Hiszpania zlała Tahiti

Hiszpania rozgromiła Tahiti w Pucharze Konfederacji 10 - 0. Mało brakował, a Torres zagrałby przeciwko znajomemu z podróży poślubnej

To był mecz hat- i "quatricków". Fernando Torres strzelił 4 gole i nie trafił karnego (mógł mięć "quintrick"), David Villa zdobył 3, David Silva 2 i Juan Manta skromną jedną. Po raz trzeci w historii Hiszpania osiągnęła dwucyfrowy wynik. To było prawdziwe lanie, ale wszyscy się tego spodziewali. Sam trener drużyny Tahiti, Eddy Etaeta, nie wierzył w swoich chłopaków; ich szanse na wygraną określał mianem "całkiem niemożliwych".

Pomimo ciężkich "batów" od drugiego, ale wciąż gwiazdorskiego, składu Hiszpanii, piłkarze z Pacyfiku zaprezentowali atrakcyjny, ofensywny futbol i dostawali gromkie brawa za każdą akcję (zresztą cała atmosfera, jaką stworzyli kibice na odnowionej na Mundial 2014 Maracanie była iście karnawałowa). Największe okrzyki zebrały dwie bardzo udane obrony, których dokonał 20-letni bramkarz Tahiti, Mikael Roche, a miało to miejsce przy mało optymistycznym stanie 0-7.

Tahiti po raz pierwszy grało przeciwko drużynie ze Starego Kontynentu.

W drużynie Tahiti, obok m.in. 4 braci (3 rodzonych i ciotecznego) znalazł się jeszcze inny piłkarz, który skupił uwagę dziennikarzy, i nie chodziło o wyjątkową grę. Okazało się, że niejaki Efraín Araneda jest dość dobrym znajomym Torresa. Podczas miesiąca miodowego, który znany hiszpański piłkarz spędził w 2007 r. właśnie na Tahiti, pan Araneda był przewodnikiem państwa Torres po wyspie.

Obaj piłkarze spotkali się po meczu Hiszpania - Tahiti, albowiem nie doszło do tego na boisku (Efraín Araneda spędził spotkanie na ławce).

Może to lepiej, że Torres i Araneda nie starli się na murawie, bo miłe wspomnienia z wyjątkowego urlopu mogłyby zostać popsute jakąś kontuzją, po brutalnym wejściu przewodnika.

Paweł Korsun

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych