Gerhard miał romans z prezenterka telewizyjną Sandrą Maischberger, to znów że w rezydencji w Berlinie strzegła go tak we dnie jak i w nocy pewna blond-anielica z ochrony osobistej… Sprawa nabrała takiego rozgłosu w tabloidach i poważniejszych mediach, że kanclerz zdecydował się uruchomić swego przyjaciela-adwokata Götza von Fromberga.

Nawiasem mówiąc, Schröder nie raz korzystał z pomocy kancelarii adwokackiej, nie tylko po to, by ukrócić pisanie dziennikarzy o jego domniemanych romansach, także np. w sprawie, czy farbował sobie siwiznę, czy dla zamknięcia ust politykom z opozycji, insynuujących, jakoby posadę nadzorcy Nord Streamu załatwił sobie u Putina, gdy był jeszcze szefem rządu. Te akurat procesy udało mu się wygrać, bo przecież takie ustalenia, jeśli były, nie dokonuje się przy świadkach. Nie zdołał natomiast dobrać się do skóry autorowi „Piosenki podatkowej” (Steuersong”) i imitatorowi swego głosu Elmarowi Brandtowi, bo kabareciarzom wolno wszystko. „Piosenka podatkowa”, która zaledwie po kilku dniach sprzedaży zarobiła na tytuł platynowej płyty, stała się hymnem wszystkich zawiedzionych polityką Schrödera.

To po prostu jest numer ludzie / to numer, że olaboga / chcieć zebrać trochę szmalu w tej budzie / a już się jest jak grzyb na nogach / a ja chce tylko jednego / co macie najlepszego / waszych pieniędzy do k… nędzy / podatek od psa i od tytoniu / od samochodów i samogonu / czyście myśleli, że więcej się nie da? / da się, wam mówię, nie taka bieda / że mi nie dacie za napoje? / droższego piwa ja się nie boję / że nic nie macie? / ja w to nie wierzę / przecież ja jestem waszym kanclerzem / wyciągnę ja z was wszystko co chcę / w końcu to wyście wybrali mnie / taka jest siła demokracji / ten kto wybrany ma zawsze rację / niczego wam się nie uda schować / teraz możecie mnie pocałować…

— rapował Brandt.

Jakby tego było mało, do głosu włączył się niejaki Lothar Vosseler, z którym on i Schröder mają wspólną mamę Erikę Vosseler. „Dwanaście lat spaliśmy w jednym pokoju, wykręciliśmy niejeden numer”, pisał Vosseler. Kiedyś podarował „Gerdowi” pierwszy w życiu garnitur, a o ich bliskości najlepiej świadczy fakt, że Schröder był jego świadkiem na ślubie. „Gdy wygrał wybory, płakałem ze wzruszenia”, wspominał. Niestety, ich zażyłość zamieniła się w wrogość. „Teraz dzielą nas nie tylko światy, lecz całe kontynenty”, kanclerz z żoną „nigdy nas nie zaprosili do ich domu w Hanowerze” - „na jego 60 urodzinach było 600 gości, ale nikogo z naszego rodzeństwa”, poskarżył się publicznie. Vosseler nie zostawił też suchej nitki na polityce brata, którą określił jako „ślepy, beznadziejny, akcjonizm”. Ów z zawodu instalator co. żył z zasiłku dla bezrobotnych, ale stan konta podreperował pośrednio dzięki Schröderowi, a mianowicie, jest autorem głośnej w RFN książki pod wymownym tytułem: „Kanclerz, niestety, mój brat, i ja”…

Wspomniane przez Vosselera sześćdziesiąte urodziny Schrödera były równie huczne jak te siedemdziesiąte i także z udziałem Putina. Ach, cóż to był za spektakl: strzelcy doborowi na dachach domów i doborowi policjanci z doborowymi psami na ziemi, strzegący bezpieczeństwa honorowego gościa z Rosji. Było to największe, prywatne party w dziejach Hanoweru. Rosyjski przyjaciel nie zawiódł oczekiwań jubilata. Podczas składanych mu życzeń wychwalał jego zasługi „w podniesieniu znaczenia Niemiec na arenie polityki międzynarodowej” i w „ukształtowaniu wyjątkowych serdecznych stosunków rosyjsko-niemieckich”.

Ich stosunki układały się zaiste znakomicie. Co prawda już kanclerz Helmut Kohl pocił się z Borysem Jelcynem w bani, lecz Schrödera i Putina połączyło znacznie więcej: była noworoczna, wspólna sanna obu par małżeńskich z pochodniami po moskiewskich ulicach, wspólnie obchodzone święta, wymiany prezentów, nawet wspólne msze, że o spektakularnej adopcji za pośrednictwem Putina dwojga petersburskich sierot przez Doris i „Gierda” nie wspomnę. Do Hanoweru rosyjski przyjaciel przywiózł Schröderowi w urodzinowym prezencie chór sześćdziesięciu wołga-dońskich kozaków, śpiewających po niemiecku „Niedersachsenlied” - regionalną pieśń Dolnej Saksonii

Aaa, byłbym zapomniał: na „sześćdziesiątce” Schrödera był również polski akcent. Nasz „nowy rozdział” w stosunkach z Niemcami miał uosabiać mistrz bokserskich ringów Dariusz „Tiger” Michalczewski, który tym razem spuchnięty z dumy machał w tłumie gości do fotoreporterów. Skądinąd miły facet, znamy się od lat, co nie zmienia faktu, że robił za osobliwy symbol - dla przypomnienia, medale zdobywał przy dźwiękach niemieckiego hymnu i pod niemiecką flagą, a pod polską poległ…

Nie ma jak pompa! Wdzięczny Schröder zorganizował Putinowi w rewanżu ekskluzywne przyjęcie dla niemieckich polityków i przedsiębiorców, którzy mieli jakieś obiekcje co do pomysłu bałtyckiego gazociągu. Też było błyszcząco i pysznie. Goście zostali utopieni w rosyjskim szampanie i kawiorze, i szybko przekonali się do ich inicjatywy. Notabene, kanclerz nie musiał długo przekonywać, zwłaszcza, że jest świetnym mówcą i rozmówcą, o czym przekonałem się niejednokrotnie podczas przyprowadzonych z nim wywiadów, publikowanych na łamach „Wprost”.

Jak było na siedemdziesiątych urodzinach Schrödera w Petersburgu? Nie wiem, bo tam nie byłem, znam jedynie skąpe doniesienia agencyjne. W polityce, jak w polityce: prywatne przyjaźnie mogą wiele pomóc przy rozwiązywaniu różnorakich problemów, ale mogą też bardzo zaszkodzić. Na szczęście, protagonista i obrońca polityki Putina jest już na politycznej bocznicy. I niech tak zostanie. Życzę zdrowia, Herr Schröder, skoro na rozum za późno…!

CZYTAJ WIĘCEJ: Coś niesamowitego! Gerhard Schroeder świętował swoje 70. urodziny w Petersburgu.

Piotr Cywiński

——————————————————————————————

Do nabycia wSklepiku.pl: „Matka chrzestna” autorstwa Gertrud Hohler.

Książka ukazuje prawdziwe oblicze współczesnych Niemiec pod przywództwem Merkel.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych