„Kilka tygodni temu rosyjskie służby oskarżały mnie o współpracę z Amerykanami, żeby zniszczyć rosyjski sport. Dzisiaj Amerykanie oskarżają WADA, że tym razem pomagamy Chińczykom” - mówi na łamach Przeglądu Sportowego prezydent Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) Witold Bańka, który odpowiada na oskarżenia o odpuszczenie sprawy 23 pozytywnych przypadków testów dopingowych chińskich pływaków.
Witold Bańka przypomina w wywiadzie, że „z kolei w 2021 r. dochodziliśmy sprawiedliwości w sprawie chińskiej gwiazdy pływania, Sun Yanga, co zakończyło się dla niego długoletnią dyskwalifikacją, a na nas ściągnęło groźby śmierci od jego fanów”.
Nie ma dla mnie lepszego dowodu, że po prostu dobrze wykonujemy swoją pracę i jesteśmy gotowi przeciwstawić się każdemu, jeżeli nie przestrzega zasad. WADA jest silną i niezależną organizacją. Dopóki jestem prezydentem, nie pozwolę, żeby ktoś politycznie, w imię własnych interesów, ją „rozgrywał”
— podkreśla prezydent WADA w Przeglądzie Sportowym.
„Nasze prawo jest takie samo dla wszystkich”
W rozmowie dodaje, że kilka dni temu wrócił z Uzbekistanu, „z posiedzenia ministrów, przedstawicieli 34 państw Azji i Oceanii, gdzie w rezolucji podjętej przez te kraje znalazł się zapis potępiający upolitycznienie antydopingu”.
To samo stanowisko jest w Afryce, a i większość państw europejskich wyraźnie mówi o tym, że upolitycznienie antydopingu jest rzeczą karygodną. Prawda jest taka, że WADA traktuje wszystkie nacje równo i nie ma różnicy, czy chodzi o Belize, USA, Polskę czy Rosję. Nasze prawo jest takie samo dla wszystkich, czy się to komuś podoba, czy nie. I to się nie zmieni, nawet jeśli niektórzy próbują ten system zniszczyć
— wskazuje Witold Bańka.
„Dwie różne sprawy”
Na pytanie Przeglądu Sportowego, które brzmi: „To jak to jest, że WADA ostro walczyła o ukaranie Rosjanki Kamili Walijewej, a w sprawie 23 chińskich pływaków odpuściła?”, odpowiada, że „to są kompletnie dwie różne sprawy”.
W przypadku Walijewej jej tłumaczenia były ze sobą sprzeczne. Początkowo substancja miała znaleźć się w jej organizmie poprzez kontakt z dziadkiem, który przyjmował leki zawierające TMZ. Potem jednak, kiedy WADA wykazała, że z naukowego punktu widzenia było to niemożliwe (bo nie widziała się z dziadkiem przez kilka dni przed pobraniem próbki), winę zrzuciła na deser, który miał dla niej przygotować dziadek. Brakowało w tej sprawie zeznań dziadka, jak i innych elementów, które mogłyby potwierdzić jej niewinność. Ani ona, ani jej prawnicy nie byli w stanie udowodnić, że pozytywny przypadek mógł wyniknąć z powodów niezamierzonych. Poza tym w jej organizmie był miks innych substancji, także dozwolonych, które w połączeniu z TMZ miały określony „dopingujący” skutek. Jeśli chodzi o Chińczyków, sytuacja jest inna. Wszystkie dowody wskazują tutaj na zanieczyszczenie środowiskowe
— wyjaśnia w rozmowie z portalem.
Jedno z kłamstw polega na tym, że my jako WADA zaufaliśmy rzekomo w 100 proc. Chińczykom i nic z tym nie zrobiliśmy, żadnych analiz i badań. A to nieprawda. Zapomnijmy na chwilę o chińskim śledztwie i oprzyjmy się tylko na naszej analizie. Poziom substancji, która znalazła się w organizmie tych 23 sportowców, był niesamowicie niski, bez potencjalnego wpływu na wynik sportowy. Spora grupa tych zawodników była badana kilka dni z rzędu, a wyniki były raz pozytywne, raz negatywne
— zaznacza prezydent WADA w Przeglądzie Sportowym.
Kontynuuje, że „nasi naukowcy przeprowadzili analizę z firmą produkującą lek zawierający TMZ i stwierdzono, iż nie było możliwe, żeby ta substancja, w takim zmieniającym się stężeniu, znalazła się w organizmach przez normalne i celowe jej przyjmowanie”.
Wykluczyli też mikrodozowanie. Mimo naszego początkowego sceptycyzmu wszystkie analizy, pomijając chińskie śledztwo, wskazały, że to efekt zanieczyszczenia środowiskowego. Nie było najmniejszych podstaw prawnych do stwierdzenia celowego stosowania dopingu i nałożenia kar na tych sportowców
— ocenia Witold Bańka w Przeglądzie Sportowym.
„Gruby skandal”
Poza tym Chińczycy przeprowadzili własne śledztwo. Sytuacja miała miejsce w czasie covidu, świat był nadal zamknięty, a kontrole antydopingowe odbywały się z mniejszą częstotliwością. Mimo to chińscy kontrolerzy pojechali na zawody krajowe i zrobili testy, które oficjalnie nam zaraportowali, zgłosili próbki i umieścili wyniki w systemie ADAMS, do którego dostęp ma bardzo wiele osób. Nikt od nich nie wymagał w tym czasie takiej intensywnej kontroli. Sam fakt, że to zrobili, wskazuje, iż nielogiczne jest oskarżanie ich o ukrywanie sprawy. Gdyby Chińczycy chcieli to zrobić, mogli nie testować zawodników przez kilka tygodni albo nie raportować i nie informować, że zrobili testy, które dały takie wyniki. Sprawa nie wyszłaby na światło dzienne
— dodaje i wskazuje na jeszcze jedną kwestię.
W ciągu pięciu lat od tych 23 sportowców pobrano 1,7 tys. próbek! Blisko 300 próbek pobrano od nich w okresie czterech miesięcy przed igrzyskami w Tokio, co oznacza, że każdy z nich przechodził kontrolę średnio niemal raz w tygodniu. I to nie tylko robioną przez CHINADA, ale i kontrolerów z międzynarodowych organizacji
— zauważa prezydent WADA na łamach Przeglądu Sportowego.
A zarzucanie WADA ukrywania tej sprawy to już gruby skandal. System jest tak skonstruowany, że nawet nie ma takiej możliwości – szczególnie że nie byliśmy jedyną organizacją, która badała tę sprawę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie ma podstaw, żeby mówić o próbie przykrycia czegokolwiek. Możemy dyskutować o procedurach i technicznych aspektach tej sprawy, ale przypomnę, że światowy kodeks antydopingowy nie jest własnością WADA, a tworzą go wszyscy jego sygnatariusze (praktycznie wszystkie narodowe organizacje antydopingowe i cały ruch sportowy) i rewidują z nami co kilka lat. Kodeks jest taki sam dla wszystkich
— dodaje Witold Bańka.
CZYTAJ WIĘCEJ:
nt/Przegląd Sportowy Onet
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/694116-amerykanie-oskarzaja-wada-witold-banka-odpiera-zarzuty