„Muszą być dwa scenariusze. Jeden – zdobywamy pięć punktów w tych trzech meczach eliminacji do Mistrzostw Świata, wszystko jest w porządku, jedziemy na Mistrzostwa Europy. Drugi – nie wychodzą nam mecze z Węgrami i z Anglią, wtedy musi nastąpić trzęsienie ziemi, bo na Euro pojedziemy jako chłopcy do bicia. A nawet nie tyle trzęsienie ziemi, co po prostu zmiana selekcjonera” - mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl legendarny bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski Jan Tomaszewski.
wPolityce.pl: Umówiliśmy się na rozmowę o reprezentacji Polski, ale nie mogę pominąć najgorętszego tematu ostatnich dni. W czym Robert Lewandowski był w tym roku lepszy od Cristiano Ronaldo i Leo Messiego?
Jan Tomaszewski: W niczym nie był lepszy. Po prostu Robert zasłużył na to już kilka lat wcześniej i całe szczęście, że sprawiedliwości stało się zadość. Wtedy, kiedy Robert strzelał te cztery bramki Realowi, kiedy pobił rekord Guinessa zdobywając pięć bramek w ciągu kilku minut, kiedy był królem strzelców eliminacji do mistrzostw świata, Europy – już wtedy Robert powinien dostać nagrodę dla najlepszego piłkarza na świecie. Niestety przegrał z reklamą. Przegrał z reklamą na chipsach. Dla mnie jest to chore głosowanie „France Football” i FIFA. Dlaczego? Dlatego, że głosują kapitanowie drużyn, trenerzy i dziennikarze ze wszystkich państw na całym świecie. I niestety trener Pernanbuco ma taki sam głos jak trener czy kapitan reprezentacji Francji. A ci z Pernanbuco, Hula-Gula nie mają zielonego pojęcia, gdzie jest Europa. A co dopiero, kto w tej Europie gra. O czym oni mają pojęcie? Patrzą na chipsy i widzą tam kogo? Ronaldo i Messiego. Ponieważ są na reklamach, to znaczy, że są najlepsi, więc na nich głosują. Niejednokrotnie mówiłem i optowałem za tym, że Europa powinna mieć 60 proc. wybieralności, a pozostałe po 10 proc. W Europie są najlepsze drużyny na świata, najlepsi zawodnicy, najlepsi trenerzy. Na jakiej podstawie ktoś z Pernanbuco ma taki sam głos jak kapitan reprezentacji Francji, Hiszpanii czy Anglii? Ale tak się dzieje. A teraz jedno pytanie do pana. A na jakiej zasadzie w finałowej trójce w tym roku był Messi i Ronaldo?
Chyba z przydziału.
Z jakiego przydziału? Niech pan nie żartuje. Przecież to powinien być wybór. O Lewandowskim zrobiło się głośno na całym świecie, kiedy ci tchórze z „Fance Football” przestraszyli się pandemii, bo liga francuska wcześniej skończyła, więc Mbappe i Neymar nie mieliby szans, i zrobili plebiscytu. Wtedy na całym świecie zrobiła się afera. Wszyscy zaczęli się dopominać Roberta Lewandowskiego i to była prawdziwa reklama sportowa. W związku z tym Robert wygrał. Messi – za co? Za to, że rozwalił Barcelonę, że zachowywał się jak rozkapryszone dziecko – to odchodzi, to nie odchodzi itd.? Barcelona w tej chwili cieniuje. Ronaldo oczywiście strzelał bramki, ale Juventus daleko nie zaszedł. Uważam, że taki Mbappe czy nawet Neymar, który jest trochę pajacowaty, ale bardziej zasłużyli niż Ronaldo czy Messi.
Historia tych plebiscytów pokazuje, że często przepustką do zwycięstwa jest wygrana w lidze mistrzów lub międzynarodowy sukces z reprezentacją. W ostatnich latach to choćby przykład Modricia.
Modrić, który był wicemistrzem świata. Dlatego jeszcze raz podkreślam, bo cały świat widział te mistrzostwa. Mordić wygrał, bo mu się należało. Doprowadził – przepraszam – średnią drużynę do wicemistrzostwa świata. Robert Lewandowski w tym roku – twierdzę to z pełną odpowiedzialnością za słowo, z pełnym poszanowaniem trenera; Muellera; Neuera, który jest najlepszym bramkarzem na świecie – prawie we wszystkich meczach, które doprowadziły Bayern do finału Ligi Mistrzów odgrywał rolę nr 1. Był motorem, sercem tej drużyny. Neuer również miał ten komfort, bo zdawał sobie sprawę, że nawet jeśli puści jedną czy dwie bramki, to Robert jest w stanie strzelić trzy. Robert doprowadził Niemców do finału i musiał to wygrać. W 2013 r. Robert doprowadził, głównie Robert, bo tam było trzech Polaków, przeciętną Borussię Dortmund do finału Ligi Mistrzów. I co? I też nie był doceniony.
Czy jest sens stawiać to pytanie – i na nie odpowiadać – czy Robert Lewandowski jest najlepszym polskim piłkarzem w historii?
Nie ma sensu. Jest to dyskusja o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia. Kaziu Deyna, Zbyszek Boniek też byli na pudle. Byli czołowymi, jednymi z najlepszych piłkarzy na świecie. Robert oczywiście jeśli chodzi o zdobycze, trofea, to chyba jest najlepszy, bo nikt nie zdobył tylu tytułów króla strzelców, tylu rekordów – po prostu rekord za rekordem. To tak, jak dziś bym spytał – czy najlepszy w historii jest Jesse Owens, który w 1936 r. miał na 100 m 10,2 s i wyprzedzał swoją epokę o i kilka ładnych kroków? A dzisiaj amerykański student biega 10,2 s. Czy Pele jest lepszy do Roberta, Messiego? To są inne czasy. Ważne, że w tamtym okresie i Boniek, i Deyna byli jednymi z najlepszych na świecie. Na pewno Robert jest w tej trójce. Ja bym tę trójkę wymieniał po prostu w kolejności alfabetycznej.
Prezes Boniek będzie zadowolony z tej kolejności.
Tak, ale Robertowi życzę tylko jednej rzeczy. Brakuje mu medalu z mistrzostw świata albo Europy.
I tu przechodzimy już do spraw związanych z reprezentacją. Na co stać tę kadrę na mistrzostwach Europy?
Trzeba zacząć od tego, że na mistrzostwa Europy za prezesa Laty, i trenera Smudy ponieśliśmy największą kompromitację w historii polskiej piłki. W najsłabszej grupie zajęliśmy zaszczytne czwarte miejsce. To spowodowało, że byliśmy chyba na osiemdziesiątym miejscu na świecie. Czyli gorzej być nie może. Wszystko zaczęło się od Zbyszka Bońka, kiedy objął fotel prezesa PZPN-u. Wówczas Zbyszek powołał Adama Nawałkę na stanowisko selekcjonera i zaczął się ogromny marsz w górę. Mam ogromną satysfakcję, bo w kuluarach sejmowych rozmawialiśmy na temat Nawałki i Bońka, i powiedziałem wówczas do Cezarego Kucharskiego, który był również posłem, w obecności świadków z komisji sejmowej, że za 2-3 lata będziemy w trzydziestce najlepszych drużyn na świecie. Odpowiedział, że chyba żartuję. I stało się. Adam Nawałka zaczął grać systemem 1-4-4-1-1 i zaczął odnosić nieprawdopodobne sukcesy. Z tej degrengolady wygraliśmy eliminacyjny mecz z Niemcami i później na mistrzostwach Europy, co jest bardzo ważne, graliśmy jak równy z równym z najlepszymi drużynami w Europie. Fakt, przegraliśmy z Portugalią po rzutach karnych, ale graliśmy z późniejszym mistrzem Europy. Gdyby te rzuty karne były na naszą korzyść, to śmiem twierdzić, że mielibyśmy medal. Nie mówię, że złoty, ale na pewno byłby medal.
Wtedy w półfinale czekała mocno osłabiona Walia.
Tak i na pewno mielibyśmy medal. Ale podkreślam – graliśmy jak równy z równym z najlepszymi. Oczywiście przegraliśmy na wyjeździe eliminacyjny mecz z Niemcami 3:1, ale dla mnie ten mecz był lepszy niż zwycięstwo 2:0 u siebie.
To bez wątpienia. W tym wygranym meczu przez 90 minut się broniliśmy.
Brawo, czyli widzi pan – graliśmy jak równy z równym z najlepszymi na świecie. Nie było dla nas przeciwnika, przed którym byśmy padali. Później Adam Nawałka do rosyjskich finałów prowadził zespół bardzo dobrze. Wygraliśmy te eliminacje i stała się tragedia. Adam zaczął filozofować, zmienił system gry i była kompromitacja, a w tamtych mistrzostwach mogliśmy być na miejscu Anglików, bo nasza grupa trafiała na nich. Tu Adam zachował się fatalnie, bo zmienił system w zasadzie podczas mistrzostw. Tego się nie robi. Adam musiał odejść. Zbyszek namaścił Brzęczka, który bez dnia pracy z drużyną, na dzień dobry, przywrócił tej drużynie system 1-4-4-1-1 i w Bolonii, bo przecież nic nie zrobił, praktycznie nie znał tych zawodników, bo to był jego pierwszy mecz, zagrał kapitalne spotkanie. Zostało udowodnione, że jest to ekstra zespół, bo my ten mecz w Bolonii wygraliśmy 1:0, a nie zremisowaliśmy, bo tylko sędzia doprowadził do karnego z kapelusza, który dał Włochom remis. Byliśmy zdecydowanie lepsi. Od tego momentu zaczęła się katastrofa polskiej reprezentacji. Polega ona na tym, że kilku pseudo dziennikarzy, pseudo fachowców zasugerowało zmianę systemu, ponieważ wyskoczył Piątek – byłem wówczas jedynym człowiekiem, który powiedział: przepraszam, a kto to jest Piątek? Oczywiście strzelił kilka bramek w Genui, ale przez tych pseudo dziennikarzy był porównywany, ba, pisano, że jest lepszy od Lewandowskiego. Proszę sobie przypomnieć. Brzęczek dał się złapać na lep. Zaczął grać dwoma dziewiątkami. Był nawet jeden taki przygłup, który powiedział, że powinniśmy grać trzema dziewiątkami i on w pewnych meczach grał trzema dziewiątkami. Przez to zaczęliśmy lecieć w dół, bo została zachwiana proporcja gry na zero z tyłu. A to jest podstawą w piłce nożnej. Przegraliśmy w kompromitującym stylu Ligę Narodów – dwa remisy na wyjazdach i dwie porażki u siebie, gdzie mogliśmy wygrać, gdybyśmy grali tak jak w Bolonii. Zaczęliśmy grać coraz gorzej. Eliminacje do mistrzostw Europy wygraliśmy – to fakt. Ale z kim? Z Austrią.
Dzięki temu, że byliśmy losowani z pierwszego koszyka.
I to jest wielkie zwycięstwo, tak? Prawie połowa Europy jedzie na finały. I co się dzieje? Dzieje się to, że mamy następną Ligę Narodów. Gramy z takimi przeciwnikami, jak w poprzedniej edycji i przegrywamy to w sposób kompromitujący, bo mieliśmy szansę wygrać tę grupę i u nas byłby Final Four. Przecież dwa mecze przed końcem byliśmy na pierwszym miejscu.
Tak, ale zdecydował tu bardziej terminarz i matematyka, bo byliśmy po dwóch meczach z Bośnią i Hercegowiną.
Dobrze, czyli była szansa, prawda? Przed tymi dwoma meczami powiedziałem, że one zadecydują czy naszej reprezentacji i Brzęczkowi jest bliżej do Bolonii, czy do Amsterdamu. W Amsterdamie była kompromitacja. Wprawdzie przegraliśmy tylko 1:0, ale na boisku nie istnieliśmy. Niestety okazało się, że bliżej nam do Amsterdamu. Przegraliśmy te mecze. We Włoszech – to była tragedia. U nas z Holandią była kompromitacja, ale Holendrzy już o nic nie grali, bo wiadomo było, że Włosi wygrają z Bośnią. Zmierzam do tego, że Jurek Brzęczek rozegrał dziesięć spotkań z poważnymi przeciwnikami – cztery z Włochami, po dwa z Portugalią, z Holandią i z Austrią, z czego jeden wygrał w Austrii, cztery zremisował, a pięć w kompromitującym stylu przegrał. Powrócę teraz do dwóch ostatnich spotkań. Gramy mecz z Włochami, mając szanse na pierwsze miejsce w grupie, czyli pan jako trener i ja jako trener wystawiamy na Włochy najlepszy zespół, prawda? To proszę mi wytłumaczyć na jakiej podstawie pan jako selekcjoner w meczu trzy dni później zmienia pięciu zawodników. Co to znaczy? Nie trafił pan z wyjściową jedenastką na Włochy. Poza tym jest jeszcze jedna spraw. Niech pan mi wytłumaczy, jak to jest możliwe, że przeciwko Włochom, to był chyba najsłabszy mecz Brzęczka, grało w naszej drużynie siedmiu „Włochów” [red. Polacy występujący w lidze włoskiej] i ci sami zawodnicy, grając we włoskiej lidze, grają jak równy z równym, a czasem są nawet lepsi od reprezentantów Włoch, a w kadrze jest kompletna degrengolada i kompromitacja? Jak to jest możliwe, że mając najlepsze pokolenie piłkarzy w historii polskiej piłki, nie mamy drużyny? Przecież oni grają w renomowanych klubach, spełniają taktyczne obowiązki i założenia grając w tych klubach, bo w przeciwnym razie byliby wyrzuceni z tych klubów. Dlaczego nie robią tego w reprezentacji? To jest moja i pana wina, prawda? Opieram się na faktach. Oznacza to jedną rzecz – między trenerem, a zawodnikami nie ma tzw. chemii. Oni się nie rozumieją. Tutaj jest moim zdaniem pies pogrzebany. Brzęczek za swojej kadencji grał dwoma, trzema dziewiątkami, trzema defensywnymi pomocnikami, prawym obrońcom na lewej obronie. To jest po prostu patologia. Wówczas powiedziałem Brzęczkowi: jedź do Anglii i wsiądź do samochodu po lewej stronie. To są fakty. Inaczej gra się po prawej, a inaczej po lewej stronie. To był katastrofalny błąd. Sprawa następna. Kto jest pierwszym bramkarzem? Byliśmy i jesteśmy jedyną reprezentacją na świecie, w której co mecz zmienia się bramkarza. To jest karygodne. Mówić o tym, że nie zawalili żadnej bramki, można do przedszkolaków. W tej chwili bramkarz jest nie tylko bramkarzem, ale i ostatnim obrońcą. Gra się z bramkarzami i ci klasowi mają asysty, bo takie jest zawężenie pola gry. U nas tego nie ma. Bramkarz powinien wykorzystać każdą minutę do tego, żeby zagrać się z obroną. Inaczej nogami gra Szczęsny, inaczej Fabiański. W Niemczech jest taki Marc-André ter Stegen, który gra w Barcelonie, a dlaczego Neuer broni w reprezentacji? I co robi prawdziwy selekcjoner? Joachim Löw powiedział, kiedy Neuer był rok kontuzjowany, że jak tylko wyzdrowieje, to będzie numerem jeden w reprezentacji. I tak zrobił. Bramkarz musi mieć tę psychiczną przewagę nad rywalami – musi skupić się na tym, jak strzela Ronaldo czy inni, a nie na tym, żeby wygrać rywalizację ze swoim kolegą z reprezentacji.
Zdaje się, że dziś w kadrze wiemy kto na pewno zagra na maksymalnie 2-3 pozycjach. Reszta to niewiadoma.
Widzi pan. I to jest moja wina i pana, tak? Francuzi, mistrzowie świata, grają systemem 1-4-4-1-1. I z reprezentacją Gibraltaru, i z reprezentacją Niemiec grają w tym samym ustawieniu. Z Gibraltarem ten system gra oczywiście ofensywnie, a z Niemcami bardziej defensywnie. A u nas szuka się kwadratowych jaj. Brzęczek na każde zgrupowanie powołuje po 30 zawodników i zacznie się cyrk przed finałami Mistrzostw Europy, jak będzie trzeba wytypować 23. Powołuje się tylu zawodników, ilu przewiduje protokół, czyli 23. Oczywiście pan czy Brzęczek zaraz powie, że jest pandemia i trzeba powołać więcej. Tak, ale wtedy robi się listę rezerwową. Na zgrupowanie Brzęczek powinien powoływać 23 zawodników i 10 rezerwowych. Nawet przy taktycznym treningu, jak jest 30 zawodników, to co z tą resztą zrobić? Gra się po prostu dwoma jedenastkami. Mam nadzieję, że już skończył z tymi eksperymentami.
Przed nami, jeszcze przed Euro, trzy mecze eliminacji mistrzostw świata.
Tak i gra w tych eliminacjach jest ważniejsza w tym momencie od Mistrzostw Europy! W finałach Mistrzostw Europy już jesteśmy, natomiast jeśli nie awansujemy do Mistrzostw Świata, to mamy cztery lata niebytu. Losowanie eliminacji Mistrzostw Świata było fenomenalne, a jeszcze lepsze było losowanie poszczególnych gier. Słyszę, że nawet Zbyszek Boniek mówi, że interesuje nas drugie miejsce – tu się ze Zbyszkiem nie zgadzam. W czym Anglicy są lepsi od nas? Kto ma lepszego bramkarza, kto ma najlepszą dziewiątkę na świecie? Dla mnie Zieliński jest zdecydowanie lepszy od Sterlinaga. A pozostali pomocnicy, obrońcy są na równi, a niejednokrotnie lepsi od angielskich zawodników. Tylko, że tam jest zespół, jest automatyzm w grze. Każdy zawodnik wie co gra, gdzie gra, tak jak w klubowych drużynach. A u nas jest jeden wielki chaos. Teraz nie dyskutujmy już o Brzęczku, bo tak zadecydował Zbyszek, wziął na siebie odpowiedzialność za to, że Jurek zostaje. Ba! Byłem za Jurkiem, kiedy został nominowany. Myślałem, że ma wszystko – był 12 lat w niemieckiej piłce, bo grał w Austrii, był kapitanem reprezentacji Polski. Niestety do tej pory się nie sprawdził. Jurek zostaje, życzę mu z całego serca, żeby zdobył pięć punktów – oczywiście najlepiej dziewięć, ale to raczej pobożne życzenie, chociaż wszystko jest możliwe – w tych trzech meczach.
A nie siedem?
Nie, pięć punktów wystarczy. Jestem oczywiście za tym, żeby było dziewięć, ale pięć punktów to będzie coś fenomenalnego. Węgrzy są na fali wznoszącej, my na opadającej i tu może być różnie. Drugi mecz to nie jest Andora, tylko trzydniowa przerwa dla tych kluczowych zawodników, bo tego meczu mogą nie grać. A kto to są w tej chwili Anglicy? Proszę mi powiedzieć, jak Anglicy wypadli w Lidze Narodów. Pierwsze miejsce zdobyła Belgia, drugie Dania, a Anglia trzecie. A czym my się różnimy od Duńczyków? Mamy się od razu poddać? Duńczycy się nie poddali. Jeszcze raz mówię – zawodników mamy lepszych, nie mamy drużyny.
Jest szansa, że mecz z Anglią na wyjeździe będzie dla kadry Brzęczka tym, czym dla reprezentacji Beenhakkera był mecz z Portugalią w Chorzowie, a dla drużyny Nawałki z Niemcami na Narodowym?
Nie tylko widzę szansę, ale widzę realną szansę. Mamy najlepszego piłkarza świata, mamy zawodników, którzy grają w dobrych klubach. Jeśli będzie pięć punktów, to inaczej jedziemy na Mistrzostwa Europy. Ta drużyna uwierzy w siebie. I tego życzę Jurkowi z całego serca. To będzie wielki psychiczny kop, jeśli zremisujemy na Wembley. Wtedy jesienią gramy u siebie i wszystko jest możliwe.
Terminarz Euro chyba też jest sprzyjający.
Fenomenalny! Tylko jeszcze raz podkreślam – zawodników mamy lepszych od Słowacji, lepszych od Szwecji, gorszych od Hiszpanii, ale nie mamy drużyny. Drużyna rodzi się po zwycięstwach. Proszę mi pokazać jakieś zwycięstwo Brzęczka, które by podbudowało psychicznie.
Zachwycaliśmy się wygraną z Izraelem w Warszawie, więc to mówi samo za siebie.
A co to jest Izrael, przepraszam bardzo? Dla mnie Izrael to jest państwo, które szanuje, ale reprezentacja Izraela… W takim razie zagrajmy pięć meczów z Andorą. Będziemy się wtedy jeszcze bardziej zachwycali.
Rozważmy jeszcze scenariusz pt. Trzęsienie ziemi. W eliminacjach Mistrzostw Świata przegrywamy z Węgrami, męczymy się z Andorą, przegrywamy z Anglią i przed samym Euro Zbigniew Boniek zmienia selekcjonera. Widzi pan taką możliwość?
Przepraszam, ale o czym pan mówi? Trenera przecież zwalnia się w przerwie meczu, jak jest taka potrzeba. Dlatego mówię, jeśli będzie pięć punktów, czego życzę Jurkowi z całego serca, to inaczej jedziemy na Euro. Jeśli, nie daj Boże, będziemy mieli 3-4 punkty, to po co jechać na to Euro? Twierdzę, że taką drużynę poprowadzi magazynier i będzie grała lepiej, jeśli w tych trzech meczach eliminacyjnych nie zdobędzie pięciu punktów. Na Euro gramy też trzy mecze, w takim samym odstępie czasu, i musimy tutaj wypaść celująco. A przez te trzy miesiące musi pojawić się chemia między Brzęczkiem a drużyną. Nie może być tak, że Lewandowski nie wypowiada się po meczu, bo wiadomo, że to jest konflikt nieprawdopodobny. Są teraz takie możliwości, że przez te trzy miesiące powinny być treningi mentalne i Brzęczek powinien doprowadzić do tego, żeby mieć 200 proc. pewności, która jedenastka wystąpi w dwóch meczach eliminacyjnych. Ta jedenastka, oczywiście poza kontuzjami i kartkami, nie może być zmieniona w meczu z Węgrami i z Anglią. Nie tak jak w ostatnich meczach z Włochami i Holandią – pięć zmian. Jeździć teraz jest niebezpiecznie, ale przy tych technicznych środkach, to PZPN może robić telekonferencje ze wszystkimi zawodnikami raz w tygodniu. Muszą być dwa scenariusze. Jeden – zdobywamy pięć punktów w tych trzech meczach eliminacji do Mistrzostw Świata, wszystko jest w porządku, jedziemy na Mistrzostwa Europy. Drugi – nie wychodzą nam mecze z Węgrami i z Anglią, wtedy musi nastąpić trzęsienie ziemi, bo na Euro pojedziemy jako chłopcy do bicia. A nawet nie tyle trzęsienie ziemi, co po prostu zmiana selekcjonera. Jeszcze raz podkreślam – trenera zmienia się w przerwie meczu, bo nie można wymienić zawodników, tylko trzeba zmienić trenera. Tym bardziej, że ci zawodnicy udowadniają, że są europejskiej i światowej klasy.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/532190-nasz-wywiad-tomaszewski-wtedy-zaczela-sie-katastrofa-kadry