Gdybyśmy mieli dwa dni więcej...

Fot.Facebook/Artur Boruc
Fot.Facebook/Artur Boruc

Dolegliwości Artura były na tyle duże, że ciężko byłoby mu grać na sto procent - tak lekarz kadry, Jacek Jaroszewski, tłumaczy w rozmowie z portalem wSumie.pl nieobecność Artura Boruca w meczu z Anglikami.

wSumie.pl: Menedżer Southampton Mauricio Pochettino stwierdził, że pojawiające się informacje na temat zdrowia naszego bramkarza nie są prawdziwe, że normalnie trenuje i najprawdopodobniej zagra w sobotnim spotkaniu Manchester United. Co pan na to? Jaka była prawdziwa przyczyna absencji Boruca na meczu z Anglikami?

Jacek Jaroszewski: Czytałem tę wypowiedź. Jeszcze gdzieś indziej przeczytałem inną. Ale to generalnie nie ma znaczenia. Sprawa jest prosta. Kontuzja była - niewielka, ale była. Zresztą ogólnie wiadomo, że to jest u niego przewlekła rzecz, która co jakiś czas się odnawia. Ostatni mecz z Ukrainą kończył już z dużym bólem. Przed meczem z San Marino miał to samo i udało się nam go wyprowadzić. I byliśmy przekonani, że tutaj też uda się.

Dlaczego się nie udało?

Nawet jeśli ryzyko pogłębienia się tego urazu nie jest wielkie, dolegliwości Artura były na tyle duże, że ciężko byłoby mu grać na sto procent. Ból przeszkadzałby mu w sprawnym bronieniu, nie mówiąc już o „wykopach”. Sam przyznał, że rano przy chodzeniu czuł ból w nodze. Wspólnie z Artkiem i trenerami usiedliśmy przed meczem i długo dyskutowaliśmy. Artur oczywiście bardzo chciał grać, ale po przeanalizowaniu sytuacji przyznał, że byłoby to bolesne i nie byłby pewien, czy będzie w pełni sprawny na meczu.

Wiadomo, że chodzi o uraz mięśnia uda. Co to jest dokładnie za kontuzja?

Ta kontuzja ciągnie sie za nim od jakiegoś czasu. Chodzi o starą bliznę po naderwaniu. To jest sztywna blizna, nad którą trzeba regularnie pracować manualnie, uelastyczniać ją. Jeśli mecze są za często, a ostatnio właśnie tak miał, to uraz na granicy blizny i zdrowej tkanki mięśniowej, gdzie jest zupełnie inna elastyczność, ciągle się odnawia. Albo naciąga, albo delikatnie nadrywa. Teraz było delikatne naderwanie. Po meczu z Ukrainą zrobiliśmy USG. Gdybyśmy mieli dwa dni więcej, na jeden mecz znowu byłby w stanie dojść do siebie. Dlatego byłem przekonany, że podjęliśmy dobrą decyzję. Mamy drugiego dobrego bramkarza. Gdyby nie było żadnego dobrego, to myślelibyśmy nad innym rozwiązaniem. Ta decyzja została podjęta wspólnie z trenerami.

Z wypowiedzi Pochettino wynika jednak, że kontuzja nie przeszkadza mu w normalnych treningach. Czy to możliwe?

U na dzień przed meczem też normalnie trenował. Wszyscy widzieli, że wykopywał tą nogą, bo nie mógł się z niej mocniej wybić. Nikt z boku nie zauważył, że coś jest nie tak. Ale w meczu są jednak takie sytuacje, gdy musi z prostego uderzenia wybić piłkę, albo mocno się wybić i wyskoczyć, żeby piłkę złapać. Na treningach nie musi tego robić na sto procent, a nawet może tego unikać. Co innego na meczu.

Co w takim razie miał na myśli menedżer Southampton?

Nie wiem, co miał na myśli. Ja wiem jak wyglądała sytuacja. A wyglądała tak, jak powiedziałem.

Skutek może być jednak taki, że niektórzy kibice mogą sobie pomyśleć, iż dla naszego bramkarza gra w klubie jest ważniejsza niż w reprezentacji…

Dlatego Artur na siłę chciał grać! Ale po długiej dyskusji doszliśmy do takiego wniosku, że jednak nie zagra. Miał grać na siłę, żeby któryś z kibiców czegoś sobie nie pomyślał? A gdyby w czasie meczu wyszło, że np. trzeba zrobić zmianę, albo coś zawala, bo go bardzo boli? Jakąś decyzję trzeba było podjąć. Myślę, że była prawidłowa.

Rozmawiał Bogusław Rąpała

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych