Robert Lewandowski może zostać wieczorem piątym polskim piłkarzem, który wzniesie Puchar Europy. W finale Ligi Mistrzów w Lizbonie jego Bayern Monachium spotka się z Paris Saint-Germain.
Wcześniej na listę triumfatorów tych rozgrywek trafili Zbigniew Boniek (z Juventusem Turyn), Józef Młynarczyk (z FC Porto), Jerzy Dudek (z Liverpoolem) i Tomasz Kuszczak (z Manchesterem United), który jako jedyny z wymienionych nie zagrał w finale.
Będzie to druga tak duża szansa Lewandowskiego na wywalczenie najbardziej prestiżowego trofeum klubowego w Europie. W 2013 roku, jeszcze w barwach Borussii Dortmund, w której składzie byli też Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek, wystąpił w przegranym na londyńskim Wembley 1:2 finale z… Bayernem.
Niezależnie od końcowego rozstrzygnięcia Polak zostanie najlepszym strzelcem rozgrywek. Do tej pory uzyskał 15 goli w dziewięciu występach i brakuje mu dwóch do rekordu sezonu Portugalczyka Cristiano Ronaldo sprzed sześciu lat.
Niedzielny mecz przyniesie szósty triumf w Pucharze Europy-Lidze Mistrzów mającego 120-letnią historię Bayernu albo pierwszy świętującego w tym roku jubileusz 50-lecia PSG. Spotkanie zakończy najdłuższy i bezprecedensowy sezon piłkarski na kontynencie - minie 425 dni od inauguracji edycji 2019/20, która w marcu została przerwana z powodu pandemii koronawirusa, a wróciła po czterech miesiącach w zmienionej tymczasowo formule turniejowej i z inną niż pierwotnie zakładano lokalizacją finału.
Na trybunach Estadio da Luz zasiądzie tylko kilkaset osób, w tym piłkarze rezerwowi, przedstawiciele obu zespołów i oficjele. Wszyscy wcześniej przejdą testy na koronawirusa. Kibiców zabraknie nie tylko na stadionie, ale na ulicach miasta-gospodarza finału, który zazwyczaj ściągał tysiące sympatyków obu grających zespołów. To wszystko sprawia, że będzie to pierwszy taki finał w sięgającej 1956 roku historii tych rozgrywek.
Z kolei po raz pierwszy od 1998 roku zakwalifikowały się do niego drużyny, które nie tylko przystąpiły do rywalizacji jako mistrzowie swoich krajów, ale i potwierdziły swój prymat w tym roku.
W przypadku walczącego o pierwszy triumf PSG będzie to także ukoronowanie dziewięciu lat, od kiedy w klub zainwestowali katarscy szejkowie, którzy według niektórych szacunków wpompowali w niego kilka miliardów euro. Ponad miliard euro właściciele wydali na transfery piłkarzy, w tym 222 miliony na Neymara, który od 2017 roku jest najdroższy w historii. To właśnie pojedynek Brazylijczyka z Lewandowskim ma rozpalić miliony kibiców przed telewizorami na całym świecie.
To będzie najważniejsze 90 albo więcej minut w historii klubu i naszych występów w jego barwach
—przyznał włoski pomocnik paryżan Marco Verratti.
Mimo bezwzględnej dominacji w kraju w ostatnich latach aż do tego sezonu PSG nie potrafiło przebić się do półfinału Champions League.
Bayern na sukces w LM czeka siedem lat, podczas których także nie zeszedł z mistrzowskiego tronu w Niemczech. Inna jest filozofia klubu, w którym to jego członkowie wybierają prezesa, a tylko niezbyt duża część udziałów należy do sponsorów instytucjonalnych. Klub ma stabilne podstawy, nie przepłaca za transfery, a drużyna wyraźnie odżyła po przejęciu jej przez hołdujacego partnerskim zasadom relacji z piłkarzami trenera Hansiego Flicka.
PSG rozkręcało się powoli, w drodze do finału nie zachwycało ekspertów jak Bayern, który zdobył aż 42 gole w 11 spotkaniach i zdobył powszechne uznania po „hokejowej” wygranej 8:2 z Barceloną w ćwierćfinale.
Pierwszy gwizdek włoskiego sędziego Daniele Orsato - o godz. 21.
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/514540-lewandowski-czy-neymar-za-kilka-godzin-final-ligi-mistrzow