Emocje jakie towarzyszą meczom piłki ręcznej trudno porównać z jakąkolwiek inną dyscypliną zespołową. Zjawiskowe połączenie walki, sprytu, techniki i brutalnej fizycznej siły sprawiają, że nawet trudny mecz, z dużo lepszym rywalem ogląda się z wypiekami na twarzy. Nasi piłkarze ręczni na mistrzostwach świata nie zrealizowali celu jakim był awans do ćwierćfinału, ale dostarczyli polskim kibicom mnóstwo sportowych emocji, zwłaszcza w meczach z dużo wyżej notowanymi zespołami.
To były dziwne mistrzostwa świata w wykonaniu podopiecznych trenera Patryka Rombla. Polacy nie osiągnęli zakładanego celu sportowego jakim był awans do fazy play-off, który pozwalał na start w jednym z turniejów przedolimpijskich i kontynuowanie marzenia o grze na igrzyskach w Paryżu. Kolejnym widocznym problemem polskich piłkarzy było nienajlepsze przygotowanie mentalne do… roli faworyta. W najważniejszym meczu fazy wstępnej – przeciwko Słowenii zostaliśmy zupełnie rozbici przez rywali, z którymi zakładaliśmy przynajmniej wyrównaną walkę.
W głowach przegraliśmy mecz ze Słowenią, trudno coś więcej na ten temat powiedzieć
– skomentował to spotkanie Piotr Jędraszczyk, 21-letni reprezentant Polski, który był jednym z jaśniejszych punktów naszego zespołu podczas tych mistrzostw.
Spodziewający się pogromu w wykonaniu biało-czerwonych kibice przeżyli kolejne niemiłe zdziwienie widząc wyrównany mecz Polaków z półamatorskim zespołem z Arabii Saudyjskiej. Presja wyniku i gra w roli w faworyta ewidentnie nie służyły naszym zawodnikom.
Z silnymi łatwiej
Co ciekawe najlepiej nasi szczypiorniści zaprezentowali się w przegranych spotkaniach z potęgami światowej piłki ręcznej czyli Francją i Hiszpanią. Z Francuzami na inaugurację turnieju przegraliśmy zaledwie dwoma bramkami, tocząc wyrównany bój do ostatnich minut spotkania. Biało-czerwoni zaimponowali tam zwłaszcza niesamowitą wręcz walką w defensywie, z którą nie potrafiły sobie poradzić największe francuskie gwiazdy. Mecz, w którym o wyraźną porażkę nikt nie miałby do biało-czerwonych pretensji zaostrzył nam tym samym apetyty i pozwolił uwierzyć, że zakładany przed turniejem awans do ćwierćfinału jest rzeczywiście możliwy. Niestety, wspomniany mecz ze Słowenią ściągnął nas na ziemię, a wygrana z Arabią Saudyjską dała nam awans do fazy zasadniczej turnieju, do której nie zabraliśmy jednak punktów za to spotkanie, gdyż Saudyjczycy zajęli – bez niespodzianki – ostatnie, czwarte miejsce w naszej grupie.
Powtórzyć cud z 2009 roku
Ponieważ zaczynaliśmy fazę zasadniczą z zerowym dorobkiem punktowym było jasne, że aby wciąż marzyć o awansie do ćwierćfinału musimy wygrać wszystkie trzy mecze – z Hiszpanią, Czarnogórą i Iranem oraz liczyć na korzystny układ wyników w spotkaniach między innymi zespołami. Taki sportowy „cud”, kiedy po awansie do fazy zasadniczej z zerowym dorobkiem punktowym zajęliśmy drugie miejsce w grupie wygrywając trzy kolejnej mecze, a później na szyjach naszych szczypiornistów zawisły brązowe medale mistrzostw świata, wydarzył się w 2009 roku na turnieju w Chorwacji. Historia, choć często lubi się powtarzać, tym razem jednak potoczyła się nieco inaczej.
Być może stało się też tak dlatego, że w kluczowym dla dalszych losów naszej reprezentacji meczu przeciwko Hiszpanii w bramce rywali stanął Perez de Vargas, który bronił jak natchniony. Toczący bardzo wyrównany bój z Hiszpanami Polscy dochodzili do doskonałych sytuacji strzeleckich sam na sam z bramkarzem, ale piłka odbijała się od bramkarza Barcelony jak od skały. Patrząc na grę tego zawodnika między słupkami trudno było nie przypomnieć sobie w akcji Sławomira Szmala, a więc naszego legendarnego golkipera z czasów największych sukcesów polskiej piłki ręcznej. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że wynik meczu przeciwko faworyzowanej Hiszpanii mógł być sprawą otwartą, gdyby nie postawa de Vargasa. Jak stwierdził Mariusz Jurasik, czyli inny as naszej drużyny narodowej z czasów gdy zdobywaliśmy medale mistrzostw świata:
Żaden trener nie jest w stanie skorygować zawodnika w czasie meczu, gdy ten nie trafia do bramki w sytuacji „sam na sam”. Później można wyjaśnić zawodnikowi co zrobił źle, ale jeśli nie rzuca się bramek w takich sytuacjach, to z punktu widzenia szkoleniowca już nic nie można zrobić.
Co dalej z trenerem?
To ważne słowa, bowiem po mistrzostwach świata zapewne rozpocznie się dyskusja jak dalej należy pracować z reprezentacją piłkarzy ręcznych i czy trener Patryk Rombel powinien pozostać na swoim stanowisku. Gra naszych piłkarzy na turnieju „domowym”, kiedy mieli za sobą trybuny w halach w Katowicach i Krakowie nie przyniosła spodziewanego celu, obnażyła braki w przygotowaniu mentalnym, ale jednocześnie pokazała, że możemy nawiązać walkę z najlepszymi zespołami jak równy z równym, a od osiągnięcia zadowalających rezultatów dzielą nas detale. Jednocześnie w naszej drużynie jest kilku zawodników, którzy naprawdę rokują na przyszłość ze wspomnianym Piotrem Jędraszczykiem na czele. Mamy dobrego „bombardiera” Szymona Sićko, którego gra fragmentami przywodzi na myśl legendarnego Karola Bieleckiego. Niezastąpiony na dziś wydaje się także Arkadiusz Moryto, wybitny egzekutor rzutów karnych i „płuca” drużyny. Z dobrej strony pokazał się także bramkarz Mateusz Kornecki, który zatrzymał wiele groźnych strzałów w meczu z Hiszpanią, a jego występ został przyćmiony jedynie przez wybitny mecz de Vargasa.
Jeszcze będzie pięknie
W piłce ręcznej nie trzeba czekać, jak w futbolu, na kolejne mistrzostwa świata aż cztery lata, bo odbywają się one co dwa sezony, w latach nieparzystych, naprzemiennie z mistrzostwami Europy, którymi możemy emocjonować się w latach parzystych. Oznacza to, że praktycznie co roku jest szansa, by zespół narodowy zaistniał w jednej z wielkich imprez rangi mistrzowskiej. Niewykluczone zatem, że zawodnicy, których oglądaliśmy w barwach reprezentacji Polski na parkietach w katowickim Spodku i w Tauron Arenie w Krakowie przyniosą nam jeszcze radość i emocje z walki o najwyższe miejsca. By tak się jednak stało trzeba teraz zachować spokój i chłodne głowy przed podjęciem kluczowych decyzji. Sam trener Rombel jeszcze w grudniu powtarzał, że bardzo chciałby nadal pracować z reprezentacja biało-czerwonych po zakończeniu mistrzostw świata, ale sam także wyznaczył cel – awans do ćwierćfinału – którego nie zrealizował. Bez wątpienia Patryk Rombel miał podczas tego turnieju sporo pecha.
Brakowało nam skuteczności, kreowaliśmy sytuację, ale później mieliśmy problemy z przebiciem się przez obronę. Zabrakło nam spokoju i wyrachowania w końcówce. Warto też zwrócić uwagę na sytuację, w których bramkarz Hiszpanii fenomenalnie bronił
– mówił Patryk Rombel po meczu z Hiszpanią, który ostatecznie przesądził o tym, że awans do ćwierćfinału przestał być realny.
Była to uczciwa ocena sytuacji bez szukania tanich wymówek. Ale taka jest właśnie piłka ręczna – to twarda gra dla twardzieli, gdzie nikt nie symuluje ale każdy darzy rywala szacunkiem, gdzie zachowania nie fair praktycznie nie występują i gdzie nikt nie ucieka przed odpowiedzialnością po meczu. I dlatego możemy być pewni, że występy reprezentacji Polski w piłce ręcznej przyniosą nam jeszcze mnóstwo emocji i wiele radosnych chwil.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/631283-polscy-pilkarze-reczni-na-ms-postawili-sie-najlepszym