„Nawet gdy straciliśmy bramkę w meczu Argentyną, to nic nie mogliśmy zrobić z przodu. Tak może być również w meczu z Francją – że prędzej czy później stracimy bramkę. Czy mamy wówczas coś do zaproponowania? Nie za bardzo. Całość drużyny musi współgrać. To jednak jest jeden mecz, w którym trzeba zrobić maksimum w defensywie, ale po przechwycie piłki musimy być też konkretniejsi. Jeżeli będziemy lepsi pod względem fizycznym od Francuzów, to zniwelujemy ich przewagę umiejętności nad nami” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Tomasz Sokołowski, były piłkarz Legii Warszawa i reprezentacji Polski, trener.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Jakie są Pana refleksje po meczu Polska – Argentyna? Naszej reprezentacji udało się wywalczyć awans do fazy pucharowej mundialu, ale stało się to szczęśliwie po porażce 2:0 z Argentyną w - nie ma co ukrywać - bardzo jednostronnym spotkaniu.
Tomasz Sokołowski: Jedno to jest to, że wyszliśmy z grupy po 36 latach i to cieszy. Jednak styl, jaki zaprezentowaliśmy w fazie grupowej, pozostawia wiele do życzenia. Mam takie skrajne emocje jako były piłkarz, obecnie trener, czy przy takich zawodnikach, którzy grają w dobrych klubach europejskich, nie stać nas na lepszą grę? Czy nawet taktycznie – czy możemy przegrać, ale zostawić trochę dobrego futbolu, czy grać słabo, ale osiągnąć awans? Nasz obecny pomysł na grę jest trochę toporny.
Zarówno z wypowiedzi Czesława Michniewicza, jak i naszych zawodników, w tym bohatera fazy grupowej Wojciecha Szczęsnego wynika jednak, że z góry takie było złożenie – będziemy grać brzydko, ale liczy się cel, bo ładnie grać nie umiemy. Cel udało się osiągnąć, chociaż trzeba przyznać, że mając bardzo dużo szczęścia.
No właśnie. Gdyby Argentyna wykorzystała połowę sytuacji, które miała, i dołożyła nam jeszcze 2-3 bramki, nie wyszlibyśmy z grupy, to co byśmy wtedy mówili? Zupełnie inaczej byśmy na to wszystko patrzyli, jako na nieudane mistrzostwa. Teraz przy dużej dozie szczęścia awansujemy, przegrywając tylko 2:0 z Argentyną i przy wygranej Meksyku z Arabią Saudyjską tylko 2:1. O mały włos i już liczylibyśmy żółte kartki nasze i Meksyku. To pokazuje miejsce, w którym jest polska piłka. Jesteśmy kolejny raz na mistrzostwach świata, ale nasz styl… on prowadzi do celu, bo wyszliśmy z grupy, ale jest toporny, siermiężny, a o sukcesie decyduje też łut szczęścia. Oczywiście, zremisowaliśmy z Meksykiem, wygraliśmy z Arabią Saudyjską, która wcześniej ograła Argentynę – nie można odbierać selekcjonerowi i zawodnikom, że zdobyli 4 punkty. Teraz będziemy mierzyć się z mistrzami świata w 1/8 finału. Czy teraz zmieniać coś, co przyniosło jakiś sukces – wyjście z grupy? Argentyna nas obnażyła dosyć okrutnie, 2:0 to była najmniejsza możliwa przegrana biorąc pod uwagę sytuacje, jakie mieli. Czy my nie mamy nic do zaproponowania? Czy taka narracja, że jesteśmy słabsi od przeciwnika i mamy się tylko skupić na defensywie, jest odpowiednia? Trudno mi powiedzieć.
W trzech meczach fazy grupowej widoczne było, że reprezentacja Polski przede wszystkim skupiała się na defensywie, tzw. parkowaniu autobusu we własnym polu karnym. Czy spodziewa się Pan, że w meczu z Francją będzie to wyglądało tak samo, czy jednak zagramy odważniej?
Jeżeli popatrzymy na spotkania pod wodzą Czesława Michniewicza, to nie spodziewam się, żebyśmy zagrali inaczej. Aczkolwiek w meczu z Argentyną przez pierwsze 5 minut podeszliśmy śmielej, odważniej, była sytuacja, gdzie Lewandowski dograł do Bielika, który oddał fatalny strzał lewą nogą. Stawiam, że gdyby to był Piotr Zieliński, to może udałoby się osiągnąć coś więcej, aczkolwiek od Bielika też oczekiwałbym dużo więcej. Mieliśmy później kilka sytuacji, ale jak niedokładnie podajemy, to później wygląda to źle. Praktycznie narażaliśmy się na ciągłą defensywę. Oczywiście, że Francuzi przegrali w ostatnim spotkaniu z Tunezją, ale mieli już praktycznie pewny awans, podeszli do tego meczu lajtowo i wystawili drugi garnitur. Wiedząc, że Francuzi mają Mbappe, Dembele, Giroud, Griezmanna, jeszcze Komana, to mają taki potencjał, że aż strach się bać. Nie ma jednak co się bać – można przegrać nawet bardziej, ale coś zaproponować na boisku.
I tu pojawia się pytanie – Pana zdaniem Polacy powinni zagrać w tym meczu odważniej, najwyżej ryzykując wysoką przegraną, czy też dalej skupiać się na głębokiej defensywie, licząc na szczęście i minimalną wygraną 1:0?
Jedna i druga taktyka może być skuteczna, mogą być momenty, że będziemy grali w niskim pressingu. Zostawiając na pojedynki 1 na 1 Dembele czy Mbappe, to przy ich umiejętnościach narażamy się na utratę bramki. Patrząc na Ligę Narodów i naszą grę przeciwko Belgii i Holandii, to Francja jest lepszą drużyną od ich obydwu. Oczywiście, że można znaleźć sposób na każdą drużynę, można podejść wysoko, ale czy my sobie poradzimy w tym wysokim dojściu? Trzeba wszystko wypośrodkować. Najbardziej czego się obawiam, to tego, że czas od wczorajszego do niedzielnego meczu może być za krótki na regenerację dla naszych zawodników. Francja nie grała z Tunezją pierwszym garniturem i dodatkowo ma dłuższy czas na odpoczynek i czas do przygotowania się. To może być kluczowe.
Może zatem nastąpią zmiany w składzie reprezentacji Polski.
To nie jest wykluczone.
Czy uważa Pan, że Polacy – mimo wszystkich problemów, na które zwrócił Pan uwagę – mogą jednak pokonać Francuzów? Może istotna będzie tu także sfera mentalna? Nie ma dużych oczekiwań wobec Polaków, wygranie tego spotkania byłby gigantycznym sukcesem. Natomiast dla Francuzów przegranie tego meczu byłoby totalną kompromitacją.
Powiem tak – nawet gdy straciliśmy bramkę w meczu Argentyną, to nic nie mogliśmy zrobić z przodu. Tak może być również w meczu z Francją – że prędzej czy później stracimy bramkę. Czy mamy wówczas coś do zaproponowania? Nie za bardzo. Całość drużyny musi współgrać. To jednak jest jeden mecz, w którym trzeba zrobić maksimum w defensywie, ale po przechwycie piłki musimy być też konkretniejsi. Jeżeli będziemy lepsi pod względem fizycznym od Francuzów, to zniwelujemy ich przewagę umiejętności nad nami.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/624424-wywiad-sokolowski-mam-skrajne-emocje-po-meczu-z-argentyna