Największe europejskie kluby, głównie angielskie, hiszpańskie i włoskie ogłosiły, że chcą stworzyć Superligę - nowy system rozgrywek, w którym niemal bez przerwy rywalizowaliby ze sobą wyłącznie najbogatsi i najlepsi. Pozostali mieliby iluzoryczne szanse dostania się do tej elity, choćby na chwilę. Bo założenie jest takie, że 15 klubów na 20 uczestniczących miałoby coś w rodzaju stałych licencji, i nie mogłyby zostać zdegradowane. Ich udział w rozgrywkach nie wiązałby się więc z koniecznością zajmowania czołowym miejsc w ligach narodowych, tak jak to dzieje się w przypadku obecnej Ligii Mistrzów. Kluby założycielskie nie mogłyby też z Superligi zostać zdegradowane. Miałyby w niej miejsce na co najmniej 23 lata. Jak to celnie ujął Ander Herrera, pomocnik Paris Saint-Germain:
„Zakochałem się w publicznie dostępnej piłce nożnej, futbolu dla fanów, w marzeniu o ujrzeniu drużyny najbliższej mojemu sercu w starciu z najlepszymi. Jeśli ta Superliga stanie się faktem, to będzie koniec tych marzeń, koniec nadziei kibiców zespołów, które nie są gigantami, na zwycięstwa na boisku w rozgrywkach na najwyższym poziomie. Kocham piłkę i nie mogę tego przemilczeć. Wierzę w rozwiniętą Ligę Mistrzów, ale nie w to, żeby bogaci kradli coś, co stworzyli ludzie, czyli nic innego jak najpiękniejszy sport na tej planecie”.
Pod zapowiedzią powołania Superligi podpisy złożyli przedstawiciele największych potęg. Na liście Manchester United, Juventus Turyn, Real Madryt, Liverpool, Manchester City, Chelsea Londyn, Arsenal Londyn, Tottenham Hotspur, Barcelona, Atletico Madryt, AC Milan i Inter Mediolan. Propozycję odrzuciły kluby francuskie i niemieckie. Na razie.
Przez Europę przetacza się fala oburzenia. Protestuje nie tylko EUFA, ale także trenerzy, piłkarze, media, kibice, biedniejsze kluby oraz politycy. Stawka jest rzeczywiście ogromna. Jeśli projekt przejdzie, zawali się cały system europejskiej piłki nożnej. I co prawda niemal każdego dnia będziemy mogli oglądać mecze z udziałem wspaniałych drużyn, ale to już będzie coś innego. Aktorzy będą ciągle ci sami, bogatsi staną się jeszcze bogatsi, a biedniejsi jeszcze słabsi.
Sprawa jest jednak także ciekawa. Czy można uznać, że świat po pandemii będzie ewoluował w tę właśnie stronę? Czy czeka nas, przynajmniej w niektórych obszarach, jeszcze większa globalizacja i komercjalizacja? Bo choć o Superlidze mówiono od dawna, to nieprzypadkowo ogłoszono jej powołanie właśnie teraz, w czasie, gdy w klubowych budżetach pojawiły się nieplanowane dziury. I gdy doszedł do tego niepokój prezesów, związany z malejącą, choć wciąż wysoką, popularnością piłki nożnej wśród najmłodszych pokoleń.
Przeciwko Superlidze wypowiedział się już premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, który zapowiedział, że może zrzucić „legislacyjną bombę”, by zapobiec rozłamowi:
„Rozważamy różne opcje, chcemy zbadać absolutnie każdą możliwość, wraz z piłkarskimi władzami, aby sprawić, że to nie dojdzie do skutku w proponowanej obecnie formie. Na tym etapie niczego nie wykluczamy”.
Również prezydent Francji Emmanuel Macron jest przeciw:
„Prezydent z zadowoleniem przyjmuje stanowisko francuskich klubów, które odmówiły udziału w projekcie europejskiej Superligi, który zagraża zasadom solidarności i sportowych osiągnięć”.
Szykuje się więc bardzo interesujące, wręcz pasjonujące zderzenie poirytowanej kryzysem globalizacji oraz starej Europy. Zdaniem ekspertów, trudno dziś przewidzieć wynik tej batalii. Ale nie można wykluczyć, że to w tę stronę pożegluje post-pandemiczny świat. Choć na razie nadzieja jeszcze nie umarła: poza autorami pomysłu nie popiera go niemal nikt.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/547835-czy-po-pandemii-swiat-czeka-jeszcze-wieksza-komercjalizacja