Zmarłego w poniedziałek Stanisława Szozdę żegnały w sobotę na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu tłumy. Była rodzina, byli przyjaciele, koledzy i kibice. Spoczął w Alei Zasłużonych, obok mistrza świata z 1973 r. Janusza Kierzkowskiego.
Stanisław Szozda pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Szozda, wybitny kolarz szosowy, mistrz świata w drużynie i medalista olimpijski, zwycięzca Wyścigu Pokoju i Tour de Pologne, zmarł po długiej chorobie 23 września. Do skończenia 63 lat zabrakło mu dwóch dni. W sobotę został pochowany na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.
W ostatniej drodze mistrzowi towarzyszyły tłumy. Była rodzina, koledzy ze szkoły, przyjaciele z tras kolarskich, ale też przedstawiciele innych dyscyplin sportowych i politycy.
Minister Jan Lityński z kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego, wręczając rodzinie zmarłego odznaczenie państwowe, powiedział krótko:
Był mistrzem kolarstwa, z którego odszedł przedwcześnie. Ale sprawdził się nie tylko w kolarstwie, ale też w życiu, w rodzinie, w pracy zawodowej. Żegnając cię Staszku, żegnam marzenia mojego pokolenia, radości, które nam przynosiłeś i wielką dumę. Dziękuję ci.
Nad grobem wspominał też przyjaciela inny mistrz kolarstwa - Ryszard Szurkowski. Mówił o tym, jak już w szpitalu we Wrocławiu odwiedził Szozdę i akurat tego dnia przypadała 40. rocznica ich wspólnego sukcesu na mistrzostwach świata.
Mówiłem mu, że gazety wspominają nasz wyczyn. Powiedział, że wie. Otworzył gazetę na tej stronie, wziął długopis i napisał: +Niczego nie żałuję. Rychu, naprawdę niczego nie żałuję+. To był cały Staszek. Jeżeli mogę was wszystkich tu zgromadzonych o coś prosić, to pożegnajmy go brawami –
mówił łamiącym się głosem Szurkowski. Prośba została spełniona.
Wcześniej kilkaset osób zgromadziło się na mszy żałobnej w katedrze pod wezwaniem Jana Chrzciciela we Wrocławiu. W tym gronie, obok rodziny, znaleźli się też przyjaciele z peletonu i reprezentacji kraju m.in. Jan Brzeźny, Tadeusz Mytnik, Mieczysław Nowicki, Jan Jankiewicz, Edward Barcik, Henryk Charucki.
Mszę świętą celebrowało siedmiu kapłanów, a proboszcz parafii ks. Adam Drwięga powiedział, że dla Szozdy to „ostatni etap ziemskiej pielgrzymki, dlatego módlmy się, by zdobył swą ostatnią premię, którą będzie życie wieczne”.
Gdy w 1975 r. zmarł prof. Kazimierz Wyka powiedziano na jego pogrzebie, że nauka polska pociemniała z powodu tej straty. Dzisiaj polskie kolarstwo też pociemniało, bo Stanisław zdobywał dla naszego kraju i narodu najwyższe laury -
dodał kapłan.
Franciszkanin ojciec Bonawentura Smolka w kazaniu zwrócił uwagę na wielką wiarę zmarłego kolarza, która pozwalała mu zwyciężać.
Staszek zawsze mi powtarzał, a znaliśmy się blisko 30 lat, że z Bogiem zawsze był w porozumieniu. W latach 80. poprosiłem go, by nauczył nas kolarstwa, bo chcemy pojechać z pielgrzymką do Rzymu. Trenował nas długie tygodnie i ta wyprawa się udała -
dodał franciszkanin.
Koledzy z reprezentacji Polski, którzy zdobywali z Szozdą drużynowe mistrzostwo świata, wspominają go jako niezwykle charyzmatycznego lidera i człowieka.
Potrafił pociągnąć drużynę lub peleton, zmobilizować i przekonać wszystkich do wysiłku, który wydawał się nierealny” - powiedział Mieczysław Nowicki.
Tadeusz Mytnik podkreślił, że Szozda łączył w sobie sprzeczności:
Miał charyzmę przywódcy, ale też i wielką pokorę, i szacunek dla innych
Dla Jana Brzeźnego najważniejszą cechą Szozdy był jego maksymalizm, który objawiał się nie tylko na rowerze, ale również w życiu.
On nic nie robił byle jak, na letnio. Jak się za coś zabrał to wyciskał maksimum 120 procent. Tego się zawsze trzymał -
ocenił Brzeźny.
Jan Jankiewicz wspominał, że Szozda najbardziej kojarzy mu się z faktem, że nauczył go jeździć samochodem.
To było moje pierwsze zgrupowanie kadry narodowej w roku 1973 lub 1974. Ja z takimi świetnymi kolegami... Nie wiedziałem, jak to będzie. A on po treningu kazał mi siadać do samochodu i uczył mnie prowadzić auto. Zawsze był taki serdeczny i bezpośredni -
opowiadał Jankiewicz.
Szurkowski, najbardziej utytułowany polski kolarz, nie ukrywał w rozmowie z PAP, jak wiele zawdzięcza Szoździe, który słynął z karkołomnych akcji w peletonie.
Staszek był takim – mówiąc po sportowemu – nieczystym duchem w naszej ekipie. Zawsze wpadał na najbardziej szalone pomysły. To właśnie jemu zawdzięczamy wiele zwycięstw, bo gdyby nie jego inicjatywa i determinacja, nasze kolarstwo w latach 70. nie odniosłoby aż tylu sukcesów -
zauważył.
Zdaniem Szurkowskiego, „twardość charakteru” miała też wpływ na dalsze życie Szozdy.
Staszek słynął z tego, że lubi ponarzekać, bywał często niezadowolony z efektów. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem do końca, że jest aż tak chory; sądziłem, że pokona chorobę. Gdyby był mniej twardy i wcześniej zbadał swój organizm, może miałby na walkę z chorobą więcej szans. Będzie go nam wszystkim bardzo brakowało -
powiedział Szurkowski.
Stanisław Szozda był dwukrotnym kolarskim mistrzem świata i dwukrotnym srebrnym medalistą olimpijskim w wyścigu drużynowym na 100 km. Stawał na podium igrzysk w Monachium 1972 (z Ryszardem Szurkowskim, Edwardem Barcikiem i Lucjanem Lisem) i w Montrealu 1976 (z Szurkowskim, Tadeuszem Mytnikiem i Mieczysławem Nowickim). Był także wicemistrzem świata w wyścigu ze startu wspólnego z Barcelony (1973). Zwyciężał w Wyścigu Pokoju i Tour de Pologne. Karierę zakończył mając zaledwie 28 lat, w wyniku kontuzji odniesionej podczas upadku w Wyścigu Pokoju, w 1978 roku.
MG/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/75732-pogrzeb-szozdy-spoczal-w-alei-zasluzonych
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.