Cóż to za obłuda, co za fałsz! Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął decyzję o dopuszczeniu rosyjskich i białoruskich sportowców do startu w igrzyskach w Paryżu w 2024 roku.
To jest dyskusja, która w środowisku sportowym toczy się od dawna. Zapraszać do wspólnych zawodów sportowców z krajów, które napadają na inne kraje czy nie? Wydawałoby się, że sprawa jest jasna, że należałoby od tych krajów i ich reprezentantów trzymać się z daleka. A jednak, wciąż uchylane są pewne furtki.
Po pierwsze
Pewnym wytrychem ma być opowieść o „sportowcach, którzy całe życie pracują na to, by móc wystąpić na Igrzyskach Olimpijskich. Takie mają marzenie, dlatego trenują i się poświęcają. Owszem, to historie chwytające za serce.
Ja jednak zapytam: czy pomordowani przez rosyjski reżim Ukraińcy, zwykli obywatele nie mieli jakichś marzeń? Przy jednoczesnej argumentacji, żeby nie karać kogoś (sportowców) za winy innych (kierownictwo państw agresorów), kompletnie pomijana jest tragedia ludzi, którzy cierpią z powodu wojen.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ewentualny sukces rosyjskiego czy białoruskiego zawodnika będzie maksymalnie nagłośniony przez Moskwę czy Mińsk. Pozwoli wzbudzać w tych społeczeństwach poczucie, że mimo wojny wciąż rywalizują z całym światem, nie są wykluczani, więc w sumie na froncie nie dzieje się nic złego. W ten sposób w Rosji czy Białorusi nigdy nic się nie zmieni.
Ważąc marzenia pojedynczych zawodników (którzy być może nawet są przeciwni wojennej strategii swoich krajów) apelowałbym jednak o poświęceni tych marzeń na rzecz szansy na realną zmianę myślenia na Wschodzie. Rosjanie i Białorusini muszą być objęci powszechnym ostracyzmem. Dla tych, którzy są naprawdę po dobrej stronie mocy należałoby znaleźć jakąś inną furtkę, z wyraźnym podkreśleniem, że oni za wojną nie są.
Po drugie
Rosjanie i Białorusini, którzy zakwalifikują się do turnieju będą mogli rywalizować bez flag, emblematów i hymnów.
Sam nie wiem, czy to zastrzeżenie bardziej mnie irytuje czy zdumiewa. W myśl tej logiki, Rosjanin, którego nie nazwiemy Rosjaninem, nie będzie Rosjaninem. Straszna bzdura. Akurat w Rosji każdy, podkreślę KAŻDY, a szczególnie Władimir Putin, będzie wiedział, że to są nasi, więc ich sukcesy będą pieczołowicie opakowywane w złoty papierek i podawane na tacy widzom reżimowej telewizji. Co więcej, to może być nawet powód do obrzydliwej satysfakcji: ależ ich zrobiliśmy w konia! Ależ ten zachód jest głupi!
Po trzecie
Światowy sport ma problem z zawodnikami z Rosji i Białorusi nie tylko z powody wojennej napaści na Ukrainę, czy wcześniej Gruzję. Od lat wiemy, że masowość dopingu w tych krajach w zasadzie wyklucza uczciwą rywalizację. Dawno już uznano, że to nie jest kłopot indywidualny, ale systemowy, państwowy.
Zapytam więc: czy w ostatnich latach sytuacja w związkach sportowych Rosji i Białorusi poprawiła się w kwestii czystości zawodników na tyle, że należy ich witać z otwartymi ramionami? A może - idąc logiką MKOL - (przepraszam za drwinę) jak odbierzemy im flagę i hymn, to może i doping z nich zejdzie?
Po czwarte
Ciekawe, jak w tej sytuacji zachowają się zawodnicy z napadniętej Ukrainy?
Na ich miejscu odmówiłbym rywalizacji z przedstawicielami krajów, które mordują ich braci i siostry, a czasem nawet rodziców i dzieci. Wywołałoby to zapewne ogólne poruszenie, może nawet skandal. Może w MKOL ktoś w końcu podrapałby się w głowę i stwierdził, że popełniono błąd?
O takiej sytuacji, jako kibic, marzyłbym. Ale jestem realistą i wiem, że duże pieniądze, w których pławi się światowy sport skutecznie rozwiewają jakieś tam moralne rozterki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/673872-mkol-robi-straszne-swinstwo-nie-tylko-cierpiacej-ukrainie