„Przeprowadziliśmy kilka niezłych akcji, ale w futbolu liczą się bramki, a nie okazje do ich zdobycia” – tak Stefan Majewski, były znakomity piłkarz i trener podsumował niedzielny mecz reprezentacji Polski z Mołdawią w eliminacjach do przyszłorocznych mistrzostw Europy zakończony remisem 1:1.
Zdaniem obecnego wiceprezesa Cracovii Polacy w pierwszej fazie spotkania byli zbyt apatyczni i nie wyszli na boisko z odpowiednim nastawieniem, choć mieli świadomość, że tylko zwycięstwo przedłuży ich szanse na bezpośredni awans na EURO.
Uważam, ze piłkarze Mołdawii bardziej zaangażowali się w ten mecz niż nasi. W ich poczynaniach było widać dynamikę, zawziętość, agresję. Około 70. minuty widać było, że osłabli, ale do tej pory te elementy były u ich na bardzo dobrym poziomie. Mam wrażenia, że Polacy liczyli, że rywal stawi mniejszy opór, będzie łatwiejszy do pokonania. Nie można było na to pozwolić, bo to okazało się kluczowe dla przebiegu gry i dlatego nie zdołaliśmy odnieść zwycięstwa. Oczywiście był okres niezłej gry w naszym wykonaniu. Mam tu na myśli końcówkę pierwszej połowy i początek drugiej. Przeprowadziliśmy kilka niezłych akcji, ale w piłce liczą się bramki, a nie okazje do ich zdobycia
— podkreślił medalista mistrzostw świata z 1982 roku.
Zdaniem Majewskiego linia obrony nie została zestawiony w optymalny sposób.
Tam nie do końca wszystko zagrało. Patryk Peda i Jakub Kiwor to młodzi zawodnicy i jeszcze nie prezentują poziomu, aby zapewnić nam czysto konto strat, nawet z takim rywalem jak Mołdawia. Poza tym Tomasz Kędziora zazwyczaj grał jako boczny obrońca, tutaj został ustawiony jako jeden z trójki stoperów. A według mnie w systemie z trójką z tyłu każdy z obrońców musi sobie świetnie radzić w destrukcji, nie może być odpuszczania w kryciu
— stwierdził.
Trener Michał Probierz w meczach z Wyspami Owczymi i Mołdawią na pozycji defensywnego pomocnika wystawił Patryka Dziczka, dla którego były to pierwsze spotkania w narodowych barwach. O ile w czwartek zawodnik Piasta Gliwice radził sobie poprawnie, to w niedzielę spisał się znacznie gorzej i w przerwie został zastąpiony przez Bartosza Slisza.
Majewski nie obciąża jednak selekcjonera wina za taką decyzję.
On wdział, jak obydwaj prezentują się na treningach, Dziczek zapewne wyglądał lepiej i dlatego dostał szansę. Obydwaj mają podobne cechy i umiejętności. Tak czasami bywa
— zauważył.
Kulejąca ofensywa
Po obydwu ostatnich meczach sporo słów krytycznych skierowano pod adresem Arkadiusza Milika. Napastnik Juventusu Turyn znowu nie zdołał wpisać się na listę strzelców.
Rzeczywiście to był nieudany występ Arka, ale dlaczego tak się stało? On dostawał mało podań i próbował sam szukać piłki. Chyba niepotrzebnie, bo schodził do boku. To wynikało z jego ambicji, bo bardzo chciał, ale nie bardzo mu w tym meczu szło
— ocenił.
Pod nieobecność kontuzjowanego Roberta Lewandowskiego opaska kapitańska przekazana została Piotrowi Zielińskiemu. Pomocnik Napoli był z pewnością wyróżniającym się zawodnikiem na boisku, zaliczył asystę przy golu Karola Świderskiego, ale ostatecznie nie poprowadził biało-czerwonych do zwycięstwa.
Nie potrafiliśmy pokazać siły ofensywnej, za mało było podań z obrony przez jedną linię rywala, nie mówiąc już o dwóch liniach. Zieliński przez to cierpiał. Zabrakło także Lewandowskiego, który, co by nie mówić, jest wielką osobowością
— stwierdził Majewski.
Jego zdaniem szanse na bezpośredni awans na finały mistrzostw Europy są już niewielkie i trzeba powoli myśleć o przygotowaniu drużyny na wiosenne baraże.
Trener już chyba o tym myśli, bo dokonał sporo zmian w składzie w porównaniu do składu wystawianego przez Fernando Santosa. Obecnie nasza sytuacja jest bardzo, bardzo trudna, ale w piłce nożnej, w sporcie, rożne rzeczy się zdarzają. Trzeba poczekać do ostatniego meczu w grupie
— podsumował Majewski.
CZYTAJ TEŻ:
pn/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/666998-majewski-o-meczu-w-pilce-licza-sie-bramki-a-nie-okazje