Odejście z Realu Madryt nie musi oznaczać trenerskiego końca „The Special One”. Kariera Mourinho to istna przeplatanka dobrych momentów i niepowodzeń.
Trener wszedł do ścisłej światowej czołówki szkoleniowej za sprawą znakomitych wyników jego podopiecznych z FC Porto. Portugalczycy zdobyli m.in. Puchar UEFA w 2003 r., a w następnym sezonie - zupełnie niespodziewanie - zawojowali Champions League. Przed zdolnym i stosunkowo młodym szkoleniowcem otworzyły się wrota do europejskich gigantów.
Ostatecznie tajemniczy szkoleniowiec stał się priorytetem dla właściciela Chelsea Londyn Romana Abramowicza, który nie skąpił pieniędzy na swoją nową zabawkę w postaci klubu przy Stamford Bridge. Pobyt Mourinho w Londynie był niezwykle owocny. Dwa mistrzostwa Anglii, dwa Puchary Ligi Angielskiej, Puchar Anglii... „The Blues” bezapelacyjnie rządzili na krajowych boiskach. Z powodzeniem walczyli również w Lidze Mistrzów. Powodzenie to jednak za mało, aby zadowolić Romana Abramowicza. Dwie edycje Champions League zakończone na półfinale i niepowodzenia na początku następnego sezonu skończyły cierpliwość szastającego pieniędzmi rosyjskiego biznesmena. Mourinho musiał szukać pracy.
Mogłoby się wydawać, że to na kilka lat ochłodzi jego strategiczny umysł. Nic bardziej mylnego. Przeprowadzka do Mediolanu i podjęcie się zadania odbudowy potęgi Interu, były zajęciem ryzykownym, ale stanowiły znakomity dowód, że przydomek „The Special One” jest – jak najbardziej – zasłużony. Dwa mistrzostwa Włoch, Puchar Włoch i wielki triumf w finale Ligi Mistrzów w 2010 roku pokazały, że Abramowicz bardzo pomylił się co do fenomenalnego Portugalczyka.
Nic więc dziwnego, że informacja o przenosinach Mourinho na Santiago Bernabeu zelektryzowała miliony kibiców, nie tylko „Królewskich”. Na nowo odżyły nadzieje na pasjonującą rywalizację FC Barcelony z klubem ze stolicy Hiszpanii. Emocji rzeczywiści nie brakowało, choć czasami więcej było ich poza boiskiem (niestety Mourinho odgrywał tu kluczową rolę). Mistrzostwo Hiszpanii i Puchar Króla wydają się jednak dosyć skromnym osiągnięciem w stosunku do oczekiwań, jakie wiązano z nastanie „epoki Mourinho”, jak szumnie określono przybycie do Madrytu „The Special One”. Być może obraz jego pracy byłby zupełnie inny, gdyby nie tegoroczna porażka w półfinale Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund. Fani „Królewskich” oczekiwali, że ich ulubieńcy powetują sobie ubiegłoroczne niepowodzenie na tym samym etapie rozgrywek i rozbiją w pył niemieckiego kopciuszka. Tym razem Mourinho dopadło inne przekleństwo, w dodatku z Polski – Robert Lewandowski.
Według doniesień medialnych, Mourinho ponownie wyląduje na Stamford Bridge. Podobno sam Roman Abramowicz już dawno zapomniał o nieszczęśliwych półfinałach i to właśnie w „The Special One” widzi jedyną osobę, z którą klub ponownie może dotrzeć do piłkarskiego raju. W końcu portugalski szkoleniowiec dał się poznać jako spec od zadań specjalnych...
Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/55560-co-dalej-mr-mourinho
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.