Sprzeda medal, by trenować Niemców

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Mistrz olimpijski z Moskwy spienięży swój złoty medal, który otrzymał po wygraniu konkursu skoku o tyczce na stadionie Łużniki w 1980 roku.

Pieniądze przeznaczę na działalność mojego klubu tyczkarskiego. Co to za różnica, czy medal leży w szufladzie u mnie, czy u kogoś? -

mówi Władysław Kozakiewicz portalowi natemat.pl.

Cena wywoławcza za złoty medal olimpijski to 25 tysięcy dolarów. Ogłoszenie o sprzedaży krążka pojawiło się w weekendowym wydaniu polonijnej "Polskiej Gazety".

Łatwiej jest zostać bohaterem za granicą, niż we własnym kraju. Tutaj jestem nadal bardzo rozpoznawalny i to mnie cieszy -

tak Kozakiewicz tłumaczy wybór Stanów Zjednoczonych na miejsce aukcji.

Były sportowiec próbował sprzedać swój medal do Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie.

Dałem im wcześniej kilka medali, ale nie trafiły one na wystawę. Nadal leżały w szafie, tak jak u mnie w domu. Tam są jakieś przekręty -

twierdzi.

Jeśli uda mu się spieniężyć medal, pieniądze przeznaczy na szkolenie młodych adeptów skoku o tyczce. Niestety nie będzie to w Polsce, a w... Niemczech, gdzie mieszka na co dzień.

Razem z Leszkiem Hołownią chcemy zbudować ten klub, sprawić, żeby jego zawodnicy zdobywali medale, co już zresztą robią -

mówi Kozakiewicz.

Decyzją tyczkarza zadziwiony jest Michał Pol.

Myślałem jednak, że ten moskiewski medal też jest dla niego ważny, wiec jestem trochę zdziwiony -

wyznaje dziennikarz sportowy.

Kozakiewicz płakał, mówiąc o ojcu

Maciej Gąsiorowski/natemat.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych