Mrówkojad z niejadalnej czekolady, w ciemnych okularach „na Jaruzela” – oto symbol III RP. Państwa stworzonego dla wąskiej grupy ludzi przez jeszcze węższą grupę ludzi na drodze szemranego dilu w odgrodzonej od reszty świata willowej dzielnicy.
Chciałbym doprawdy dołożyć i swoją cegiełkę do wszechogarniającego śmiechu nad iwentem z 2 maja, który odbył się na Krakowskim Przedmieściu, pod auspicjami pą prezydęta wraz ze świtą et concortes. Szczerze chciałbym, ale na miły Bóg ile można? Cała ta akcja z orłem, który (jeszcze) może raczej mnie smuci niż bawi i jest ona wyjątkowo symptomatyczna dla tego państwa.
Różowy 2 maja stał się bowiem wielkim świętem klasy dojącej – III RP, tak jak i PRL, nie jest żadną „wolną Polską” o którą walczyły pokolenia, tylko raczej ojczyzną „towarzysza Szmaciaka” z dzieła Szpotańskiego. Oto bowiem państwo powstałe nie po to, aby być podporą dla jego obywateli, dające im możliwość realizacji swych aspiracji życiowych, gwarantujące im szanse rozwoju, ochrony ich dobra osobistego i szczęścia. Nie. Państwo jest dla zwykłego obywatela kagańcem, zaś dla kasty wybranych jest to z kolei (jak określa Rafał Ziemkiewicz) pardon my French – wielki cyc.
Szmaciak postrzegał państwo jako wielką machinę ssąco-trawiącą i cały swój czas poświęcał na to, jakby tu wykombinować by w „ten państwowy system rurek swój prywatny wkręcić kurek”. Podobnie sprawa wygląda i dziś i mieliśmy tego przykład jaskrawo wyraźny 2 maja – oto zorganizowano wielkie wydarzenie finansowane z pieniędzy podatników, przy wsparciu gazety, także solidnie z naszych podatków wspieranej (zerknijta kto się u nich reklamuje), które miało być jednym wielkim festynem odporu wobec ponuractwa i pesymizmu. Wojsko zrzucało ulotki mające uświadomić obywatelowi jak jest fajnie, Tomasz Nałęcz ubrał na wizji różowe okulary no i oczywiście ukoronowaniem wszystkiego był wielki pseudoorzeł z czekolady, plus połowę tłumu stanowili urzędnicy warszawskiego magistratu – jedni z beneficjentów obecnego systemu, ci, którzy właśnie w system rurek już zdołali wkręcić własne kurki i ich tak łatwo nie puszczą.
Ale w moim przekonaniu najbardziej symbolicznym ujęciem był ostatni akord wielkiego święta klasy dojącej – otóż po tym jak wojsko zrzuciło już tony ulotek (mających uświadomić nam jak jest fajnie i w ogóle) warunkiem skosztowania rzeczonego czekoladowego orła było… oddanie jak największej liczby ulotek! Widzieli to Państwo? Nasi rodacy niemal na klęczkach zbierający z ziemi pomięte, brudne ulotki, odnoszący całe reklamówki tej makulatury tylko po to by ostatecznie dowiedzieć się, że kawałka orła i tak nie dostaną, bo niejadalny.
Czyż to ujęcie nie jest symboliczne? I czyż nie ukazuje nam, jak na naszych oczach z Dnia Flagi uczyniono wielkie święto klasy dojącej?
Arkady Saulski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/54095-swieto-klasy-dojacej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.