Scolari stworzony dla „Canarinhos”?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA/Antonio Lacerda
Fot. PAP/EPA/Antonio Lacerda

Ostatnie poczynania brazylijskich piłkarzy dobitnie pokazują, że Luiz Felipe Scolari nigdzie nie czuje się tak dobrze jak we własnym kraju.

Szkoleniowiec, który w ostatnim czasie często zmieniał miejsce pracy, postanowił wrócić na stare śmierci. Udane mecze jego podpiecznych w Pucharze Konfederacji pokazują, że była to dobra decyzja.

Scolari pod koniec 2012 roku – po dziesięciu latach przerwy – znowu został selekcjonerem reprezentacji Brazylii z którą w 2002 na japońsko-koreańskim mundialu zdobył mistrzostwo świata. Trener wyzwolił wówczas wielki potencjał, jaki drzemał w gwiazdach takich jak Ronaldo, Rivaldo, Roberto Carlos, Cafu czy Ronaldinho, sprawiając, że Brazylijczycy udanie zrewanżowali się za przegrany cztery lata wcześniej finał na Stade de France.

Przygoda Scolariego z reprezentacją własnego kraju nie trwała jednak zbyt długo. Szkoleniowiec wolał odejść w glorii zwycięzcy i szukać dalszych wyzwań. Tym bardziej, że można było odnieść wrażenie, iż częściej mówiło się o tym, że zakazuje seksu swoim piłkarzom podczas zgrupowań, niż o wielkim triumfie „Canarinhos”, którzy wrócili na piłkarski szczyt.

W 2003 roku trener został selekcjonerem reprezentacji Portugalii. To pod jego wodzą doszło do symbolicznej zmiany warty - w roli lidera kadry utytułowanego Luisa Figo zastąpił Cristiano Ronaldo. Portugalczycy pod wodzą Scolariego doszli do finału Mistrzostw Europy 2004 (w którym ulegli sensacyjnemu zwycięzcy turnieju – reprezentacji Grecji), a także półfinału Mistrzostw Świata w 2006 roku.

Po 5 latach, Scolari znowu postanowił posmakować klubowej piłki. I to tej z najwyższej półki. W 2008 roku został trenerem Chelsea Londyn. Okazało się jednak, że angaż na Stamford Bridge nie był najszczęśliwszym pomysłem. Przygoda szkoleniowca z klubem Romana Abramowicza zakończyła się klęską. I już w następnym roku Scolari znowu musiał szukać sobie pracy.

Trener tułał się po świece. W 2009 roku wylądował w Taszkencie, gdzie podjął się trenowania miejscowego Bunyodkoru, skąd już w następnym roku ewakuował się do swojej ojczyzny. Tam Scolari został trenerem Palmeiras, z którym 11 lat wcześniej zwyciężył w Copa Libertadores. Tym razem współpraca z brazylijskim klubem nie była już tak udana i 14 września zeszłego roku Scolari znalazł się na lodzie.

Jego angaż w roli trenera „Canarinhos” wydawał się ryzykownym posunięciem. Wielu ekspertów uważało, że 65-letni szkoleniowiec już się wypalił, a sukcesy z reprezentacjami Brazylii i Portugalii stanowią już przebrzmiałą melodię. Okazuje się jednak, że „Felipão” chce jeszcze coś udowodnić. Brawurowe zwycięstwo Brazylii z Włochami w Pucharze Konfederacji udowodniło, że Scolari nie zapomniał, jak poprowadzić swoich podopiecznych do sukcesów.

Tymczasem brazylijski mundial zbliża się wielkimi krokami...

Aleksander Majewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych