Reprezentacja Polski koszykarzy przegrała w Berlinie z wicemistrzem olimpijskim Francją 54:95 (9:15, 9:19, 18:30, 18:31) w półfinale mistrzostw Europy. Był to pierwszy od 1971 roku występ biało-czerwonych w najlepszej czwórce. Polacy w niedzielę powalczą o brązowy medal z Niemcami.
Polska - Francja 54:95 (9:15, 9:19, 18:30, 18:31)
Polska: A.J. Slaughter 9, Michał Michalak 9, Mateusz Ponitka 7, Jarosław Zyskowski 5, Aleksander Balcerowski 5 , Aleksander Dziewa 5, Jakub Garbacz 5, Aaron Cel 3, Dominik Olejniczak 2, Jakub Schenk 2, Michał Sokołowski 2, Łukasz Kolenda 0.
Francja: Guerschon Yabusele 22, Evan Fournier 10, Elie Okobo 10, Vincent Poirier 8, Terry Tarpey 8, Amath M’Baye 8, Thomas Heurtel 7, Rudy Gobert 6, Moustapha Fall 6, Timothe Luwawu-Cabarrot 4, Theo Maledon 3, Andrew Albicy 3.
Wicemistrzowie olimpijscy byli lepsi w każdym elemencie, udowadniając, że od kilku lat są drużyną formatu światowego. Zdeklasowali biało-czerwonych pod tablicami, wygrywają 40:21, trafili 15 rzutów zza linii 6,75 m (Polacy dziewięć), przy skuteczności 58 proc., a za dwa punkty 66 procent (21 z 32). Polacy w tym ostatnim elemencie mieli 31 procent (8 z 26). „Trójkolorowi” mieli też 32 asysty, a Polacy zaledwie 14. Spotkanie w niczym nie przypominało starcia podczas dwóch ostatnich Eurobasketów (2015 i 2017) w fazie grupowej, które zakończyły się minimalną, trzypunktową przewagą koszykarzy znad Sekwany.
Trener Igor Milicic rozpoczął mecz tradycyjną już piątką z A.J. Slaughterem, kapitanem Mateuszem Ponitką oraz Aaronem Celem, Michałem Sokołowskim i Aleksandrem Balcerowskim.
Polacy od początku zderzyli się z twarda i agresywną obroną atletycznych rywali, szczególnie w strefie podkoszowej, ale i indywidualną, bo bardzo ściśle pilnowani byli liderzy Ponitka i Slaughter. To znacznie utrudniało organizację gry.
Pierwsze minuty to trzy straty Francuzów, wymuszone dobrą obroną biało-czerwonych i pierwsze punkty w meczu Polaków (2:0) po wejściu pod kosz Ponitki. Dwie akcje Guerschona Yabusele zawodnika Realu Madryt sprawiły jednak, że Francja prowadziła 5:2 w 5. minucie. Polakom bardzo trudno przychodziło nie tylko znalezienie czystej pozycji do rzutu, ale i konstruowanie akcji. „Trójkolorowi” prowadzili 8:2, 10:6. Slaughter trafił dwa razy zza linii 6,75 m, co pozwoliło zmniejszyć straty do 9:13. Rezerwowi, których trener Igor Milcic wprowadził jeszcze pod koniec pierwszej kwarty, nie radzili sobie tak dobrze jak w ćwierćfinale ze Słoweńcami.
W drugiej części rywale całkowicie zdominowali sytuację na parkiecie, prowadzili 20:9, 27:14. Polscy koszykarze bali się wchodzić pod kosz, gdzie byli „karceni” przez rosłych rywali, w tym Rudy’ego Goberta (Minnesota Timberwolves) jednego z najlepszych obrońców w NBA.
W ataku Polacy nie potrafili znaleźć recepty na Yabusele, który trafiał i za dwa, i za trzy, a w całym spotkaniu miał 9 z 12 rzutów celnych.
Po dwóch kartach Francja prowadziła 34:18, a w połowie trzeciej po rzucie właśnie Yabusele rywale mieli 25 punktów przewagi (48:23). Trzecią kwartę zakończył rzutem zza linii 6,75 m Elie Okobo, najlepszy zawodnik (MVP) finałów ligi francuskiej ostatniego sezonu.
Ten sam zawodnik rozpoczął czwartą część od kolejnego rzutu z dystansu i Francja wygrywała 67:36. Przy tak wysokiej przewadze trenerzy obydwu drużyn dali szansę rezerwowym, ale i tu przewaga wicemistrzów olimpijskich nad podopiecznymi trenera Milicica była ogromna. Rzutowy festiwal z dystansu zawodników Vincenta Colleta (za trzy trafiło aż ośmiu z nich) i dobra obrona zupełnie rozmontowały polski zespół. Pewności w akcjach pod koszem nie miał nawet Balcerowski, a bloki rozdawane przez silniejszych fizycznie koszykarzy obwodowych Francji frustrowały polskich rozgrywających.
Tym razem doping polskich kibiców, którzy pod względem liczby dominowali nad francuskimi, nie pomógł podopiecznym trenera Milicica.
41 punktów to najwyższe zwycięstwo Francuzów od 1959 roku, gdy pokonali 77:35 (42 pkt) drużynę NRD. To jednocześnie najbardziej dotkliwa porażka biało-czerwonych od 1997, gdy ulegli Hiszpanom 61:104.
Francuzi, którzy w grupie w Kolonii przegrali dwa spotkania, z meczu na mecz wyglądają lepiej i mogą czuć się komfortowo przed niedzielnym finałem z Hiszpanami. O złoto będą rywalizować trzeci raz (wcześniej w 2011 - porażka z Hiszpanią i 2013 - wygrana z Litwą).
„Mam nadzieję, że będziemy mieli co świętować w niedzielę”
„Rywale nie dopuścili nas dzisiaj do głosu” - powiedział kapitan zespołu Mateusz Ponitka.
Chcieliśmy, staraliśmy się, ale było widać różnicę poziomu. Jako kapitan zespołu mogę powiedzieć, że daliśmy z siebie wszystko, Francuzi byli jednak na nas gotowi. Byliśmy słabszym zespołem i trzeba sobie to szczerze powiedzieć. Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy, a jeżeli dasz z siebie wszystko, to czego możesz więcej oczekiwać? Po prostu byli lepsi i to nie podlega żadnej dyskusji
— przyznał Ponitka.
Od pierwszej minuty było widać, że „Trójkolorowi” zupełnie inaczej podeszli do rywalizacji niż do poprzednich spotkań w fazie pucharowej. Z koncentracją i zdecydowanym naciskiem w obronie.
Wiedzieli od samego początku, że jeżeli pozwolą nam się rozkręcić, to może się to tak samo dla nich skończyć jak w przypadku Ukrainy czy Słowenii. W ogóle nie dopuścili nas dzisiaj do głosu. Kompletnie zmienili obronę. Spodziewaliśmy się czegoś zupełnie innego. Byli przygotowani na moje penetracje i zagrania A.J. Slaughtera. Ciężko było nam rywalizować z drużyną obdarzoną tak dużą liczbą talentów, połączonych ze świetnym atletyzmem i doświadczeniem
— skomentował lider biało-czerwonych.
W piątkowym meczu żaden z podopiecznych trenera Igora Milicica, podobnie jak w przegranym grupowym meczu z Finlandią w Pradze, nie uzyskał dwucyfrowej zdobyczy punktowej. Najwięcej - po dziewięć - zdobyli A.J. Slaughter, który przekroczył w piątek 1000 pkt uzyskanych dla reprezentacji (ma ich 1002) oraz Michał Michalak. Ponitka w 27 minut zanotował siedem punktów, zbiórkę, dwie asysty, przechwyt i cztery straty. Był to jego pierwszy mecz w turnieju, w którym miał mniej niż pięć decydujących podań.
W pierwszej połowie na dobrą sprawę nie mieliśmy wielu otwartych pozycji do rzutu z dystansu. Ja też próbowałem je kreować dla siebie oraz chłopaków, ale Francuzi byli dziś nie do ruszenia. Rudy Gobert to jeden z najlepszych obrońców świata. Nie przez przypadek trzy razy został najlepszym obrońcą ligi NBA. Musieliśmy w tym spotkaniu szukać swoich okazji, ale nie jest łatwo grać z takim zespołem, w którym połowa ludzi występuje w NBA, a druga połowa w czołowych klubach Euroligi. Nadal potrzebujemy jednak jeszcze jednego zwycięstwa w turnieju
— dodał.
Ponitka zapewnił, że zespół nadal będzie walczył o cel, jaki sobie postawił po awansie do czołowej czwórki - medal mistrzostw Europy.
Udało nam się rozegrać świetne zawody w ćwierćfinale ze Słowenią. Każdy z zawodników zagrał chyba powyżej oczekiwań swoich i wszystkich wokół. Niestety, Francuzi byli na nas bardzo dobrze przygotowani. Nie możemy być szczęśliwi po tak wysokiej porażce, ale nie możemy też zwiesić głów. Zebraliśmy cenne doświadczenie. Kolejne spotkanie w mistrzostwach Europy jeszcze przed nami. Przed półfinałem powiedzieliśmy sobie w szatni, że mamy dwa mecze do końca, musimy przynajmniej raz wygrać. To jest nasz nadrzędny cel
— zaznaczył.
Spotkanie Polski z Francją obejrzało 11 563 widzów (wieczorny mecz gospodarzy z Hiszpanią - komplet 14 073). Kibice biało-czerwonych dopisali w Berlinie i stanowili większość na trybunach Mercedes Benz Areny w trakcie pierwszego spotkania. Nie wszyscy zjeżdżający do stolicy Niemiec z różnych zakątków kraju spodziewali się zwycięstwa Polaków, ale pojawili się tu, by - jak mówili przed meczem - podziękować koszykarzom za dotychczasową postawę.
Cieszymy się bardzo, że kibice dopisali i w dużej liczbie dotarli na mecz. Bardzo im za to dziękujemy. Mam nadzieję, że będziemy mieli co świętować w niedzielę. Na pewno znów damy z siebie wszystko
— zakończył kapitan reprezentacji, który w barwach narodowych rozegrał 144 mecze i zdobył 1529 punktów.
W finale zagrają Francuzi z Hiszpanami
Koszykarze Hiszpanii, mistrzowie świata, pokonali w Berlinie Niemcy 96:91 (27:24, 19:27, 19:20, 31:20) w drugim półfinale mistrzostw Europy i awansowali po raz 10. do finału. Zmierzą się w nim w niedzielę z Francją, która wygrała z Polską 95:54.
Spotkanie było bardzo wyrównane i zacięte. Lepiej rozpoczęli Niemcy, prowadzili 8:2, ale mistrzowie globu odrobili straty i po 10 minutach wygrywali 27:24. W drugiej kwarcie rzuty za trzy punkty najbardziej doświadczonego na parkiecie 37-letniego Rudy’ego Fernandeza (mistrz świata 2006, dwukrotny wicemistrz olimpijski 2008, 2012 i trzykrotny mistrz Europy 2009, 2011 i 2015), prowadzili 33:24. Pod koniec tej odłosny sytuacja się zmieniła i po 20 minutach gospodarze prowadzili 51:46.
Niemcy mieli już 10 punktów przewagi w trzeciej części (71:61), ale doświadczony szkoleniowiec Hiszpanów Sergio Scariolo, mimo odmłodzonego składu drużyny, wybrnął z tej trudnej sytuacji i już na początku czwratej kwarty, po rzucie Alberto Diaza, przewaga Niemców stopniała do trzech punktów (71:68).
Hiszpanie grali mądrze, ich poczynanianmi kierował naturalizowany Amerykanin Lorenzo Brown i to jego punkty decydowały w końcówce. Mistrzowie świata ograniczyli też poczynania liderów Niemców, w tym Dennisa Schroedera, w najważniejszych momentach. W 33. minucie był remis 77:77, a w kolejnych Brown i koledzy uzyskali przewagę dzięki twardej obronie i kontrom. Prowadzili 88:80 na 36 sekund przed końcem. Dwa rzuty za trzy punkty Maodo Lo pozwoliły gospodarzom zmniejszyć straty, ale faulowani taktycznie rywale nie mylili się z linii rzutów wolnych.
Najwięcej punktów dla Niemiec zdobyli Schroeder - 30 (miał także 8 asyst), Andreas Obst - 15, Franz Wagner - 15. W drużynie Hiszpanii najskuteczniejszymi byli Lorenzo Brown - 29 (i 6 asyst), Willy Hernangomez - 16, Juancho Hernangomez - 13.
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/614632-polacy-przegrali-w-polfinale-z-francuzami-powalcza-o-braz