To jedyny taki dzień w stolicy Polski w roku. Jedyny, kiedy w prężnym kiedyś ośrodku żużlowym znów można usłyszeć ryk motorów przed zwolnieniem maszyny startowej. Już w sobotę 13 maja na Stadionie Narodowym kolejna odsłona ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland, czyli druga tegoroczna eliminacja indywidualnych mistrzostw świata na żużlu.
Przeciętny młody mieszkaniec Warszawy może być z pewnością nieco zdziwiony tłumami kibiców, którzy będą kierowali się 13 maja na Narodowy. Z perspektywy stolicy Polski trudno bowiem na co dzień dostrzec, że czarny sport to obok piłki nożnej najpopularniejsza dyscyplina w naszym kraju, a w wielu miastach zdecydowanie przewyższająca swoją popularnością nawet futbol. A przecież nie zawsze tak było, bo i w Warszawie żużel ma długą i bogatą historię i co jakiś czas trwają nawet próby wskrzeszenia drużyny żużlowej w stolicy, choć na razie bez powodzenia. Dość wspomnieć, że pierwszym oficjalnym drużynowym mistrzem Polski na żużlu była drużyna PKM Warszawa w 1948 r., a późniejsza historia żużla w Warszawie wiązała się z sekcjami tego sportu w takich klubach jak Skra, Legia czy najdłużej startująca w lidze Gwardia. Jeszcze stosunkowo niedawno, bo 20 lat temu, można było wybrać się na mecz żużlowy na stadion przy ul. Racławickiej w Warszawie, gdzie zbudowany na bazie Gwardii WKM awansował do I ligi, jednak po spadku rozwiązano sekcję. Kolejne próby prowadził WTS Warszawa, który zdobywał nawet medale w młodzieżowych drużynowych mistrzostwach Polski w latach 2011–2012. Na razie jednak próby odtworzenia żużla w Warszawie w wydaniu ligowym się nie udają, tor przy Racławickiej zarósł, innych warszawskich stadionów nie dało się zaadaptować na obiekt do regularnego uprawiania żużla, a jedyną możliwością, by poczuć niepowtarzalny klimat widowiska żużlowego na żywo, jest organizowane raz do roku GP Polski na specjalnie układanym na tę okazję torze na Stadionie Narodowym.
Trudne początki
Choć i tutaj Warszawa nie miała lekko. Pierwsze Grand Prix Polski, które w 2015 r. zorganizowano w Warszawie, skończyło się kompromitacją organizatorów, choć uczciwie należy przyznać, że wina nie leżała po polskiej stronie. Zawiódł słynny Duńczyk Ole Olsen i jego firma Speed Sport, która zajmuje się budową tzw. jednodniowych torów żużlowych, a więc adaptacją do wyścigów aren, które na co dzień nie są do tego przystosowane. W 2015 r. były świetny zawodnik i trzykrotny indywidualny mistrz świata Ole Olsen nie poradził sobie z wyzwaniem, jakim zawsze jest budowa tymczasowego toru. W efekcie zawodnicy bali się ścigać po luźnej i rozlatującej się nawierzchni, a na dodatek zepsuła się maszyna startowa i zawody zakończono ledwie po 12 wyścigach ku wielkiej i zrozumiałej frustracji ponad 50 tys. kibiców oczekujących na Narodowym na „najlepsze Grand Prix w historii”, jak zapowiadano tamtą imprezę. Problemem organizatorów był fakt, że poza firmą Ole Olsena nie ma na świecie zbyt wielu podmiotów, którym można by powierzyć budowę toru tymczasowego na kolejne zawody. I tutaj należy oddać Duńczykowi, że z klapy w 2015 r. wyciągnął właściwe wnioski i naukę. Każde zawody organizowane na Stadionie Narodowym od tego czasu były coraz lepsze i coraz bardziej emocjonujące. Układany odpowiednio wcześniej tor był już odtąd zawsze znakomitej jakości, a kibice mogli pasjonować się zawodami na mistrzowskim poziomie, jak na ich rangę przystało.
Ze wsparciem największego sponsora
Do organizacji GP w Warszawie w latach 2016–2019 nie można było mieć żadnych zastrzeżeń. W latach 2020–2021 Warszawa niestety nie organizowała GP z powodów obostrzeń pandemicznych, ale 2022 r. to powrót czarnego sportu na największą sportową arenę w Polsce i zaangażowanie w wydarzenie największego sponsora sportu w Polsce – PKN Orlen.
Tegoroczne Grand Prix, które odbędzie się 13 maja w Warszawie, zapowiada się wyjątkowo z wielu powodów. Przede wszystkim Ole Olsen zapowiedział już dawno budowę nieco szerszego niż zwykle toru i o nieco zmodyfikowanej nawierzchni, by umożliwić zawodnikom więcej przestrzeni do ścigania i wyprzedzania się na dystansie. To bowiem sól żużla, to takie zawody najbardziej rozpalają emocje kibiców, gdy zawodnicy „tasują się”, czyli zmieniają pozycjami w czasie wyścigów, wyprzedzając się wzajemnie. Na źle przygotowanych torach zazwyczaj emocje kończą się po starcie i wyjściu z pierwszego łuku, kiedy kolejność zawodników jest już ustalona aż do mety. Tegoroczne zabiegi organizatorów mają sprawić, by emocjonujących wyścigów oraz walki na torze podczas najbliższego Grand Prix Polski było jak najwięcej.
Czekamy na polskiego zwycięzcę
Choć oczywiście polscy kibice nie będą mieli nic przeciwko takim ustalonym po pierwszym łuku kolejnościom miejsc, kiedy na prowadzeniu od startu będzie Polak. Jak dotąd bowiem jeszcze żaden nasz reprezentant nie wygrał Grand Prix Polski na Stadionie Narodowym. Turnieje GP gościły w Warszawie już sześciokrotnie, a najbliżej wygranej był Maciej Janowski, który w 2017 i 2018 r. zajmował drugą pozycję. Najniższy stopień podium to z kolei osiągnięcie Jarosława Hampela w 2015 r. i Patryka Dudka w 2019 r. W br. w Warszawie ujrzymy na starcie aż czterech Polaków, bo oprócz wspomnianych już Janowskiego i Dudka pojedzie również Dominik Kubera, który otrzymał na te zawody tzw. dziką kartę. Z kolei rolę rezerwowych będą odgrywać młodzieżowcy – Bartłomiej Kowalski i Wiktor Przyjemski. Ale największe nadzieje wszyscy polscy kibice wiążą oczywiście z Bartoszem Zmarzlikiem. Nasz trzykrotny i obecny indywidualny mistrz świata już jest najlepszym polskim żużlowcem w historii, a ma ogromną szansę na to, by wspiąć się na pierwsze miejsce w tabeli wszech czasów. Bartosz znakomicie rozpoczął tegoroczny sezon Grand Prix i wygrał pierwszą eliminację, którą 29 kwietnia zorganizowano w Goričan w Chorwacji. Mistrz pokazał tam wielką klasę, zwłaszcza że te zawody nie układały się wcale po jego myśli. Bartek w swoim drugim wyścigu popełnił falstart i wjechał w taśmę, co oczywiście spowodowało jego wykluczenie, jednak później odrobił straty, pewnie awansował do półfinału, w którym – podobnie jak w wyścigu finałowym – po piorunującym starcie zostawiał rywali z tyłu. Tym samym Bartosz Zmarzlik powtórzył swój sukces sprzed roku, gdzie także w Goričan był najlepszy. Wspierany przez Orlen Zmarzlik jest zatem najpoważniejszym faworytem do zwycięstwa w Warszawie, a także do zdobycia kolejnego – czwartego w karierze – tytułu mistrza świata, choć droga do tego jeszcze daleka, bo tegoroczony kalendarz liczy 10 eliminacji, z czego trzy odbędą się w Polsce. 24 czerwca najlepszych żużlowców będzie gościł stadion w Gorzowie, a 30 września Motoarena w Toruniu. Wygrana w Goričan była 19. triumfem Bartosza Zmarzlika w zawodach GP. Do tej pory wygrywał on aż osiem eliminacji rozgrywanych w Polsce. Były to zawody organizowane w Gorzowie, Toruniu, we Wrocławiu i w Lublinie. Na swojego pierwszego polskiego zwycięzcę czeka wciąż Warszawa. Czy podczas sobotniego ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland to oczekiwanie zostanie wreszcie spełnione? Czy triumf Polaka w Warszawie ma szansę w jakikolwiek sposób przyczynić się do odrodzenia żużla w stolicy Polski? Te pytania pozostają na razie bez odpowiedzi.
Żużel – cykl Speedway Grand Prix 2023
29 kwietnia – Goričan (Chorwacja) – zwycięzca Bartosz Zmarzlik 13 maja – Warszawa 3 czerwca – Praga (Czechy) 10 czerwca – Teterow (Niemcy) 24 czerwca – Gorzów Wielkopolski 15 lipca – Målilla (Szwecja) 12 sierpnia – Ryga (Łotwa) 2 września – Cardiff (Wielka Brytania) 16 września – Vojens (Dania) 30 września – Toruń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/645664-juz-w-sobote-orlen-fim-speedway-grand-prix-of-poland