Meksyk w sidłach karteli. Dzięki pomocy Stanów Zjednoczonych władze mają dużą szansę na zaprowadzenie porządku w kraju

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
www.covecenterforrecovery.com
www.covecenterforrecovery.com

Nieco ponad miesiąc temu, 22 lutego został zatrzymany najgroźniejszy i najbardziej poszukiwany przestępca Meksyku Joaquin Guzman Loera, znany jako “El Chapo”, narkotykowy baron, szef najpotężniejszego kartelu Sinaloa. To poważny cios w narkobiznes, ale do ostatecznego zwycięstwa władz federalnych jest jeszcze bardzo daleko.

Niepozornie wyglądający Loera już raz, w 1993 roku, został aresztowany pod zarzutem zabójstwa i handlu narkotykami. Po 8 latach odsiadki (skazany na 20), zapewne dzięki pomocy wysoko postawionych ludzi władzy, uciekł z pilnie strzeżonego więzienia i przez 13 lat pozostawał nieuchwytny. Rząd Meksyku wyznaczył za jego schwytanie 30 milionów peso nagrody, natomiast rząd Stanów Zjednoczonych za pomoc w ujęciu przestępcy oferował aż 5 milionów dolarów. W końcu meksykańska marynarka wojenna we współpracy z DEA schwytała go w mieście Mazatlan w zachodnim Meksyku.

Schwytanie Loery jest konsekwencją wojny wypowiedzianej kartelom narkotykowym w 2006 roku przez prezydenta Felipe Calderona. Po kilkudziesięciu latach od powstania przemysłu narkotykowego kraj został podzielony na strefy wpływów pomiędzy osiem największych karteli, które toczyły ze sobą brutalną walkę o jak największy kawałek narkotykowego tortu, który według szacunków wart od 15 do 50 mld dolarów rocznie. Te swego rodzaju państwa w państwie kontrolując ogromne tereny kraju, zaczęły rosnąć w siłę, stając się głównym problemem współczesnego Meksyku. Jednak dopiero 8 lat temu zdecydowano się rozpocząć oficjalną walkę z narkobiznesem.

Walka rządu z kartelami jest znacznie utrudniona z tego względu, że wielu polityków, urzędników i policjantów zostało przekupionych przez narkotykowych bossów. Przywódcy gangów wcielają w życie bezlitosną zasadę “srebro albo ołów”, która oznacza, że albo ktoś da się przekupić albo dostanie kulę w głowę. Niedługo po tym jak Calderon wypowiedział wojnę kartelom zatrzymano między innymi szefa meksykańskiego oddziału Interpolu i urzędu ds. narkotyków. W leżącym przy granicy z USA Juarez z powodu korupcji trzeba było zwolnić połowę policjantów, łącznie z naczelnikami wydziałów, którzy byli zaangażowani w przemyt narkotyków do Stanów Zjednoczonych. Zważywszy na to, że takich kroków nie podejmowano przed 2006 rokiem, można mówić o znacznym postępie w tej dziedzinie.

Wojna narkotykowa cechuje się niezwykłą brutalnością. Policja, zarówno lokalna jak i federalna, nie była w stanie skutecznie walczyć z kartelami, dlatego prezydent Calderon do walki z przestępcami kazał wysłać 50 000 żołnierzy. Od wypowiedzenia wojny w 2006 przez prezydenta Meksyku, zginęło (nie licząc zaginionych) według różnych szacunków od 90 do 106 tysięcy ludzi, a działający w USA Trans-Border Institute w swoim raporcie mówi nawet o 125 tysiącach zabitych (dla porównania w wojnie domowej w Syrii od 2011 roku zginęło ok. 146 tysięcy ludzi). Ofiarami są głównie przedstawiciele gangów, ale także policjanci, żołnierze, dziennikarze i zwykli obywatele. Celami zamachów stawali się także prezydenci municypalni (stojący na czele jednostek samorządowych, będących odpowiednikami polskich gmin), kandydaci w wyborach a nawet posłowie do parlamentu. Ofiary często pozbawiane są głów, rozkawałkowywane, a zatrzymany kilka lat temu człowiek zwany przez media “Gulaszowym” na zlecenie karteli rozpuszczał ciała w sodzie kaustycznej, tak by niemożliwa była identyfikacja ofiar (przyznał się do ok. 300 tego rodzaju czynów).

Kartele mają ogromny wpływ na gospodarkę Meksyku. Szacuje się, że ok. 78% przedsiębiorstw działających na terenie kraju jest powiązanych (np. poprzez płacenie haraczy) lub bezpośrednio podlega narkotykowym gangom, jako przykrywki dla prania brudnych pieniędzy. W pogrążonych w biedzie obszarach Meksyku produkcja i handel często stanowią jedyną możliwość utrzymania całych rodzin. Z tego powodu zwykli Meksykanie jedyną możliwość przeżycia widzą w kartelach a ich szefowie są opiewani w balladach jako współcześni Robin Hoodowie. Pod względem podporządkowania działalności gospodarczej sytuację w Meksyku można porównać do sytuacji we Włoszech, gdzie mafia kontroluje (zwłaszcza na południu) wszystko: od rodzinnych pralni i piekarni poczynając, a na wielkich fabrykach odzieży kończąc.

Dopóki jakość życia przeciętnego Meksykanina (a zwłaszcza jego płaca) znacząco nie wzrośnie, dopóty wojna narkotykowa będzie trwała. Meksyk, który do 2050 roku ma stać się 7. gospodarką świata musi poradzić sobie poza fizyczną eliminacją karteli z problemem rosnącej pauperyzacji społeczeństwa i jego rozwarstwieniem. Decyzja o wypowiedzeniu wojny przez prezydenta Calderona, mimo padających zarzutów o eskalację fali zbrodni, wydaje się być słuszna.

Dopiero po 2006 roku zaczęto odnosić ważniejsze sukcesy w walce z narkotykowymi kartelami – wielu bossów zginęło podczas policyjnych akcji albo zostało aresztowanych, a w samych kartelach zapanowały wewnętrzne wojny o przywództwo, co osłabiło je, a zarazem ułatwiło zadanie organom ścigania. Dzięki determinacji i znacznej pomocy Stanów Zjednoczonych (na walkę z kartelami przeznaczają rocznie ok. 1,5 mld dolarów) władze Meksyku mają dużą szansę na zaprowadzenie porządku w kraju.

Marcin Strzymiński

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych