Mistrz olimpijski z Moskwy spienięży swój złoty medal, który otrzymał po wygraniu konkursu skoku o tyczce na stadionie Łużniki w 1980 roku.
Pieniądze przeznaczę na działalność mojego klubu tyczkarskiego. Co to za różnica, czy medal leży w szufladzie u mnie, czy u kogoś? -
mówi Władysław Kozakiewicz portalowi natemat.pl.
Cena wywoławcza za złoty medal olimpijski to 25 tysięcy dolarów. Ogłoszenie o sprzedaży krążka pojawiło się w weekendowym wydaniu polonijnej "Polskiej Gazety".
Łatwiej jest zostać bohaterem za granicą, niż we własnym kraju. Tutaj jestem nadal bardzo rozpoznawalny i to mnie cieszy -
tak Kozakiewicz tłumaczy wybór Stanów Zjednoczonych na miejsce aukcji.
Były sportowiec próbował sprzedać swój medal do Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie.
Dałem im wcześniej kilka medali, ale nie trafiły one na wystawę. Nadal leżały w szafie, tak jak u mnie w domu. Tam są jakieś przekręty -
twierdzi.
Jeśli uda mu się spieniężyć medal, pieniądze przeznaczy na szkolenie młodych adeptów skoku o tyczce. Niestety nie będzie to w Polsce, a w... Niemczech, gdzie mieszka na co dzień.
Razem z Leszkiem Hołownią chcemy zbudować ten klub, sprawić, żeby jego zawodnicy zdobywali medale, co już zresztą robią -
mówi Kozakiewicz.
Decyzją tyczkarza zadziwiony jest Michał Pol.
Myślałem jednak, że ten moskiewski medal też jest dla niego ważny, wiec jestem trochę zdziwiony -
wyznaje dziennikarz sportowy.
Kozakiewicz płakał, mówiąc o ojcu
Maciej Gąsiorowski/natemat.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/94677-sprzeda-medal-by-trenowac-niemcow