W trwających obecnie mistrzostwach Europy EuroBasket 2022 nasi reprezentanci sprawiają, że serca polskich kibiców koszykówki napełniają się optymizmem. Oczywiście, mecze pokroju tego z Serbią pokazują nam miejsce w szeregu, ale po fatalnych eliminacjach mistrzostw świata 2023 i wielu latach posuchy wydaje się, że basket nad Wisłą zaczyna wracać na właściwe tory. Czy europejski czempionat będzie trampoliną do uzyskiwania w przyszłości wyników przywołujących wspomnienia sprzed pół wieku, kiedy Polska zdobywała medale na międzynarodowych turniejach? Za wcześnie ferować wyroki, ale EuroBasket pozwala patrzeć w przyszłość z umiarkowanym optymizmem.
Umówmy się – Polska nigdy nie była światowym ani europejskim potentatem w dziedzinie koszykówki. Te role spełniali Amerykanie, Hiszpanie, Serbowie, Argentyńczycy, Rosjanie, Litwini, Francuzi, Słoweńcy, Grecy czy Chorwaci. To w tych reprezentacjach skrzy się od gwiazd występujących w NBA. Wystarczy wspomnieć, że po parkietach mistrzostw Europy biega dwóch najlepszych w ostatnich latach zawodników amerykańskiej ligi – Serb Nikola Jokić grający w barwach Denver Nuggets i Grek Janis Andetokunmbo z Milwaukee Bucks. Polaków w NBA było łącznie trzech: największą karierę zrobił rzecz jasna Marcin Gortat, który z Orlando Magic zdobył w 2009 roku wicemistrzostwo, ponadto na amerykańskich parkietach na początku XXI wieku dali się zauważyć Maciej Lampe i Cezary Trybański. W czerwcu w drafcie NBA, z wysokim dziewiątym numerem, został wybrany Jeremy Sochan. Urodzony w Oklahomie 19-latek, którego matka jest Polką i byłą koszykarką, uznawany jest za wielki talent i w seniorskiej reprezentacji Polski wystąpił już przed rokiem. Teraz będzie miał szansę pokazać się z najlepszej strony w barwach San Antonio Spurs i jednocześnie znacząco wzmocnić potencjał narodowego zespołu. Niestety, na EuroBaskecie go zabrakło, bo wspólnie z trenerami podjął decyzję o koncentracji na przygotowaniach do sezonu ligowego. To oczywiście nic straconego, bo Sochan jest graczem perspektywicznym, z którego pociechę Polska będzie miała jeszcze przez długie lata.
Swój udział w wielkich turniejach Polska zaczęła z wysokiego „C”. Jeszcze przed wojną zespołowi prowadzonemu przez wszechstronnego trenera Walentego Kłyszejko udało się zająć czwarte miejsce na igrzyskach olimpijskich w Berlinie oraz wywalczyć trzecie miejsce na mistrzostwach Europy w Kownie, zresztą podobny sukces osiągnęła żeńska reprezentacja na turnieju w Rzymie. Wówczas podporą kadry był Paweł Stok, uważany wówczas za jednego z najlepszych zawodników Europy (zresztą na mistrzostwach kontynentu 1946 dostał nagrodę MVP dla najbardziej wartościowego zawodnika). Po wojnie polska koszykówka długo wracała na odpowiednie tory, a jej renesans przypadł na lata 60. To wtedy udało się cztery razy z rzędu zagrać na igrzyskach i zająć najwyższe w historii, piąte miejsce na mistrzostwach świata. Ale przede wszystkim Polacy zostali wicemistrzami Europy w 1963 roku – to rezultat, którego już nigdy potem nie udało się powtórzyć. Turniej rozgrywany w Hali Ludowej we Wrocławiu zakończył się zwycięstwem Związku Radzieckiego, dla którego było to jedno z czternastu tytułów mistrza Europy, a Polacy musieli w finale uznać niekwestionowaną sportową wyższość wielkiego imperium. W drużynie legendarnego trenera Witolda Zagórskiego, który prowadził kadrę przez czternaście lat, brylował Mieczysław Łopatka, który z 236 występami jest rekordzistą jeśli chodzi o występy w reprezentacji, oraz Janusz Wichowski, legenda warszawskich Polonii i Legii. Polacy prowadzeni przez Zagórnego zdobyli dwa i cztery lata później jeszcze brązowe medale mistrzostw Europy, a w kolejnych dwóch edycjach czempionatu zajmowali czwarte miejsce.
Takich wyników nigdy nie udało się powtórzyć, choć w kolejnych latach pojawiali się w polskich szeregach znakomici zawodnicy pokroju Edwarda Jurkiewicza (najlepszy strzelec w historii reprezentacji i najlepszy strzelec Mistrzostw Europy 1971), Dariusza Zeliga (rekordzista pod względem występów w kadrze na równi z Łopatką), Eugeniusza Kijewskiego (najlepszy strzelec w historii polskiej ligi) czy Mieczysława Młynarskiego (dwukrotny najlepszy strzelec mistrzostw Europy 1979 i 1981). Lata 90. były okresem wielkiej popularności koszykówki na fali fascynacji NBA i postacią Michaela Jordana oraz dominacji Śląska Wrocław na krajowym podwórku z Adamem Wójcikiem czy Maciejem Zielińskim w składzie. Natomiast XXI wiek przyniósł czasy świetności klubów z Sopotu, Gdyni, Zielonej Góry, Zgorzelca, Torunia czy Ostrowa Wielkopolskiego. Większymi sukcesami niż koszykarze mogą się pochwalić ich koleżanki – brązowy medal mistrzostw Europy 1968 oraz dwa wicemistrzostwa kontynentu z rzędu w 1980 i 1981 roku były preludium do wielkiego sukcesu, jakim było zdobycie mistrzostwa Europy w 1999 roku w Katowicach. Drużyna z Małgorzatą Dydek czy Krystyną Szymańską-Larą w finale pokonała Francuzki. W kolejnych latach, pomimo eksplozji talentu Agnieszki Bibrzyckiej (najlepsza koszykarka Europy 2003) czy Eweliny Kobryn (czwarta Polka w amerykańskiej WNBA, po Dydek, Szymańskiej-Larze i Bibrzyckiej), reprezentacji daleko było do osiągnięć z XX wieku. Kobiece kluby mogą też pochwalić się dobrymi osiągnięciami w Eurolidze, czyli koszykarskim odpowiedniku piłkarskiej Ligi Mistrzów: aż osiem razy dochodziły do czołowej czwórki, a w 1970 roku Wisła Kraków zdobyła wicemistrzostwo. Wśród męskich klubów wciąż największym sukcesem pozostaje osiągnięcie TOP 4 przez Lecha Poznań i Polonię Warszawa na przełomie lat 50. i 60.
Dziś koszykówka nie jest w Polsce sportem rozpalającym tak mocno wyobraźnię jak jeszcze dwadzieścia lat temu. Jej popularność nie może się równać z piłką nożną czy siatkówką, ale przecież wciąż polskie osiedla są pełne boisk z koszami, na które co dzień mogą zaglądać młodzi adepci tego niezwykle widowiskowego sportu. Żeby zachęcić do wstąpienia w ich szeregi, reprezentacja musi wskazać drogę i odzyskać serca kibiców. Czy EuroBasket 2022 to właśnie ten moment? Już mistrzostwa globu z 2019 roku były jaskółką, wszak zajęcie przez Polskę ósmego miejsca na świecie to naprawdę solidny wyczyn. Nie warto wierzyć w cuda, ale przecież nawet dojście do ćwierćfinału będzie rezultatem, którego nie udało się uzyskać od szalonych lat 90., kiedy o karierze w NBA marzył niemal każdy nastolatek. Mając w składzie doświadczonych Mateusza Ponitkę i Michała Sokołowskiego oraz piekielnie utalentowanych Aleksandra Balcerowskiego czy, w perspektywie, Jeremy’ego Sochana, można być dobrej myśli. Warto wreszcie zapisać nowe piękne karty w historii polskiej koszykówki, bo przecież ile można żyć sukcesami sprzed dekad?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/613700-wspaniali-polscy-sportowcy-koszykowka