Dziś wyjątkowo, pierwszy i ostatni raz, nie o polityce. A o prywatnej, drobnej pasji, która interesują się też setki tysięcy moich rodaków. O Idzie Świątek i jej przyszłości.
Żadna z dotychczasowych porażek Igi Swiątek nie zabolała fanów polskiego tenisa, jak ta wczorajsza w turnieju US Open w Nowym Jorku, w meczu czwartej rundy ze Szwajcarką Belindą Bencic. Myślę, że i naszą młodą, ale przecież ze sporym już doświadczeniem zawodniczkę, do dziś ogarnia zgryzota i będzie jej doskwierała jeszcze czas jakiś. Oby jak najkrócej. Zakładam, czego jestem niemal pewien, że dla samej Igi Świątek i jej obecnego obozu szkoleniowego to, co wydarzyło się w tym pojedynku, będzie gorzką, ale w przyszłości owocująca w pożytki lekcją.
Ci, którzy oglądali na żywo spotkanie mistrzyni Rolanda Garosa z 2020 roku Igi Świątek z tegoroczną złotą medalistką z Tokio Belindą Bendic wiedzą, że decydującym fragmentem meczu był tie-break pierwszego seta. Spotkałem komentarz zatytułowany „Kosmiczny mecz Igi Świątek”. W pełni się z tą oceną zgadzam. Sam otwierałem oczy ze zdumienia, jak fantastyczną formę psychiczną i jak doskonały tenis pokazała nasza zawodniczka w ostatniej fazie pierwszego seta. Zapowiedzią wzrostu poziomu gry Igi Świątek i jej odporności był już środkowy etap tego seta, kiedy po pierwszym przełamaniu świetnie grająca Belinda Bencic prowadziła 2:0 i cały czas utrzymywała jednopunktową przewagę aż do piątego gema. Do tego momentu wielkość Igi Świątek sprowadzała się do tego, aby nie pozwolić rywalce odskoczyć na dwa punkty, bo to praktycznie – przy dobrze grającej do tej pory Belindzie Bencic - przesądzałoby wygranie przez nią seta.
Muszę przyznać, że często była to walka heroiczna ze strony Igi Świątek i co cieszyło - udana. Widać było jak z każdym gemem powoli, ale systematycznie zaczyna powiększać się jej dominacja na korcie. Wreszcie Iga Świątek uzyskała swój cel, o który walczyła od pierwszego przegranego przez siebie gema. Najpierw, przy serwisie przeciwniczki doprowadziła do wyrównania na 5:5, a następnie wyszła na prowadzenia 6:5 i przy serwisie Belindy Bencic miała piłkę setową. Niestety, nie udało się i doszło do tie-breakowej dogrywki.
I tu właśnie pojawiają się te momenty najbardziej bolesne. Dlaczego? Gdyż Iga Świątek miała kilka okazji, aby wygrać tego tie-breaka. Na początek wyrobiła sobie przewagę 5:2, co wróżyło jej sukces w tym secie, gdyż dwie wygrane piłki dzieliły ją od zwycięstwa. I znowu, niestety, Bencic doprowadziła do wyrównania, a w końcowej fazie tie-breaka to jedna, to druga uzyskiwała przewagę, kiedy wygrana jednej piłki dawała zwycięstwo seta. Każda z nich miała po cztery takie piłki. Wreszcie Belinda Bencic wykorzystała piątą okazję. I to zakończenie, przy tak równej walce, przeważyło o wyniku drugiego seta i całego meczu.
Oczywiście to, co powiem jest tylko pewnym założeniem. Jak się wydaje, graniczącym z pewnością. Gdyby tie-break zakończył się pomyślnie dla Igi Świątek, wygrała kolejny set i to ona zameldowała by się w ćwierćfinale turnieju. Tam trafiłaby na 18-letnią reprezentantkę Kanady, z pochodzenia Rumunkę, która zakwalifikowana do turnieju głównego poprzez wstępne eliminacje, zaszła tak wysoko. Jednakże klasa Igi Świątek, sytuowałaby ją w roli faworytki, z otwartą drogą do czwórki najlepszych tenisistek turnieju. I to byłoby właściwe miejsce dla Igi Świątek, odzwierciedlające na chwilę obecną jej prawdziwe umiejętności. Pokazała je właśnie w spotkaniu z Belindą Bencic.
Czemu więc to się nie udało? To kluczowe pytanie. Moim skromnym zdaniem, odpowiedź zawiera się w jednym słowie – koncentracja. W języku polskim - skupienie. Mnie bardzie podoba się słowo - zintegrowanie. Połączenie reakcji fizycznej i umysłowej, współdziałających ze sobą w pełnej harmonii w ułamku sekundy. Bo taki w tenisie – na najwyższym poziomie - jest czas reakcji.
Jestem tylko skromnym amatorem tenisa, oglądającym cztery wielkoszlemowe turnieje – otwierający rok - Australian Open, obydwa europejskie i zamykający rok - US Open. Na inne imprezy tenisowe szkoda mi po prostu czasu.
Po raz pierwszy w życiu zabieram publicznie głos na temat tenisa, bo być może od wielu dekad nie mieliśmy w Polsce tak utalentowanej zawodniczki tej dyscypliny. Co równie ważne, niezwykle sympatycznej, dobrze ułożonej – w głowie – dziewczyny ze sporym poczuciem humoru.
Zahamować niepokojący proces
Bez żadnej emfazy mógłbym powiedzieć, że jest ciągle nieoszlifowanym diamentem polskiego sportu. Martwi mnie troszkę to, że widzę pewien zastój w rozwoju sportowym tego diamentu. A może nawet, ale tu wzywam na pomoc specjalistów, choćby Wojciecha Fibaka, niewielkiego regresu. Jeśli tak, to najwyższy czas, by ten niepokojący proces zahamować. I wrócić na drogę w najjaśniejszych gwiazdach pisanych dla Igi Świątek. Jak to zrobić, pozostawiam mądrzejszym, prawdziwym znawcom, najbliższej rodzinie i jej samej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/565426-zintegrowanie-umyslu-z-reka-igi-swiatek